Kochamy Świat Dysku, a jedną z rzeczy, które w nim kochamy to to, jak podstępnie queerowy potrafi być.
Podstępnie, bo czasami tej queerowości nie widać na pierwszy rzut oka i uderza ona dopiero po którejś z kolei lekturze. Ale jest ona obecna w cyklu od samych jego początków i niejednokrotnie jest ona wyraźnie zamierzona.
Do spisania tego konkretnego eseju o Równoumagicznieniu zbieraliśmy się dość długo. Chcieliśmy wrzucić w niego zbyt dużo wątków i zbyt drobiazgowo przeanalizować całą powieść, przez co nie mogliśmy dojść do ładu z tym, jak go poukładać w jasną, przejrzystą konstrukcję. Tym razem zaczniemy więc od prostego postawienia tezy:
Eskarina Smith jest postacią niebinarną.
Powiecie „Ej, nie, Esk to przecież dziewczynka”, a całą tę powieść będziecie odczytywać jako metaforę przebijania szklanego sufitu. Do takiej interpretacji macie oczywiście prawo i nie będzie ona niepoprawna, ale czy na pewno powinna to być jedyna i dominująca interpretacja? Wiemy na pewno, ze spisanego w formie eseju wystąpienia Terry’ego Pratchetta podczas Novaconu ’85[1], że Równoumagicznienie to jego odpowiedź na przyjętą ówcześnie konwencję, że wiedźmy są gorsze w magii od magów i stanowią zwykle siły zła. To jednak zostaje skonfrontowane nie poprzez Eskarinę, a przez postać babci[2] Weatherwax. Wybrzmiewa to jednoznacznie, gdy babcia spotyka czarodziejów z Niewidocznego Uniwersytetu i pojedynkuje się z nadrektorem tej magicznej uczelni. Oboje są równie utalentowani, żadne więc nie wygrywa pojedynku. Ostatecznie dochodzą do kompromisu, zgodnie z którym wiedźmy zostaną wpuszczone na NU, a czarodzieje będą odbywać praktyki u wiedźm na wsi. Co prawda kolejne części cyklu o wiedźmach zupełnie pomijają to rozwiązanie, skupiając się na innych aspektach podziału na wiedźmią i czarodziejską magię, ale w Równoumagicznieniu stanowi to ładne podsumowanie tego wątku. Wiedźma czy mag – nie jest to istotne, bo oba sposoby magii są równie dobre i mają tak swoje zalety jak i wady.
Pojawia się jednak także pytanie, na ile Terry Pratchett był świadomy istnienia osób niebinarnych, kiedy pisał swoje pierwsze powieści ze Świata Dysku. Trudno nam na nie odpowiedzieć – zwłaszcza że to były jednak inne czasy i społeczność queerowa także inaczej wtedy funkcjonowała. To co dziś jest dla nas oczywiste, wtedy pewnie często funkcjonowało pod innymi nazwami, jeśli w ogóle było nazywane. Niemniej pozostaje dla nas oczywistym, że Pratchett przejawiał wysoką empatię wobec społeczności queerowej. Widać to wyraźnie już w Równoumagicznieniu. Zresztą na przynajmniej pewną świadomość tematyki wskazuje sam początek powieści, gdzie narrator mówi nam, że jest to historia „o seksie, choć raczej nie w sensie […] „policz wszystkie nogi i podziel przez dwa”[3]. Jasne jest więc, że chodzi tu nie tyle o „sex” jako seks czy orientację seksualną, a o „sex” jako gender, czyli płeć kulturową.
W powieści śledzimy losy Eskariny Smith, która jest ósmym dzieckiem ósmego dziecka i dlatego jej przeznaczeniem jest zostać magiem – ponieważ liczba osiem ma silne magiczne znaczenie w świecie Dysku. Tyle że czarodziej, który zostawia jej swoją magiczną laskę, popełnia drobny błąd. Nigdy nie zamierzał wręczać jej dziewczynce. Dziewczynki, jak raz po raz powtarzają w powieści dorośli, nie mogą być magami. Ale jednak Esk laskę dostaje, magiczne przekazanie magii na ósme dziecko ósmego dziecka się dokonuje i trudno tu cokolwiek zmienić. Jest w powieści istotna i bardzo bolesna scena, w której babcia Weatherwax, ucząca Esk na wiedźmę, próbuje spalić laskę. Tyle że, ku jej przerażeniu, okazuje się, że gdy laska ląduje w ogniu, płomienie sięgają Esk. Noc rozdziera krzyk bólu dziewczynki śpiącej w pokoju na piętrze. Esme Weatherwax od początku nie ufała lasce i temu, co ta mówiła o Esk i o jej magii będącej męską magią zamiast magią wiedźmią. Wiedziała też jednak, że Esk nie może być zostawiona sama sobie, bez wsparcia i nauki magii, skoro już moc magiczną posiadała. Ale poprzez brak zrozumienia i akceptacji dla samego rdzenia natury magii Esk, wbrew swojej woli, skrzywdziła ją. Dopiero po tej scenie, kojąc poparzoną Esk, była gotowa odejść od swoich głęboko zakorzenionych przekonań w temacie podziałów płciowych.
Esme uczy Esk, jak być wiedźmą i jak pomagać ludziom, a Esk szybko się uczy, ale choć jest pojętna, nauki babci szybko ją nużą. Ma własne pomysły na to, jak czarować. Takie, które zdaniem Esme nie przystoją wiedźmie. Zakazuje Esk wprowadzania tych pomysłów w życie, ale to doprowadza tylko do sytuacji, w której ledwie unika tragedii. Ten jeden kluczowy moment sprawia, że zaczyna rozumieć: laska Esk nie jest po prostu magicznym wzmocnieniem dla mocy Eskariny. To nieodłączna część Esk i jej zniszczenie oznacza zniszczenie samej Esk. To część, która nie ma nic wspólnego z kobiecością (ani z kobiecą magią) – to nie jest to, jak Esk prezentuje się światu. To jest to, kim Esk jest w swoim rdzeniu. To też część, którą dorośli, włączając w to babcię Weatherwax, odrzucają, uznając za niemożliwą i nieprawdziwą. Laska kłamie, wmawiają sobie. A dziewczynki zostają wiedźmami, nie magami. Widzą Esk tak, jak wybrali, by ją widzieć i ignorują to, kim jest ona naprawdę. Bardzo długo nie dostrzegają, że próbując się nią opiekować i kształtować, tak naprawdę ją krzywdzą i to na długo przed tym nim Esme próbuje pozbyć się laski, która budzi jej niechęć i niepokój.
Z ulgą przyjmujemy jednak, że po tej bolesnej scenie, w której narracja wyraźnie mówi, że Esk jest czymś jeszcze innym niż wiedźma czy mag, babcia Weatherwax zgadza się zabrać ją na Niewidoczny Uniwersytet, by tam poznała magię magów. Ale choć zaakceptowała w końcu to, kim jest Esk, to nie oznacza, że problemy Esk się kończą. Magowie bowiem nie widzą tego, co wie Esme i nie zgadzają się przyjąć Esk na uczelnię. Esk więc, z pomocą babci, podejmuje pracę sprzątaczki na NU i – na ile może – wkrada się na wykłady, by ich słuchać. Niestety, ta maskarada, podczas której musi ukrywać swoje niedopasowanie od płciowych ról pod bardzo stereotypowo kobiecym kostiumem, nie jest dobrym sposobem, by się wiele nauczyć.
Esk znów nie może być w pełni sobą, pomimo akceptacji swojej pierwszej nauczycielki. Odkrywa też to, co już wcześniej zaznaczyła nam narracja. Tak jak wizja bycia po prostu wiedźmą ją nudziła, tak nie chce też zostawać po prostu magiem. Chce się uczyć, ale chce wypracować sobie własną ścieżkę łączącą elementy obu tych podejść do magii. Ale dopiero pozaświatowe zagrożenie, podczas którego Esk ratuje swojego przyjaciela i wszechświat, sprawia, że i magowie w końcu godzą się dostrzec w niej więcej niż tylko wiedźmę i tylko maga.
Esk otrzymuje kapelusz maga, oficjalnie zostając magiem, ale wciąż pozostaje też wiedźmą. Od tego momentu jest i tym, i tym. I jednocześnie żadnym z nich. Jest czymś nowym. Wracając do otwierającej powieść sceny, trudno oczytać całą tę historię inaczej niż jako metaforyczną opowieść o niebinarności, która jako odmienna od tego jak płeć postrzega ogół społeczeństwa budzi niezrozumienie, obawę a nawet złość. To też historia o tym, jak dorośli – nawet ci najmądrzejsi – nie wierzą dzieciom w ich doświadczenia, negując je, gotowi dla utrzymania własnego światopoglądu (choćby i niezamierzenie, ale jednak) skrzywdzić dzieci, które są pod ich opieką. To doświadczenie niejednej młodej osoby niebinarnej czy transpłciowej, która odważyła się wyjść z szafy przed rodzicami czy innymi opiekunami prawnymi. I można tylko mieć nadzieję, że z czasem ci dorośli nauczą się, jak akceptować swoje niebinarne dzieci, tak jak Esme Weatherwax, pomimo wszystkich błędów jakie popełniła, w końcu zaakceptowała Esk.
Jeśli chcecie poczytać więcej o feminizmie u Terry’ego Pratchetta zapraszamy was do lektury naszego eseju na ten temat.
[1] T. Pratchett, Czemu Gandalf się nie ożenił, [w:] Kiksy klawiatury. Eseje i nie tylko, tłum. P.W. Cholewa, Warszawa 2015, s. 103-110.
[2] Tytuł tylko i wyłącznie honorowy, odnoszący się do wieku i mądrości postaci, jako że babcia Weatherwax nie posiada ani dzieci, ani tym bardziej wnucząt.
[3] T. Pratchett, Równoumagicznienie, tłum. P.W. Cholewa, Warszawa 2012, s.7.