Po obejrzeniu filmu, czas sięgnąć po książkę. Czym do Yuki i Ginny N. przemówił Wiedźmikołaj? I dlaczego to, że to świąteczna historia o Śmierci (i śmierci), ma sens? Przeczytajcie nasz dwugłos.
Ginny N.: Każdy serial powinien mieć swój odcinek świąteczny. Czasami ma ich nawet więcej (patrz Doctor Who ^^). Taką opowieść znajdziemy także w Świecie Dysku. Jak wypada w Wiedźmikołaju obraz świąt – przesilenia zimowego i jednocześnie końca roku, w którym przeglądają się nasze ziemskie zimowe święta?
Yuka: Na pierwszy rzut oka jest właściwie tak samo. Mamy dzieci wierzące – albo tracące swoją dziecięcą wiarę – w dobrego ducha świąt, przynoszącego prezenty i powiązanego z pewnymi tradycjami. Mamy dorosłych – w formie magów z NU – wspominających obchody tychże świąt z wcześniejszych lat, z których w większości zapamiętali spory rodzinne, i inne przykrości albo trudy. Mamy osoby, które na świętach chcą zarobić albo poczuć się lepszym człowiekiem, zachowując się ten jeden raz lepiej niż na co dzień. Ot, zwierciadło naszego świata i jego zwyczajów. Pomaga nam przyjrzeć się samym sobie i zastanowić, czy to jest sens świąt, czy tylko przyzwyczajenie; zachęcić do bardziej intencjonalnego ich przeżywania? Jak wy to widzicie?
Ginny N.: Właściwie podobnie. Dysk to ostatecznie „Świat i zwierciadło światów”. Mamy więc w nim opowieść o przeganianiu mroku, o świętach, które sobie wyobrażamy i wobec których czujemy nostalgię – to ciepło do którego dąży Śmierć, te święta z dziecięcych wyobrażeń i te prawdziwie dobre, jak u Mustruma Ridcully’ego. Ale do nas Wiedźmikołaj przemawia właśnie tym (i w tym roku doceniamy to naprawdę mocno), że to nie jest historia o idealnych świętach, a o świętach prawdziwych – na każdym poziomie. Takich, w trakcie których jest miejsce na marudzenie, na spory, na dziwaczne gonitwy za pożeraczem skarpetek, i na żebraków, i niezgodę na to, co niewłaściwe, i na okrucieństwo, które nie znika magicznie w tę jedną noc w roku.
Yuka: Ta nieupiększana prawdziwość wybrzmiewa głośno. Zwłaszcza, kiedy obserwujemy ją przez oczodoły Śmierci, który nie godzi się na to, „że życie już takie jest”, na niesprawiedliwość.
Ginny N.: To jest zdecydowanie ciekawe, że najbardziej ludzki jest właśnie Śmierć. Choć tak naprawdę wcale ludzki nie jest. Ale przez osmozę przejmuje wiele z ducha Wiedźmikołaja, z ducha Strzeżenia Wiedźm. Nie godzi się na to, co okrutne, bezmyślne, złe pod przykrywką dobroczynności (zły król nie stanie się dobry, bo w jedną noc podzieli się jedzeniem, którego obdarowany nie wie nawet jak jeść; śmierć dziewczynki nie stanie się dobra, bo ludzie cieszą się, że oni mają lepiej) – i jest w tym bardzo Śmiercią, jakiego w ogóle pisze Pratchett. A jednocześnie chodzi w tym właśnie o tę ludzką metaforyczność świąt o zachowanie ducha świąt, jakim ludzie go sobie wyobrażają. Dla samego Śmierci Strzeżenie Wiedźm nie ma żadnego znaczenia. Dla niego równie dobrze mogłaby wschodzić ognista kula gazów a nie słońce. Ale Śmierć, który chce ratować Wiedźmikołaja, musi niejako wejść w tę bardziej ludzką rolę, musi aż do kości wierzyć, że słuszne jest mówienie światu, że jest inny niż jest.
Yuka: Podoba mi się tu zestawienie Śmierci i Susan, którzy niby dążą trochę do tego samego, do człowieczeństwa, ale rozumiejąc je na różne sposoby. Śmierć, dla którego ludzkość ma (czy powinna mieć) trochę tej magii, tej wiary, chęci polepszania ludzkiej rzeczywistości. I Susan, dla której to pożądane człowieczeństwo jest „normalnością”, wtopieniem się w tłum, odrzuceniem tej części siebie, która jest Śmiercią i należy do jego świata. Z pozoru on działa dla ludzkości, a ona bardziej dla siebie. A może Śmierć też dla siebie, w jakiejś części. Bo jak mógłby wykonywać robotę Wiedźmikołaja i uwierzyć do kości, jeśli nie miałoby to dla niego samego jakiegokolwiek znaczenia?
Ginny N.: Rzeczywiście, ich motywacje są różne, ale zauważ, że Susan jednak przyjmuje w jakimś stopniu rolę Śmierci. I choć mówi sobie, że chce od życia tylko normalności, to jednak sama przed sobą nie potrafi w pełni ukryć, że jednak trochę chce także wrócić do nadnaturalnego świata. Niekoniecznie na dobre, ale zanurzyć się w nim na chwilę. Śmierć jednak, powiedziałbym, że trochę nie ma wyboru. Tak, oboje z Susan działają bo stwierdzenie, że „ktoś musi to zrobić” powinno nieść za sobą konkretne akcje, żeby nie było po prostu pustym zdaniem. Ale przede wszystkim śmierć (ta pisana małą literą) jest inherentną częścią opowieści o Wiedźmikołaju. Od samego początku narracja mówi nam – to jest opowieść o śniegu, krwi i słońcu. Wiedźmikołaj musi umrzeć, by słońce mogło wzejść. Zima, która jest obumieraniem, musi umrzeć, by świat mógł się odrodzić. Historia się zmienia, rola Wiedźmikołaja na Dysku się zmienia, ale rdzeń opowieści pozostaje ten sam. Wiedźmikołaj mieszka w Zamku Kości nie bez przyczyny i nie bez przyczyny długo niegrzeczne dzieci dostawały kości właśnie. To jest swego rodzaju memento mori – pamiętajcie, kochane dzieciaczki, że każde istnienie ma swój koniec.
I kiedy Wiedźmikołaj zostaje (prawie) zabity, kto inny mógłby najlepiej zrozumieć jego rolę, kto inny tak świetnie by się jej podjął jak Śmierć? Kto inny niż wnuczka Śmierci, jednocześnie będąca w dużej części człowiekiem miał_by ruszyć Wiedźmikołajowi na ratunek?
Yuka: Dobra uwaga o Zamku Kości. W pierwszym momencie to trochę nie pasuje do Wiedźmikołaja, na co w książce nawet zwraca uwagę Susan, ale rola śmierci faktycznie jest dla tej postaci dosyć kluczowa. W ten sposób rzeczywiście Śmierć jest powiązany z Wiedźmikołajem. Susan za to ma wybór, w każdy razie dużo większy niż Śmierć. Czy całkowity? Z jednej strony ma Śmierć w kościach, ma pewne przywileje Śmierci, pewne zdolności (w książce zdecydowanie lepiej rozwinięte niż pokazane w filmie), pewne obowiązki? Kiedy Śmierć zaniedbuje swoje obowiązki, ktoś musi je przejąć. Z drugiej strony, po długim czasie niekontaktowania się z tą częścią siebie, Susan staje się bardziej ugruntowana w rzeczywistości. Zastanawia mnie, czy byłaby w stanie kompletnie wyzbyć się Śmierci (jako dziedzictwa, nie jako ewentualnego zakończenia swojego życia), gdyby bardzo chciała. Czy raczej jest co coś, co zawsze będzie w niej tkwiło, zawsze będzie miało możliwość rozbudzenia się.
Ginny N.: Susan jako człowiek ma większy wybór, ale jako osoba, jaką jest, oczywiście, że będzie chciała dowiedzieć się o co chodzi w całej sprawie i naprawić sytuację. Wolna wola to w sumie też jest ten ludzki koncept, który nie do końca przystaje do rzeczywistości. I dlatego dla nas to zawsze wyglądało tak, że o ile rodzice Susan po prostu umarli i poszli dalej, o tyle Susan po śmierci nawet jeśli pójdzie dalej – to jej nieludzka część zostanie ze Śmiercią. Może jako osobny byt (jak Śmierć Szczurów) choć my raczej wyobrażamy sobie, że Śmierć by ją wchłonął, tak jak zrobił z innymi Śmierciami w Kosiarzu. Że Susan nie chciałaby istnieć w nieskończoność, jako osobny byt. Ale ta jej część, to nie jest coś, czego można się pozbyć.
A Susan, jako część Śmierci, tak naprawdę musi wziąć udział w tej całej sprawie. Nawet jeśli robi to z własnego wyboru. Cał_ śmierć musi. To nie tylko Śmierć i Susan. To Śmierć, Susan, Albert, Śmierć Szczurów i Miodrzekł. A by dopełnić ósemki – kluczowej liczby magicznej na Dysku – mamy jeszcze Violet i O boga. Którzy stają naprzeciwko ósemki pana Herbatki (on, pięciu zbójów, Sideney i pan Brown). To też ciekawy koncept i wpisujący się w główny motyw tej historii: Śmierć stający naprzeciwko skrytobójcy.
Yuka: Śmierć, Susan, Albert, Śmierć Szczurów, Miodrzekł, Violet i O, bóg – to siódemka. Kogoś brakuje?
Ginny N.: Pimpuś?
Yuka: Może tak.
Ginny N.: Dobra, trochę szyjemy, najwyraźniej nie umiemy liczyć.
Albo Wiedźmikołaj jako ten ósmy?
O, to pasuje.
On też ma w końcu rolę – kluczową – do odegrania.
Yuka: W każdym razie, Śmierć naprzeciwko skrytobójcy, a jeszcze takiego, który rozmyślał (w ramach hobby, oczywiście), w jaki sposób zabić Śmierć…
Ginny N.: Bardzo wiele mówi nam wprowadzenie jego postaci. To pierwsze, dokonane jeszcze przez narrację. Ten cytat o widzeniu ludzi jako rzeczy, który przywodzi nam od razu inne miejsce, gdzie to zdanie się (później) pojawia. W Carpe Jugulum babcia Weatherwax powtarza je, poprzedzając stwierdzeniem, że całe zło, wszelki „grzech” zaczyna się właśnie od takiego postrzegania innych.
Yuka: No właśnie. Herbatka jako postać mnie zastanawia. Myślę odruchowo o tym momencie, kiedy Susan chce wyprowadzić go z równowagi, mówiąc o tym, jak w dzieciństwie pewnie nie miał przyjaciół, że wszystkie dzieci wyczuwały jego inność i bały się go, że pewnie zaglądał lalkom pod sukienki. Z jednej strony ten tekst pasuje do tego, co dosłownie pojawia się na stronach książki – Herbatka wspominający wewnętrzne dziecko i Susan przywołująca wewnętrzną guwernantkę. Z drugiej strony im dłużej o tym myślę, tym bardziej jest mi z tym dziwnie i nie jestem pewna czemu. Może odbieram to trochę jako spłaszczenie tematu, coś w stylu „jest taki, bo nikt się z nim nie bawił i nie okazał mu czułości”. Albo może „zawsze taki był, więc musiał wyrosnąć na kogoś tak okrutnego”, co też wydaje mi się dosyć krzywdzącym założeniem. Zastanawiam się, jak traktować jego postać. Bardziej jako archetyp, czy jednak jest tam więcej głębi.
Ginny N.: Herbatka jest zdecydowanie wielkim złym. Nawet wpisuje się w to jego okaleczenie/oszpecenie (szklane oko i drugie dziwne oko), które niekoniecznie dziś dobrze odbieramy. Ale my to rozumiemy tak, że on zawsze był okrutny – że niektóre osoby takie są i nawet jeśli jest dla nich nadzieja, pewnie wymagałyby mnóstwa pracy, która jakoś by to ogarnęła. Każde, nawet najgorsze, dziecko na to zasługuje. No ale przyjęcie do Gildii Skrytobójców jako sieroty… Sama narracja mówi o tym, że to nie było miejsce, które rugowałoby mordercze zapędy. Tu nam pojawia też się pytanie o etykę Gildii. Bo z jednej strony lord Downey chce się Herbatki pozbyć (jak rozmawiałeśmy o tym przy okazji filmu), a z drugiej daje mu kolejne zlecenie.
Yuka: To okaleczenie jako skojarzenie ze złem zdecydowanie nie plusuje. Dziś taka postać może mogłaby być inaczej stworzona. Myślę, że zgadzam się z tym co piszesz – zawsze był okrutny, ale mógłby skończyć inaczej w sprzyjających warunkach. A że był nakierowany już w tę stronę i do niej prowadziła większość ścieżek… Chyba chciałabym to trochę wyraźniej widzieć w samym tekście, tak żeby to podkreślić.
A co do etyki Gildii Skrytobójców – czytając, odniosłam raczej wrażenie, że to w zasadzie estetyka, a nie etyka. Downey wyraża swoje zdanie w tym temacie w konkretny sposób – że Herbatka jest nieelegancki. No i reszta jego słownictwa. Nie zabójstwo, tylko inhumacja. Nie zatrudnienie, tylko zlecenie. Nie opryszek mordujący dla pieniędzy, tylko dżentelmen czasem udzielający konsultacji za opłatą. Nie wiem, czy faktycznym problemem jest dla niego to, że Herbatce zdarza się przy zleceniu zabić dodatkową osobę lub zwierzę, czy to, że Herbatka jest nieprzewidywalny i pokazuje, że lubi zabijać, a nie tylko „wyraża zadowolenie z dobrze wykonanej pracy”.
Ginny N.: Brzmisz bardzo vimesowsko w tym momencie. I fakt, w Gildii ważna jest estetyka. Sam lord Downey jako główny skrytobójca przecież też nie jest dobrym człowiekiem. Audytorzy nie przychodzą ze zleceniem inhumacji Wiedźmikołaja do niego, bo uważają, że jest moralnie nieskazitelny. Downey kieruje się, no właśnie etosem, schludnością, beznamiętnym podejściem do swojej pracy. I w Herbatce przeraża go podejście emocjonalne, radość, przyjemność z zabijania. A jednocześnie przez tę skrytobójczą pragmatyczność przyjmuje zlecenie od Audytorów i decyduje się wysłać do jego wykonania właśnie Herbatkę. Tak by w sytuacji jego niepowodzenia móc powiedzieć „wysłaliśmy najlepszą osobę do tego zadania” i móc zachować pieniądze. Różnica leży w tym, że lord Downey jest uczłowieczany – lubi psy, spędza Strzeżenie Wiedźm nasłuchując dzwonków sań. Herbatka nie zostaje uczłowieczony w taki sposób. A jednocześnie to wszystko co robi, to okrucieństwo też są ludzkie. Pociągnięte do ekstremum, owszem, ale to nie są cechy Śmierci, to nie są cechy Audytorów, którzy sami nie wpadliby na rozwiązania jakie stosuje Herbatka. To są cechy złego człowieka.
Yuka: Tak, są ludzkie, z tym się nie spieram. Raczej rozważam naturę tej etyki Skrytobójców. Bo przychodzi mi na myśl częsty motyw, że nawet przestępcy, mordercy, itp. mają swoje zasady i pewnych rzeczy nie zrobią. Co tutaj też się sprawdza. Ale niekoniecznie dlatego, że (jak zwykle w takich przypadkach) coś jest niemoralne nawet dla nich, a może bardziej (albo tylko) dlatego, że jest właśnie „nieeleganckie”. Czyli że to bardziej kwestia dbania o swój wizerunek, niż jakiejś wewnętrznej moralności (nawet bardzo okrojonej). Ale może to już odbieganie od głównych tematów tej książki.
Ginny N.: Właściwie my dążymy do przekazania tego, że choć Herbatka odrzuca lorda Downeya, to wbrew pozorom wpisuje się w funkcjonowanie Gildii Skrytobójców. Że nie jest zaskoczeniem, że jest jej członkiem, jak bardzo sama Gildia wolałaby go wyrzucić.
Yuka: Chociaż jeszcze bym dodała – jakby zestawić Skrytobójców z ekipą Herbatki, a konkretnie tą piątką ulicznych zbirów, to właśnie oni są takimi przestępcami ze swoimi zasadami (wpojonymi choćby przez matkę, jak w przypadku braci Lillywhite).
Ginny N.: To też jest ten paradoks, tak typowy dla Pratchetta. Średni Dave i spółka są zbirami, mordercami itd. a jednak jeśli mielibyśmy wybierać to wolimy ich od skrytobójców.
A, wiemy kto był naszą ósmą osobą po stronie Wróżki Zębuszki. Banjo.
Yuka: To wtedy kto za niego po stronie Herbatki?
Ginny N.: Nie za niego. On tu ma podwójną rolę. Jest zbójem ale na koniec przejmuje rolę Wróżki Zębuszki. Zmienia strony.
Yuka: Ok, w ten sposób.
Ginny N.: Ten moment jego zmagania się z lojalnością bratu, z… czymś z Herbatką a poczuciem, że Wiedźmikołaj musi przecież być jest istotny. Z jednej strony pokazuje, że działania Śmierci przynoszą efekt, że wiara w Wiedźmikołaja (znów) istnieje. Z drugiej, to też pokazanie, że nieważne ile będzie Herbatków na świecie, zawsze ktoś będzie wierzyć w rzeczy, które czynią nas ludzkimi.
Już niedługo zaprosimy was do lektury drugiej części tej dyskusji, a tymczasem dajcie nam znać, jakie wątki w Wiedźmikołaju lubicie najbardziej. Zapraszamy na nasz Facebook, serwer Discorda i grupę Polifonia Fantastyczna.
Terry Pratchett, Wiedźmikołaj, tłum. P.W. Cholewa, Warszawa 2004.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.