Długi okres oczekiwania zakończony! Jesteśmy już po seansie The Star Beast – pierwszego odcinka specjalnego z okazji 60-lecia Doctor Who. Redakcja Whosome i goście dzielą się swoimi wrażeniami. Jak nam się podobało? Uwaga na spoilery!
Anndycja: JAKIE TO BYŁO DOBRE. Pewnie z perspektywy czasu będę patrzyła bardziej obiektywnie na ten odcinek (na razie zgrzyta mi tylko przefajnowany śrubokręt soniczny, który robi Rzeczy – chociaż już design bardzo mi się podoba), ale póki co emocje biorą górę. Meep the Beep zostaje moim ulubionym złolem z uniwersum Doctor Who – złożyłabym mu w ofierze cały świat za jedno pomizianie za uszkiem. Będę mu kibicować w ucieczce z aresztu, żeby tylko wrócił do fabuły. David Tennant świetny w roli Czternastego, Donna pozostaje Donną, nowy wygląd TARDIS mnie zauroczył (w końcu widać, że jest większa w środku!) i aż szkoda, że na następną przygodę będzie trzeba czekać cały tydzień.
Clever Boy: Jestem zadowolony i wspaniale się bawiłem. Chemia między Tennantem a Tate nie zgasła i pięknie błyszczała w tym odcinku. Czułem się, jakbym wrócił do przyjaciół sprzed lat. Kocham te liczne nawiązania, bardzo podobała mi się muzyka – a na samo brzmienie znajomych dźwięków serce biło szybciej. Shaun wydaje się spoko postacią, Rose także – ale chciałbym ją lepiej poznać. Sylvia pięknie „dojrzała” i nie jest już tą okropną matką, która dołuje Donnę. Podobała mi się rozmowa w kuchni o tożsamości Rose. Była naprawdę naturalna i wydaje mi się, że tak mogłaby przebiegać wśród starszej generacji we wspierającej i kochającej się rodzinie. Meep był słodziutki, a w złej wersji był ohydniutki. Podobało mi się to takie kampowe, komiksowe przerysowanie czarnego charakteru. Jestem pewny, że jego szefem okaże się Zabawkarz. Nowa TARDIS jest piękna i ogromna wewnątrz! Mam nadzieję, że dobrze się będą bawić nią oraz różnymi kolorami. I bardzo podoba mi się nowa czołówka, ta Trzynastej Doktor była dla mnie okropna. Bawiłem się naprawdę dobrze, odcinek bardzo szybko zleciał – może za szybko. Czuję trochę niedosyt.
Jest też trochę minusów. Po pierwsze, uważam, że scena początkowa, z wyjaśnieniem wszystkiego i łamaniem czwartej ściany, była bez sensu. Jasne, pokazywała stawkę i podbudowała trochę klimacik, ale to wszystko kilka razy później było wyjaśniane jeszcze w odcinku. A w czasach, gdy prawie każdy ma dostęp do internetu – wystarczy kilka klików i każdy znajdzie krótkie wyjaśnienie, nawet przygotowane przez BBC. Po drugie, nie podoba mi się magiczny soniczny śrubokręt. Stał się nagle magiczną różdżką? Nie działa na drewno, ale potrafi drukować 3D rzeczy i teleportować kosmitów? No i co się stało ze śrubokrętem Trzynastej? Zawsze przy wymianie była jakaś wzmianka lub scena, a tutaj nic. Wiem, że był komiks, ale nawet do tego się serial nie odnosi. Zaskakiwało mnie to, że Doktor z chronienia Donny i uciekania przed nią nagle przechodzi do odgrywania sceny sądu itd., zamiast oddzielić jej rodzinę od niebezpieczeństwa. Ponadto rozwiązanie z odpuszczeniem części Władcy Czasu z umysłu było dla mnie zbyt proste i było trochę takim deus ex machina. I nie podobał mi się tekst, że Doktor nie ogarnął, bo jest facetem. Ostatni minus, który przychodzi mi teraz do głowy, to samo świętowanie rocznicy. Nie czułem, że to odcinek z okazji 60-lecia, był bardziej jak ciąg dalszy 4 serii. Wiem, że przed nami jeszcze dwa odcinki, ale ewidentnie czegoś brakowało mi w tej kwestii.
dziewiętnastka: Lubię Russella T Daviesa za to, jak miesza kamp i głupotki z komentarzem społecznym i wzruszeniem. Do tego moje ośrodki nostalgii zostały mile połaskotane. Mówiąc krótko: naprawdę dobrze się bawiłam. A to, że w warstwie fabularnej można by znaleźć niejedną dziurę… No można, ale przyznam: naprawdę w tym przypadku mi się nie chce. PS. Teraz musi powstać jakiś zespół muzyczny o nazwie Soldiers of a Psychedelic Sun (najlepiej gdyby grał stoner rocka). To za piękna fraza, żeby jej nie zrecyklingować.
Ollie: Miło ponownie widzieć Davida Tennanta w roli Doktora. Nadal świetnie się go ogląda, gdy szaleje, podróżując w czasie i przestrzeni. Generalnie The Star Beast to taka mocna piguła nostalgii, mogąca powalić niejednego fana ery Dziesiątego Doktora. W niektórych momentach kuleje jednak lekko scenariusz, głównie dlatego, że domyka część wątków bez dokładnego wyjaśnienia. Poza tym jest to świetna przygoda zarówno dla starych, jak i zupełnie nowych fanów Doctor Who.
Zielona Małpa: Bałam się trochę tego odcinka, bo w związku z dużym hypem i szeroko zakrojoną akcją marketingową miałam ogromne oczekiwania. A z oczekiwaniami łatwo przesadzić. Jednak już od pierwszej sceny poczułam się jak przeniesiona w czasie (i przestrzeni) do ery Russella T Daviesa, którą przecież kocham całym sercem. Czternasty Doktor i Donna, mimo niełatwej sytuacji, nie utracili tej niesamowitej chemii między sobą, a pozostałe postaci jedynie podbiły tę relację na jeszcze wyższy poziom. Było szybko, było dużo biegania, było emocjonalnie (i to bardzo), było zabawnie i też trochę cukierkowo, ale każdy potrzebuje trochę słodyczy w swoim życiu.
Yuka: Ogólnie na plus, ale trochę mi zgrzytało. Meep przestał dla mnie działać, kiedy ujawnił się jako villain, choć to może by mi jeszcze pasowało, gdyby nie ten dziwny plan z Londynem pękającym w szwach, co okazało się bardzo odwracalne. Generalnie fabuła mogłaby zostać dopracowana, ale podobały mi się jej niektóre elementy, np. rozprawa sądowa na parkingu podziemnym. Rozłożenie ciężaru spoczywającego na barkach Donny między nią a jej córkę wydaje mi się genialne; to też ładnie tłumaczy instynktowny wybór imienia Rose przez tę drugą – nie żeby było to potrzebne, ale jest to fajny smaczek. Sama Rose Noble wypadła świetnie, podobnie jak jej cała rodzinka; super było do nich wrócić. Donna jest dla mnie gwiazdą tego odcinka, zwłaszcza zanim przypomniała sobie o Doktorze. Mega dużo feelsów, a to jest to, co lubię najbardziej. Doktor po regeneracji wyrażający otwarcie swoje uczucia względem Donny i Wilfa to piękna rzecz, mam nadzieję, że to zostanie, bo daje wiele radości i satysfakcji (chyba wszyscy dzielimy jego sentyment). Nowy wystrój TARDIS jest ok; wolałam cieplejsze (ha!) wnętrze TARDIS Trzynastej, ale dodatek ramp jest super! Plus, jeśli można zmieniać kolor światełek, to może jeszcze się przekonam do całości. A na koniec to, co sprawiło mi największą frajdę w tym odcinku, czyli nowa czołówka. Jest piękna! Bardzo przyjemna wizualnie (patrz: ciepłe kolory), no i bardzo „klasyczna” dla New Who. Jestem ciekawa reszty speciali, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Lady Kristina: Oglądając The Star Beast, bawiłam się fenomenalnie. Samo Meep jest przeuroczą istotą. Przed oglądaniem odcinka czytałam trochę o tej postaci, więc byłam świadoma tego, że nie jest takie niewinne, na jakie może wyglądać, ale i tak było na tyle urocze, że nie mogłam go nie uwielbiać (kto jeszcze chciałby mieć pluszową wersję Meep?). Momentami zachowuje się przerysowanie, wręcz komiksowo (wink, wink), ale idealnie łączy się to z kampowością i chaosem całego odcinka. Ciekawe tylko, kim jest Szef – czyżby chodziło tu o Zabawkarza?
Sam wątek metakryzysu został poprowadzony całkiem sprawnie – to, że podzielił się między Donnę i Rose, przez co nie był taki groźny. Nie spodobała mi się w tym za to jedna rzecz – to, że Doktor jest facetem (albo w danym momencie ma ciało faceta), więc przez to nie rozumie, że można po prostu odpuścić. O wiele bardziej pasowałoby stwierdzenie, że nie rozumie, bo po prostu nie jest człowiekiem. Drugim minusem odcinka, na który muszę zwrócić uwagę, są te dziwnie pękające, a później magicznie zrastające się ulice Londynu.
Nowa czołówka jest naprawdę przepiękna, chociaż odniosłam wrażenie, że jej motyw muzyczny za bardzo brzmi jak ten z 4 serii. A wnętrze TARDIS jest takie ogromne! Kocham ten szczery zachwyt Czternastego i Donny na jej widok. Fakt, w białej wersji wygląda dość sterylnie, ale zmieniające się kolory świateł sprawiają, że jest trochę bardziej przytulna. W przypadku samego Doktora ciężko na razie dostrzec różnice w zachowaniu między Dziesiątym a Czternastym. Są one delikatnie wyczuwalne (jak na przykład to, że Czternastemu łatwiej przychodzi wyrażanie uczuć), ale mam wrażenie, że jest tu jeszcze tego trochę za mało. Przed nami jednak jeszcze dwa odcinki, więc może dostaniemy więcej?
Ginny N.: Jaki to był cudny odcinek. Może i myślałem, że będzie inny, ale to, co dostałem, całkiem mnie kupiło. Nie była to wielka historia, ale idealna historia doktorowa na sobotni wieczór. Bardzo polubiłem rodzinę Donny i jejku, jak mnie cieszy ten powrót RTD – bo on wspaniale pisze rodziny właśnie, w bardzo prawdziwy sposób i tak, że czuć, że każda z tych postaci jest kimś – nawet jeśli nie wszystkie są i muszą być na pierwszym planie. Zaskoczyło nas, że Rose jest niebinarna, ale też to zaskoczenie raczej na plus – mieć w serialu niebinarną postać <3 A jej wątek był poprowadzony bardzo dobrze. Miejscami bolał, ale cieszymy się, że Rose ma wspierającą, kochającą rodzinę. I tak, można się czasem pomylić, ale warto się poprawiać i pytać.
Świetna jest też Shirley Anne Bingam. Wspaniale jest dostać postać na wózku, która działa, i to jak działa <3 A jednocześnie mamy ten moment, kiedy jej podwładny zdaje sobie sprawę: och, schody – i tu też jest to lekko, fajnie rozegrane. Jednocześnie sprawiając, że Shirley Anne nie zostaje zmieniona w złolkę i może uratować dzień. I totalnie liczymy na to, że pojawi się na pokładzie TARDIS w kolejnych odcinkach.
Meep? Cóż, kto nie oddał_by Meep nerki albo innego organu? Jest słodk_ a jednocześnie, nawet jeśli wiedziało się już, jaki będzie plot twist, to jego rozegranie było bardzo dobrze poprowadzone (ooch, ten moment w taksówce, kiedy Czternasty zmienia wyraz twarzy <3). No i wreszcie Doktor i Donna! Wypadają wspaniale, zupełnie jakby nie było tej przerwy między nimi – choć naprawdę minęło piętnaście lat. I szczerze? Nieważne, czy to było rozwiązanie z sensem, czy bez sensu, dobrze, że już nie ma metakryzysu i Donna może pamiętać i żyć. Należało jej się to rozwiązanie.
ET: Mam mieszane uczucia. To był całkiem sympatyczny odcinek i gdyby pojawił się gdzieś w środku sezonu, pewnie bym się nie czepiała. Jednak po odcinku specjalnym na okrągłą rocznicę, będącym jednocześnie wielkim powrotem Russella T Daviesa spodziewałam się więcej. Zacznę jednak od plusów. Tennant jako Czternasty jest fenomenalny i zdecydowanie bardziej mi się podoba niż Dziesiąty. Jego uczuciowość, otwarte mówienie o emocjach i ich okazywanie sprawiły, że zrobiło mi się bardzo ciepło w serduszku. Tate jako Donna była jak zwykle wspaniała, szalenie mi się też podoba to, jak Davies pokazał, co się z nią działo po utracie pamięci – te przebłyski wydarzeń, które miała zapomnieć, i tej osoby, którą obudziło w niej spotkanie z Dziesiątym. Totalnie kupuję oddanie przez nią ogromnej wygranej na cele charytatywne, wszak to najważniejsza i najlepsza osoba we wszechświecie! Urzekły mnie też jej wspólne sceny z matką, te delikatne aluzje, że Sylvia mogła być dla niej lepsza i bardziej ją podbudowywać. Słowem, że mogła być taką matką, jaką Donna jest dla Rose. Świetne są też interakcje Shirley Anne Bingham i Czternastego, to, jak okazuje się, że doskonale wiedziała, że Doktor wkradł się na teren lądowania statku Meep i kim jest. Samo Meep jest wspaniałym złolem, bardzo mnie też ucieszyło, że o ile w odcinku jako takim widać pieniądze, to kosmici są wspaniale kampowi. Zachwyciła mnie też czołówka i nowy wygląd TARDIS – z jednej strony mocno nawiązujący do klasycznych odcinków, z drugiej niesamowicie przestronny i taki jakiś… przyjazny?
To, co niestety od pewnego momentu zaczęło kuleć, to fabuła. Pierwsza połowa była spójna i wartka, w drugiej niestety było za dużo ekspozycji i zbyt często musiałam zawieszać niewiarę. Śrubokręt Czternastego zrobił się stanowczo zbyt wiele mogący – robienie ścian, teleportowanie, serio? Binary – non-binary było super, niemniej wyskoczyło jak diabeł z pudełka, podobnie jak odpuszczanie energii przez Rose i Donnę. Że nie wspomnę o samoscalającej się powierzchni ziemi. Wyszło wyjaśnienie, dlaczego Donna nie umarła, reszta była jak dla mnie poprowadzona zbyt szybko i powierzchownie. No i, niby drobiazg, ale Rose naprawdę nie wygląda na piętnastolatkę.
The Star Beast to solidny, energetyczny odcinek, mam jednak wrażenie, że lepiej by mu zrobiło wolniejsze tempo i zostawienie paru zagadek na kolejne opowieści. Mimo wszystko mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.
Maple Fay: Nie rozmawiałum jeszcze z przyjaciółką, która groziła scenarzyście poważnymi konsekwencjami w przypadku skrzywdzenia Donny w jakikolwiek sposób – ale zakładam, że po tym, co zobaczyliśmy w The Star Beast, RTD jednak przeżyje… 😉 Catherine Tate i David Tennant to być może moja ulubiona brytyjska para aktorska, nie tylko w DW, ale generalnie we wszystkim, co razem robią, i tej chemii (słowo-klucz naszych wrażeń?) między nimi zdecydowanie dostaliśmy dużo i w dobrym stylu. Mogłubym się czepiać pewnych niedociągnięć fabularnych (jakże łatwe do usunięcia zniszczenia Londynu są dość wysoko na ich liście), ale summa summarum przeważyła u mnie nostalgia i radość z zobaczenia starych/nowych bohaterów. Uwielbiam postać Rose – mam nadzieję, że pojawi się w kolejnych odcinkach rocznicowych! – i jej udział w rozwiązaniu problemu metakryzysu, piękny w swej prostocie. Wzruszyła mnie scena pierwszej rozmowy Rose z Meep; wiedziałum, że Meep nie okaże się tak uroczym i słodkim stworzeniem, na jakie początkowo wyglądał_, ale przy tym pierwszym dialogu/monologu skierowanym do zabawek przepełniło mnie autentyczne współczucie dla niego. W swojej „ostatecznej” postaci wydał_ mi się daleko bardziej przerysowan_ i nieprawdziw_, chociaż ostatecznie spełnił_ swoją rolę złola. Fanuję również Wojowników Wrarth, mogliby powracać w kolejnych historiach.
Pomimo ogromnej ulgi, jaką odczuwam z powodu rozwiązania problemu metakryzysowego i powrotu (chociaż na chwilę) Doktor Donny, nie mam jednak wrażenia, że obejrzałum odcinek „rocznicowy” – może raczej coś w rodzaju świątecznego? Nie wykluczam, że moja percepcja zmieni się za dwa tygodnie, kiedy będziemy już mieli dostępne wszystkie odcinki i obejrzymy je jako całość; na razie uważam The Star Beast za dobry pierwszy akt, z przyjemną dozą ciepełka i „fanserwisu”. Z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony historii Czternastego i Donny!
PS. Z tą kawą to było specjalnie, prawda? PRAWDA?
Przemek: Potrzebowałem tego. Tak bardzo potrzebowałem. I pobiłem swój rekord w płakaniu. Zazwyczaj roniłem łzy pod koniec odcinków – Doomsday, pożegnanie Pondów, Clary, regeneracja… Dzisiaj zacząłem ryczeć na samym początku, w pierwszej minucie, podczas… retrospekcji. I płakałem chyba co kwadrans.
Przechodząc do samego odcinka – Doctor Who w całej swej okazałości. Pełna, domknięta historia, która ma intrygujący początek, porywający akcją środek i zadowalający koniec. Super, że się udało znaleźć sposób na „uleczenie” Donny. Rozwiązanie łatwe, ale skuteczne, i to jest najważniejsze. Fabularnie Donna bez konsekwencji może dalej podróżować z Doktorem. Sylvia nie zawiodła, pokazała swój charakter i pazur oraz to, że cały czas troszczy się o rodzinę – po tylu latach dalej robiła wszystko, by jej córka była bezpieczna. Rose – superpostać jak na początek. Tak naprawdę jej los został zdefiniowany przez przeszłość Donny i Doktora. Piękna osoba. Według mnie udało się uchwycić jej wyjątkowość.
Donna i Doktor to oczywiście klasyka. Byli wspaniali. Cała kwintesencja ich relacji, humoru i tego, jak dobrze się dogadują, gdy są razem. Tworzą bardzo silne duo i po prostu błyszczą na ekranie. Beep the Meep – śledziłem plotki i informacje dotyczące tego odcinka i wiedziałem, że jest wzorowan_ na komiksie. Oraz że Meep nie do końca okaże się na tak_, jak_ był przedstawian_ w trailerach, ale nie przeszkodziło to temu, że spodobał mi się zwrot akcji w tym odcinku. Mam nadzieję, że Meep jeszcze kiedyś do nas wróci, bo jestem Meep zachwycony, nawet gdy pokazał_ się z tej wrogiej strony. Po prostu mnie to urzekło, a motyw Doktora jako sędzi… po prostu super.
Co do śrubokrętu sonicznego – tu uważam, że bez przesady z tym tworzeniem ekranu i pola siłowego (?), to było akurat za mocne, nawet jak na ten serial. Z nowym wyglądem TARDIS muszę się dotrzeć. Boję się tej czystej bieli i mam nadzieję, że gra świateł zrobi swoje i będzie bardziej przytulnie. Domyślam się też, że wnętrze zostało przygotowane stricte dla Piętnastego Doktora, więc na pełną ocenę i wrażenia zaczekam do pełnego sezonu. Na razie oczywiście bardziej jestem na tak niż na nie, ale zawiodłem się, bo już to wnętrze widziałem w materiałach jakie wyciekły do internetu… Więc nie miałem takiego „oooo, łał” i trochę mi smutno z tego powodu.
Jeżeli chodzi o konstrukcję odcinka – jak najbardziej rozumiem, że historia musiała pędzić. W niecałą godzinę trzeba było zmieścić wiele elementów. Nie uważam, żeby był to minus, RTD musiał zdecydować o pozostawieniu najważniejszych scen i dialogów, a jednocześnie stworzyć miejsce na historię tego odcinka.
Na koniec chciałbym doczepić się jeszcze jednej rzeczy. Chcę przypomnieć, że ten serial budują motywy i jednym z nich jest to, że wszyscy kosmici mówią w swoich językach, a my, siłą rzeczy, nie powinniśmy ich rozumieć. To TARDIS tłumaczy na „nasz” i przecież dopiero wejście do niej powoduje, że zyskujemy tę „zdolność”. Uważam, że przy Wrarth Warriors i Meep nie powinniśmy rozumieć, co mówią. Skoro serial otworzył się na nową widownię i ogląda go dużo nowych osób, to nie powinniśmy ich rozumieć aż do momentu wejścia do TARDIS (przecież kiedyś ten motyw po coś powstał, czemu teraz jest pominięty?). Ba, jak Rose rozmawiała z Meep, skoro nigdy nie była w TARDIS? Mam uwierzyć w to, że Meep umie mówić po angielsku? A Donna, która podobno miała wymazane wspomnienia, potrafiła zrozumieć Meep i Wrarth Warriors?
Podsumowując – kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Ogólnie nie wiem, co by się musiało stać, żebym przestał oglądać ten serial, ale odcinek był niesamowity, dopracowany, pełno było w nim emocji. W dodatku reżyseria i muzyka to mistrzostwo. Doctor Who na światowym poziomie. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek specjalny.
Rademede: Mam bardzo mieszane uczucia po tym odcinku. Fajna nostalgia z Tennantem i Tate, ale sam odcinek mnie nie porwał. Aktorom nie mogę nic zarzucić, cudownie było ich znowu widzieć na ekranie w dawnych rolach. Muzyka też bardzo na plus. Ale fabularnie według mnie było tak sobie. Całkowicie zbędna ekspozycja na samym wejściu, bo wszystko to powtórzono w tracie odcinka. Pierwsza połowa poprowadzona interesująco, ale po plot twiście z Meep akcja bardzo szybko zaczęła biec ku końcowi. Wręcz za szybko, ledwie zagrożenie się pojawiło i od razu zniknęło… Donna nie umarła, bo tak. Cała wiedza Władcy Czasu po prostu z niej i z Rose wyparowała. Londyn sam się naprawił. A Doktor nie rozumie, że można odpuścić, bo jest facetem. Wyjątkowo słabo ten tekst wypadł dla mnie, bo chociażby ostatnimi słowami Dwunastego były „Doctor, I let you go”. Mam nadzieję, że następne odcinki będą mniej chaotyczne, bo naprawdę chciałabym na nowo polubić serial, który niestety nie podoba mi się od dłuższego czasu.
Agnieszka: Odcinek zostawił we mnie poczucie szczęścia i zadowolenia. Nie było idealnie, fabularnie przede wszystkim, mocno deus ex machina było, ale. Ale to nieważne, bo gdyż postaci. Absolutnie obłędny w roli Tennant, Tate wspaniała, Yasmin Finney jako Rose fajna (i bardzo mi się podoba poprowadzenie jej wątku, bardzo). Oraz Meep. Kocham teg_ „imperialnego chomika”, no. Nawet jeśli jest złym złolem. Wobec tych elementów brak sensu rozwiązania sprawy odcinka schodzi na dalszy plan.
Perła: To mój wielki powrót do Doctor Who po dłuższym czasie nieoglądania. Zawsze bardzo lubiłam Donnę i byłam zła na to, jak został zakończony jej wątek, dlatego ucieszyłam się, że zobaczymy ją ponownie i być może zostanie oddana jej sprawiedliwość. Odcinek bardzo mi się podobał. Może nie był idealny, ale dał mi mnóstwo radości i dostarczył paru wzruszeń. Zobaczenie ponownie Donny i Doktora w duecie było wspaniałym doświadczeniem. Ta dwójka ma tyle naturalnej chemii i tak dobrze potrafi ze sobą współpracować. Dużo wniosła też rodzina Donny. Zawsze lubiłam w erze RTD, że towarzysze mieli jakieś życie rodzinne i było ono ważną częścią ich postaci. Sylvia na pewno zmieniła się na plus i teraz stara się też przy wnuczce. Shaun jest sympatycznym gościem. A Rose! Rose jest po prostu fantastyczna! Chciałabym zobaczyć jej jeszcze więcej. Czekałam na Meep i okazał_ się bardzo zabawną i złowieszczą postacią. Na koniec dodam, że końcowe wspólne chwile Doktora i Donny w TARDIS ogrzały moje serce. Jeszcze to jak Doktor biegał i cieszył się jak dziecko. Coś pięknego!
Kasia: Czy tak wygląda szczęście? Czy tak się czuje szczęśliwy człowiek? Chyba tak. Tak bardzo potrzebowałam Tennanta i Tate w tych rolach, i tak bardzo tęskniłam, że przez cały odcinek miałam łzy w oczach. Co więcej, przekonałam się o tym dopiero wtedy, gdy zobaczyłam ich na ekranie. Cudowni byli! Donna była po prostu Donną. Tą, którą pokochaliśmy tyle lat temu. Fantastyczny Tennant! Idealnie zbalansował to, że Czternasty nie jest tak po prostu Dziesiątym, lecz posiada doświadczenia i przeżycia wszystkich inkarnacji pomiędzy. Jest bardziej emocjonalny, pozwala sobie na uczucia, także te trudne, jak poczucie zagubienia czy strachu. Niesamowita TARDIS! Widać, że czasy się zmieniają, teraz nie ma tam już schodów! Nareszcie! Co daje mi nadzieję na to, że kiedyś zobaczymy osobę na wózku czy o kulach w TARDIS. Fantastyczna Ruth Madeley! Zobaczyć wygadaną, inteligentną, niezależną Shirley to spełnienie marzeń o reprezentacji Osób z Niepełnosprawnościami na ekranie. Poczułam się tak bardzo częścią Doctor Who jak nigdy wcześniej.
Bardzo lubię rodzinę Donny! Super, że Rosę ma wspierającą rodzinę, kochającą rodzinę, w której może być po prostu sobą. Podobało mi się rozwiązanie metakryzysu towarzyszki, to, że słowo binarny przestaniemy kojarzyć z pożegnaniem Donny, a z tym, kim naprawdę jest Doktor_ i cały serial. Absolutnie piękna czołówka i jestem zachwycona strojem Czternastego. Jeśli chodzi o wady – ogólnie mam wrażenie, że wszystko było takie szybkie i przy tym łopatologicznie wyjaśnione, problem rozwiązywał się zwykle, zanim zdążyłam go przyjąć i przeżyć, szczególnie w drugiej części odcinka, ale z drugiej strony to mi się skojarzyło z komiksami, co jest fajne oraz są ekspozycje dla tych, którzy nie kupili poprzednich 60 numerów, żeby się nie zgubili (pomocne dla nowych osób oglądających) i plot twist. Totalnie komiksowe, wszak ta historia to adaptacja komiksu z lat 70. Ale wszystko wynagrodził mi szczęśliwy, podekscytowany Czternasty biegający po TARDIS.
Premiera drugiego odcinka specjalnego – Wild Blue Yonder – odbędzie się 2 grudnia na Disney+ o 19:30. Zachęcamy do oglądania, bo po długim czasie Doctor Who dostępny jest w Polsce legalnie na streamingu. Informacje o odcinku znajdziecie np. tutaj.
A wam jak się podobał się odcinek? Dajcie nam znać na naszym Facebooku, w grupie czy naszym nowym Discordzie.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.