Popkultura pełna jest tęczowych motywów, wątków i postaci. Szczęśliwie również takich, od których robi się ciepło na sercu i do których chce się wracać po wielokroć i polecać wszystkim wokół. Które z nich najbardziej kochamy i robią w naszym odczuciu fantastyczną robotę dla reprezentacji osób LGBTQ+? Zapraszamy do lektury!
Xena i Gabriela, Xena: Warrior Princess
Ten najważniejszy związek w życiu niekoniecznie musi być związkiem małżeńskim, nawet jeśli równolegle w tym ostatnim jesteś (albo w kilku). Niezależnie od tego, czy uznajemy relację Xeny i Gabrieli za miłosną, czy przyjacielską, niewątpliwie były dla siebie najważniejszymi osobami w życiu, a fantastyczna chemia między grającymi je Lucy Lawless i Renee O’Connor sprawiła, że fanki serii dość szybko zaczęły je parować… co w kolejnych sezonach radośnie podchwycili zarówno twórcy, jak i same aktorki. I choć nigdy nie wyszli poza subtekst, jednak był on tym z kategorii walących obuchem po głowie, od wspólnego wychowywania dziecka, przez obudzenie Gabrieli przez Xenę pocałunkiem prawdziwej miłości, wspólną śmierć, zmartwychwstanie (tak!), wyprawę Gabrieli do piekła, by ocalić Xenę, i tak dalej, i tak dalej. Do tego Gabriela jest zupełnie jawnie biseksualna i bywa obiektem zalotów zarówno kobiet, jak i mężczyzn; jeden z komediowych odcinków oparty jest na dziennikarskim śledztwie mającym na celu odkrycie, czy są parą, a samych komicznych wstawek sugerujących również relację fizyczną między nimi jest znacznie więcej. Niewątpliwie Xena: Warrior Princess pozostaje kultową produkcją i te ponad ćwierć wieku temu przyniosła wiele radości i nadziei queerowej społeczności – na tyle dużo, że konwenty Xennitek odbywają się do dziś. (Paternoster Gang)
Zakon drzewa pomarańczy (Samantha Shannon)
To bardzo obszerna, wielowątkowa powieść, zdawałoby się – klasyczne fantasy. Jest królowa stojąca między cywilizacją a budzącym się Pradawnym Złem; jest rycerka, której marzenie o ogromnym awansie właśnie się spełnia, ale za sprawą jednej kiepskiej decyzji żyje w ciągłym lęku; jest szpiegini, która szczerze wierzy w swoją misję i wczuwa się w nią całym sercem; są wojny, smoki i inne stwory, prastare legendy, spory o interpretacje przeszłości, dziedzictwa i ciężar zobowiązań, no i oczywiście ratowanie świata. Równocześnie jest to powieść na wskroś feministyczna i tęczowa.
Jeśli miłe waszym sercom są wątki miłości łączącej kobiety, to znajdziecie tu tego niemało, choć muszę ostrzec, że autorka jest znana z bardzo długich lontów, więc zanim coś zapłonie, pokonacie kilkaset stron… W sensie, koło pięciuset bardziej niż stu. Ale nie będzie wam się raczej nudziło, bo dzieje się sporo, a dbałość autorki o stworzenie spójnego – a przy tym różnorodnego – świata i jego długiej historii budzi podziw. No i potem jest drugie pięćset stron… Znacznie szybciej na horyzoncie pojawią się inne kolory tęczy, czy to we wzmiankach, czy to we wspomnieniach, czy po prostu charakterystykach bohaterów, bo przecież nie chodzi tylko o aktualny związek, ale orientację, która dla osoby jest istotna nawet wtedy, gdy akurat jest samotna, zajęta czymś innym czy zmuszona przez sytuację życiową do pójścia inną drogą, niż by chciała.
Rzecz nawet nie w tym, że queerowe wątki są na pierwszym planie – nie zawsze tak jest, za dużo się dzieje, świat jest zagrożony! – ale w tym, jak bardzo równościowa i tęczowa jest wizja całego tego uniwersum. Jeśli w fantastyce pojawiają się takie progresywne struktury społeczne, jak gasp, córka króla dziedzicząca po nim tron bez tony papierkowej roboty i podlizywania się wszystkim wokół, to często jest to właśnie wyjątkiem na tle innych, patriarchalnych społeczeństw. W świecie powieści Samanthy Shannon tak nie jest. Jakiekolwiek by tego świata nie rozdzierały konflikty – a dotyczą one różnorodnych kwestii, od wiary i interpretacji mitów, po różne sprawy polityczne i kulturowe (i niemało klasycznych uprzedzeń) – to wszystkie nacje łączy całkowite odrzucenie takich bzdur, jak nienawiść do kobiet czy mniejszości. Mamy bardzo dużo bohaterek, które są zróżnicowane i aktywne, mają różnego rodzaju relacje, postępują moralnie i niemoralnie, mądrze i wręcz przeciwnie; czasami wiele mogą, a czasami mogą niewiele. Podejmują decyzje z myślą o innych albo o sobie. Spełniają najróżniejsze życiowe role, od królowych po pomywaczki, od generałek po damy dworu. Ich (liczna!) obecność kształtuje cały ten świat i jego losy. Ot – feministyczna fantastyka w najlepszym wydaniu i najlepszym znaczeniu tego słowa; napisana przez kobietę, zawierająca więcej niż jedną aktywną bohaterkę oraz pokazująca świat doceniający kobiety i niemający uprzedzeń względem różnych międzyludzkich relacji. Dzięki temu jest to lektura odświeżająca głowę i sprawiająca, że w kwestii tak podstawowej, choć ciągle bieżącej, jak dobra reprezentacja kobiet i queerów w fantastyce, poprzeczka może nam się nieco podnieść. Krótko mówiąc, serdecznie wam polecam Zakon drzewa pomarańczy, jeśli jeszcze go nie znacie. (Lierre)
Adora/Catra i queerowa narracja, She-Ra and the Princessess of Power
Ta dwójka przechodzi bardzo długą drogę przez kolejnych pięć sezonów serialu. Cała animacja jest dogłębnie queerową narracją, w której pod otoczką fantastycznego motywu walki dobra ze złem widać kilka niełatwych motywów. Queer to nie tylko odkrywanie siebie, ale też funkcjonowanie w społeczeństwach, które niejednokrotnie są nieprzychylne wszelkim odstępstwom od zachodnio pojmowanych norm relacji międzyludzkich. I tak tutaj mamy z jednej strony otwarcie opresyjną Hordę, z której obie bohaterki – i Adora, i Catra – muszą się wyrwać, by być w stanie wyznać sobie miłość, a z drugiej First Ones – pradawną społeczność o rygorystycznych zasadach, kreującą się na niosącą w kosmos dobro i rozwój, a tak naprawdę podbijającą i wykorzystującą kolejne planety. I choć First Ones dawno upadli, macki ich podstępnych wpływów wciąż sięgają Adory. Czynią z niej bohaterkę i broń, podczas gdy ona sama chce być bohaterką, ale i człowiekiem. To wyraźna metafora wpływu ewangelickiego chrześcijaństwa ze Stanów Zjednoczonych (jakkolwiek my możemy zauważyć tutaj sporo podobieństw do polskiego Kościoła katolickiego), w którym wychowywał się Noelle Stevenson, producencie wykonawcze serialu i osoba niebinarna*, która sama przeszła długą drogę w stopniowym „wychodzeniu z szafy”. Nie dziwi więc, że jej reboot She-Ry jest przesiąknięty na wskroś motywami queerowymi. Oprócz tego uwielbiamy fakt, że Adora i Catra, których relacja jest centralną w serialu, wyznają sobie otwarcie miłość i całują się. To wciąż rzadkość w animacjach skierowanych do młodszej widzki, ale mamy nadzieję, że będzie wielkim krokiem w zmianie tego stanu rzeczy. (Ginny N.)
Sherlock BBC
Będę bardzo typowa i dodam do wyliczanki Sherlocka BBC. Wprawdzie wątki queerowe dotyczące głównych bohaterów nie są oficjalną częścią fabuły, ale dzięki zabiegom reżyserskim i napisanym scenariuszom fandom sam dopowiedział sobie kilka słów na temat relacji między protagonistami.
Jeśli chodzi o Sherlocka, sprawa ma się bardzo prosto już od pierwszego sezonu. Sherlock chce wynająć na spółkę mieszkanie z Watsonem, co dla większości mieszkańców Londynu jest najsensowniejszym rozwiązaniem, jeśli nie chce się wydawać prawie całej pensji na centralną lokalizację. Pani Hudson, czyli doskonale wszystkim znana właścicielka mieszkania na 221b Baker Street, zakłada, że obaj panowie są… parą. Jako bardzo postępowa kobieta zapewnia ich oczywiście, że jest bardzo tolerancyjna i nie ma nic przeciwko parom tej samej płci. W końcu przecież nie byliby pierwszą parą tego rodzaju w tej kamienicy… Rzecz jasna, Watson zaprzecza, jednak Sherlock zbywa całą sytuację milczeniem, dając widzom pewną dozę niepewności odnośnie do jego orientacji. Fakt, że pani Hudson utrzymuje swoją opinię przez praktycznie cały serial, często w humorystyczny sposób, sprawia, że trudno jest przestać się zastanawiać nad słusznością jej przekonań.
Drugą słynną sceną, w której wielu widzów kwestionuje orientację seksualną Sherlocka, jest scena we włoskiej restauracji, do której detektyw zabiera Watsona. Widzowie często interpretują ten moment jako czysto niezręczną scenę pełną nieporozumień, jednak szybko staje się jasne, że sugerowana homoseksualność (lub też aseksualność) Sherlocka może być istotną częścią jego osobowości. Angelo, właściciel restauracji, który podchodzi do stolika zajmowanego przez detektywa i jego przyjaciela, oznajmia, że „kolacja Sherlocka i jego partnera jest na koszt firmy”, co spotyka się z ostrym sprostowaniem Johna, że wcale nie są partnerami. Sherlock po raz kolejny zbywa całą sprawę milczeniem.
Fakt, że Sherlock nigdy otwarcie nie zaprzecza przypuszczeniom o jego orientacji sprawia, że bardzo łatwo uwierzyć postaciom, które poruszają ten temat w jego obecności (a dzieje się to w ciągu całego serialu i nie chodzi tylko o panią Hudson). Chociaż seksualność Sherlocka nigdy nie znajduje się na pierwszym planie serialu (zagadki przede wszystkim!), to poruszanie tego wątku w drobnych detalach dodaje dodatkowych smaczków dla wszystkich, którzy pragną znaleźć odpowiedź na to zagadnienie.
Podsumowując, Sherlock BBC nie tylko bawi się konwencją kanonu stworzonego przez A. C. Doyle’a, ale też… powszechnie przyjętą konwencją związków i relacji romantycznych głównych bohaterów. Fakt, że genialna obsada serialu potrafiła stworzyć na ekranie tyle chemii bez oczywistych dialogów potwierdzających fanowskie teorie, bardzo mi trafił do serca. A ja ze swojej strony mam tylko nadzieję, że jeśli powstanie kiedyś jeszcze jeden sezon Sherlocka, to Sherlock w końcu przestanie milczeć. ;> (Respice)
Nico di Angelo, Percy Jackson i bogowie olimpijscy (Rick Riordan)
Oraz od tego samego autora genderfluid Alex Fierro z serii o bogach nordyckich. Świat Riordana to zdecydowanie moja ulubiona seria młodzieżowa. Filmy zupełnie nie oddały potencjału książek. (Rademede)
Sense8
Serial sióstr Wachowskich wprost ocieka tęczą, brokatem, jednorożcami i urzeka różnorodnością bohaterów – tożsamościową, płciową, kulturową i klasową. Przynosi relacje jednopłciowe, dwupłciowe i poliamoryczne, ma cis i transpłciowe bohaterki, jest przepięknie sensualny, wypełniony miłością i zawiera bodaj najcudowniejsze sceny seksu w historii kinematografii. Przy tym wszystkim pozostaje kawałkiem świetnego kina akcji/sci-fi. Niedościgniony wzorzec z Sèvres tego, jak wprowadzać queerowe wątki i postacie do popkultury. (Paternoster Gang)
Beau/Yasha, Critical Role
Druga kampania Critical Role – actual playa, w którym grupa aktorz głosowych gra w DnD 5e – była w ogóle bardzo queerowa, poczynając od genderfluid Mollymauka Tealeafa, przez metaforyczne ujęcie historii Veth, aroace Cada, aż po otwarcie queerowe Beauregard i Yashę. W ciągu trzech lat rozgrywek mogliśmy obserwować rozwój ich przyjaźni i radzenie sobie z traumami oraz stopniowe gojenie ich mentalnych ran. Dzięki ich nowej, niebiologicznej rodzinie, jaką stało się Mighty Nein, mogły odnaleźć też siebie – mniszka i barbarzynka, dwie pozornie po prostu twarde kobiety, a które są bardzo wrażliwe, choć każda na swój sposób. To może prosta, ale bardzo poruszająca narracja. I cudownie odegrana przez Marishę Rey i Ashley Johnson. (Ginny N.)
Critical Role
Wspomniane już RPG streamowane online przez aktorów głosowych uwielbiam w absolutnie każdym, najmniejszym kawałeczku. Zarówno pierwsza, jak i druga kampania wypełnione są nieheteronormatywnymi NPCami, niesamowicie odgrywanymi przez Matta Mercera, a ich obecność jest tak naturalna, jak tylko mogła być – tu nie ma miejsca na grzebanie gejów dwie minuty po ich przedstawieniu się, a cispłciowość wcale nie jest domyślna. Podobnie zresztą jest w kwestii postaci graczy. Taryon Darrington odkrywający, że „kobiety nie są dla niego” był jednym z najbardziej naturalnych coming outów, jakie miałem przyjemność zobaczyć w popkulturze; wątki romantyczne Vax’ildana oraz Caleba to w moim odczuciu jedne z najlepiej poprowadzonych wątków postaci biseksualnych; Mollymauk to chyba jedyna w znanej mi popkulturze postać niebinarna i jednocześnie używająca binarnego zestawu zaimków (on/jego) – reprezentacja grupy, której naprawdę mi brakowało. A do tego wszystkiego – w tym świecie nie ma miejsca na homofobię i transfobię. Świat bywa brutalny, owszem, ale oglądanie kolejnych odcinków dawało mi poczucie queerowego bezpieczeństwa; mogłem być spokojny ze świadomością, że nie zobaczę tu przemocy wywołanej czyjąś nieheteronormatywnością. (Styczeń)
Michio Pa, Josep, Nadia, Bertold, Laura, Evans Garner Choi, Oksana Busch, The Expanse
Modelom rodziny w sadze Jamesa S.A. Coreya poświęciłam osobny tekst, tu przywołam moje chyba ulubione małżeństwo: Michio Pa i jej trzy żony i tyluż mężów, czyli załogę Connaughta, którą poznajemy w tomie „Gry Nemezis” (serialowy odpowiednik to rodzina Caminy Drummer). Ich związek opiera się na miłości, szacunku i wzajemnym wsparciu, respektowaniu czasami odmiennych potrzeb i opiece nad tymi, którzy dołączyli do ich całkiem licznej rodziny stosunkowo niedawno. Autorzy The Expanse mają zamiłowanie do szczegółów, pokazują więc, że tego typu relacje powinny być czymś naturalnym w świecie, w którym ludzie spędzają całe lata na tym samym statku, i że siłą rzeczy zmienia to dynamikę między tym, co prywatne, i tym, co zawodowe. Pa jest tyleż żoną, co kapitanką Connaughta, i choć może się to wydawać trudne, to udaje się jej funkcjonować w obu rolach, mimo że dla niej oznacza to czasem wydawanie rozkazów, a więc też narażanie ludzi, których kocha. „Ups” już zawsze będzie mi się kojarzyć właśnie z tą siódemką! (Paternoster Gang)
* Stevenson po angielsku używa zaimków she/he/they.
Macie swoje ulubione queerowe wątki czy postacie? Dajcie znać na Facebooku!

Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.