Yuri to mangowy gatunek o bogatej historii, który znacznie ewoluował przez lata swojego istnienia. Przedstawię podstawowe informacje na jego temat, pokażę, ile ma do zaoferowania i jak rozwijał się na przestrzeni lat. Dziś panuje w nim różnorodność i każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie oznacza to jednak, że mamy zapominać o prekursorach. To dzięki nim jesteśmy w miejscu, w którym obecnie jesteśmy.
Zacznijmy od podstawowych definicji. Czym tak właściwie jest yuri? Jak podaje jedno z największych internetowych źródeł o yuri, czyli strona Yuriconu (fanowska inicjatywa, mająca na celu zrzeszanie fanów lesbijskich obrazów w japońskiej animacji i komiksie), nazwa yuri odnosi się do mang i anime (oraz pochodnych mediów), które pokazują silną emocjonalną więź, romantyczną miłość lub cielesne pożądanie między kobietami. Zbierając informacje do dalszej części tekstu, korzystałam z tej strony (oraz kanału na YouTube). Myślę, że to bardzo fajne źródło dla wszystkich fanek i fanów gatunku yuri.
Skąd wzięła się nazwa yuri? W latach 70. Itou Bungaku, redaktor „Barazoku”, japońskiego gejowskiego magazynu, nazwał lesbijki w Japonii yurizoku, co można przetłumaczyć jako plemię lilii. Był to odpowiednik terminu barazoku (po polsku plemię róży), używanego do opisania japońskich gejów. Stąd właśnie zaczerpnięto nazwę yuri. Innymi używanymi terminami są girls love (głównie przez wydawców) i shoujo-ai (stworzone przez zachodnich fanów).
Yuri, choć może wydawać się gatunkiem młodym, ukształtowanym dopiero na początku tego stulecia, sięga jednak korzeniami znacznie głębiej. Można doszukiwać się ich już w powieściach dla dziewcząt, określanych mianem klasy S, które pojawiły się na początku XX wieku. Przedstawiały one silną, emocjonalną więź między dwiema niewinnymi i pięknymi bohaterkami, zwykle młodszą (kouhai) i starszą (senpai), niewykraczającą jednak poza platoniczną. Miała stanowić tylko fazę, która kończyła się wraz z opuszczeniem szkoły i wejściem w dorosłe życie. Właśnie dlatego książka Nobuko Yoshiyi Yaneru no Nishojo była tak rewolucyjna na swoje czasy. Powieść ta opowiada o nieśmiałej Akiko, która zakochuje się w Akitsu. Jej uczucie początkowo wydaje się nieodwzajemnione. Ostatecznie bohaterki decydują się opuścić szkołę i rozpocząć wspólne życie. Ten i inne utwory Nobuko Yoshiyi zapoczątkowały wiele tropów, które do dziś są obecne w mangach yuri – prywatna szkoła tylko dla dziewcząt; intymny duet na pianinie; pokój w wieży i inne.
W latach 70. na scenie pojawiła się grupa artystek, która raz na zawsze zrewolucjonizowała mangę shoujo. Były wśród nich Riyoko Yamagishi i Riyoko Ikeda, które stworzyły pierwsze mangi z wątkami miłości kobiety do kobiety. Za pierwszą mangę yuri uznaje się Shiroi Heya no Futari autorstwa Riyoko Yamagishi. Obserwujemy w niej uczucie rozwijające się między drobną, uroczą i wesołą jasnowłosą Resine a wysoką, tajemniczą i ciemnowłosą Simone. Te dwie postacie stały się prototypami dla innych par w kolejnych mangach yuri. Riyoko Ikeda stworzyła mangę Berusaiyu no Bara, znaną w Polsce jako Róża Wersalu. Opowiada o losach Oscar, która zostaje osobistą ochroniarką księżniczki, a później królowej Marii Antoniny. Manga porusza między innymi takie tematy jak płeć i seksualność. Oscar, wychowana przez swojego pragnącego męskiego potomka ojca jako chłopiec, przejawia cechy zarówno tradycyjnie przypisywane mężczyznom, jak i kobietom. Nieraz przeżywa kryzys związany z tym, kim chce być. W Róży Wersalu pojawia się także wątek miłości kobiety do kobiety. Oscar ratuje sierotę Rosalie od życia na ulicy. Dziewczyna zamieszkuje razem z nią i jej rodziną. Wkrótce zakochuje się w swojej wybawicielce. Wypiera jednak tę miłość, usilnie upominając samą sobie, że Oscar jest przecież kobietą. Wielu czytelników nie przepadało za postacią Rosalie, dlatego została wypisana z historii. Wraca na chwilę pod koniec mangi, już jako żona innego bohatera. Kolejną mangą Riyoko Ikedy opowiadającą o miłości kobiety do kobiety jest Oniisama E (w Polsce wydane pod tytułem Mój drogi bracie), ale o niej opowiem więcej przy polecanych seriach.
Kolejny przełomowy punkt w historii yuri nastąpił w latach 90. To właśnie wtedy powstała kultowa seria magical girls Sailor Moon autorstwa Naoko Takeuchi, opowiadająca o nastoletnich dziewczynach z Tokio przemieniających się w magiczne wojowniczki i walczących ze złem. Początkowo obserwujemy przygody piątki bohaterek. Z czasem dołączają do nich jednak kolejne wojowniczki. Wśród nich są Sailor Neptune i Sailor Uranus, znane w cywilu jako Michiru Kaiou i Haruka Tenou. To właśnie tę dwójkę łączy silna, pełna zaufania, romantyczna więź. Kilka lat później jeden z reżyserów pracujących przy anime Sailor Moon zrezygnował z udziału w jego tworzeniu niezadowolony z braku swobody artystycznej i założył własne studio. Tak powstała jedna z moich ulubionych rzeczy w ogóle, Revolutionary Girl Utena, o której pisałam już na łamach Whosome tutaj. Jest to seria z wielu powodów wyjątkowa – łączy baśniowość i metaforyczność z psychologią, porusza tematy płci i seksualności i opowiada o młodych, nieidealnych ludziach, szukających czegoś, co nadałoby sens ich życiu. W centrum tego wszystkiego znajdują się główne bohaterki – idealistyczna Utena Tenjou i pozornie apatyczna Anthy Himemiya. To właśnie o ich rozwijającej się więzi jest to anime. Na ich drodze staje całe mnóstwo przeszkód, ale ostatecznie miłość zwycięża, i to w nie tak oczywisty sposób.
Przełom wieków przyniósł powrót klasy S. Jedną z najpopularniejszych serii tego renesansu była Maria-sama ga Miteru. Opowiada ona o losach dziewczyn z żeńskiej katolickiej szkoły Lillian. Obowiązuje tam system sióstr (nazywanych z francuskiego soeur), który polega na tym, że uczennice łączą się w pary, w których starsza opiekuje się młodszą, a młodsza wspiera starszą. Główna bohaterka, niepozorna, beztroska Yumi przypadkiem staje się siostrą znanej i podziwianej w całej szkole Sachiko, która należy do samorządu szkolnego. Obserwujemy rozwój ich relacji – jej wzloty i upadki, drobne nieporozumienia i wspólne szczęśliwe chwile. Poznajemy też inne członkinie samorządu, z których każda jest inna i równie ciekawa. Maria-sama ga Miteru to spokojna, snująca się powoli obyczajowa opowieść z różnorodnymi postaciami, skupiająca się przede wszystkim na emocjach i relacjach. Innymi reprezentantami tego powrotu klasy S są Strawberry Panic, Blue Friend czy Nobara no Mori no Otometachi.
Początek XXI wieku przyniósł znaczny wzrost popularności yuri. W 2003 roku powstał pierwszy magazyn poświęcony tylko temu nurtowi mangi pod nazwą „Yuri Shimai”. Dwa lata później na rynku ukazał się kolejny – „Yuri Hime”. W 2014 doszło do sytuacji, gdy jednocześnie wydawane były aż trzy magazyny yuri – „Comic Yuri Hime”, „Pure Yuri Anthology Hirari” i „Tsubomi”. Nie wszystkim udało przetrwać się finansowo. Twórcy yuri znaleźli także inne miejsca do publikacji, takie jak czasopisma poświęcone nie tylko yuri czy internet.
Yuri jest głównie kojarzone z pierwszą miłością, która kończy się wraz z liceum. W ostatnich latach zaczyna się to jednak zmieniać, a gatunek staje się coraz bardziej różnorodny. Pojawia się więcej tytułów opowiadających o dorosłych kobietach – studentkach, pracownicach biura czy nawet emerytkach. Powoli mówi się w nich także bardziej otwarcie o queerowej tożsamości, nawet w seriach o nastolatkach (tutaj zwłaszcza wyróżnia się Yagate Kimi ni Naru, w Polsce znane jako Gdy zakwitnie w nas miłość).
W następnej części przyjrzymy się rynkowi mang yuri w Polsce. Polecę także parę serii, które przeczytałam. Znajdą się wśród nich przede wszystkim tytuły szkolne (bo takie są u nas głównie wydawane), ale nie tylko.
Aspirująca pisarka, która ma w swojej głowie całe mnóstwo opowieści i duży problem z przelaniem ich na papier. Mimo trudności, cały czas jednak próbuje, z różnymi efektami. Kocha oglądać kreskówki i anime, i czytać mangi i książki. Pije przy tym herbatę, najlepiej taką z miodem. Kocha również swoje zwierzęta – psa Globo i kotkę Idris. Jej internetowa tożsamość wzięła się od Perły z kreskówki Steven Universe, którą do dziś uważa za jedną z swoich najulubieńszych postaci fikcyjnych, a nawet miłość swojego życia. Może brzmi to trochę przesadnie, ale historia Perły naprawdę z nią rezonowała i dodała jej otuchy w jej życiowej podróży.