Wraz z odcinkiem The Eleventh Hour zaczyna się nowa era New Who. Nowy showrunner, nowy Doktor i nowa towarzyszka. Jak powraca się do tego odcinka po latach?
Rozpoczynam rewatch kolejnej serii Doctor Who. Do serii 5 i 6 rzadko wracam, bo nie jestem do nich jakoś przywiązany i większy sentyment mam do serii 1-4. Byłem więc ciekawy jak wypadną pierwsze przygody Jedenastego Doktora, szczególnie że byłem świeżo po Dziesiątym. No dobra, to zaczynamy The Eleventh Hour. Geronimo!
Startujemy właściwie w momencie, w którym zakończył się ostatni odcinek specjalny z Dziesiątym Doktorem. TARDIS wybucha i rozbija się nad Londynem, a nowy Doktor stara się ją opanować, a przy okazji nie spaść. Scena nie robi na mnie wrażenia, ale przy okazji możemy zobaczyć piękne znane obiekty z Londynu, a CGI aż tak nie boli. Mamy nową czołówkę z lekko zmienioną muzyką. Sam nie wiem jeszcze, co o niej myśleć. Jest bardziej dynamiczna niż poprzednia.
Poznajemy Amelię Pond. Małą dziewczynkę, która modli się do świętego Mikołaja w Wielkanoc. Dziewczynka boi się szczeliny w ścianie swojego pokoju, bo słyszy z niej głosy. Prosi go o przysłanie policjanta. Oczywiście życzenie dziewczynki się spełnia – do jej ogrodu spada policyjna budka, Amy udaje się sprawdzić, co się dzieje. Jest odważna. Cała scena wygląda przepięknie i od razu rzuca się nam w uszy muzyka. Wprowadzenie jest dość baśniowe. Podoba mi się też to, że Jedenasty Doktor wypuszcza z siebie energię regeneracyjną, bo jeszcze nie jest „gotowy” po przemianie, ale z przyjemnością wchodzi w nową przygodę wraz z dziewczynką, którą traktuje na równi. Już od początku widzimy wielki przeskok w jakości i w efektach specjalnych.
Dostajemy kultową już scenę, w której Doktor próbuje różnych potraw, by znaleźć coś, co przypasuje tej regeneracji. Scena jest zabawna, choć Jedenasty wypada tutaj dość niemiło. Mamy także pierwszą wzmiankę o tym, że Amelia mieszka z ciocią. Doktor bada szczelinę w ścianie, która okazuje się szczeliną w czasie i przestrzeni. Widzimy wielkie oko, które jest strażnikiem więzienia. Uciekł z niego Więzień Zero. Pomysł jest dość ciekawy. Jedenasty obiecuje Amelii, że powróci i biegnie do resetującej się TARDIS. Dziewczynka pakuje się i czeka na kosmitę w ogrodzie. Gdy Doktor wraca, jest już rano, chce ostrzec Amelię, ale obrywa i mdleje.
Poznajemy także Rory’ego Williamsa. Pracuje jako pielęgniarz, a w szpitalu dzieją się dziwne rzeczy. Pacjenci wołają doktora, więc ten informuje swoją szefową. Cała sekwencja jest dość creepy. Tymczasem Jedenasty rozmawia z dorosłą kobietą. Możemy już domyślić się, że to Amelia, ale do Władcy Czasu jeszcze to nie dociera. Amy pokazuje, że jest odważna i postanawia odzyskać śrubokręt soniczny, mimo pułapki zastawionej przez Więźnia Zero. Przeraża mnie koncept tego, że coś jest ukryte w twoim domu, a możemy dostrzec to jedynie kątem oka. Taka świadomość wzbudza ciary. Więzień Zero może przybierać postać ludzi (tu wykorzystuje osoby w śpiączce), a tak naprawdę jest CGI robako-wężem. CGI nie jest złe, wygląda nawet ładnie. Kły, które pojawiają się u ludzkiej wersji Więźnia, są straszne.
Trochę kuriozalna jest scena, w której Jedenasty ot tak wchodzi sobie do jednego z domów, gdzie spotyka starszą kobietę i jej wnuczka Jeffa. Okazuje się, że znajdujemy się w małym miasteczku, w którym wszyscy się znają. Wiedzą także o historyjkach, które opowiadała mała Amelia o obdartym Doktorze. Stawka jest wysoka, bo Atraxi zamierzają zniszczyć Ziemię, jeśli nie dostaną Więźnia Zero. Bardzo fajnie zrealizowana jest scena, w której Doktor skanuje wzrokiem otoczenie na placu, by sprawdzić wskazówkę, którą pominął. Zastanawia mnie jednak, skąd ma taki dobry wzrok. Tak Jedenasty poznaje Rory’ego. Co jest trochę niepokojące, Amelia i Rory są parą, a dziewczyna zachowuje się, jakby wstydziła się swojego chłopaka. Ponadto możemy zobaczyć, że jest uparta i nie cofnie się przed niczym, zanim nie pozna prawdy. W sumie jej się nie dziwię, bo spotkało ją coś niezwykłego, na powrót Doktora czekała 12 lat, a do tego musiała chodzić do psychiatrów, bo nikt nie wierzył w to, że kiedyś odwiedził ją kosmita.
Z kolei szybko odczuwam, że to wcielenie Doktora jest inne od poprzedniego. Bywa ot tak agresywny. Ciekawi mnie to, że przy pomocy śrubokrętu potrafi zrobić zamieszanie na ulicy – wcześniej to się raczej nie zdarzało. To także ostatni raz, gdy widzimy ten śrubokręt w użyciu, bo zaraz wybucha. Jedenasty, używając laptopa Jeffa, zamierza nakłonić świat, by zwrócili uwagę Atraxi na Więźnia Zero. Tymczasem ten wpada do szpitala i robi rozróbę, niestety nie możemy tego zobaczyć, a jest to nam opowiedziane przez kolejną postać, którą przybrał. Tutaj małe cameo ma Olivia Colman. Mam nadzieję, że kiedyś zgodzi się, by zagrać ważniejszą rolę w serialu, bo jej wykorzystanie w ten sposób jest dość bolesne.
Podoba mi się konfrontacja Więźnia z Jedenastym. Droczenie się z Colman, że Doktor o niczym nie ma pojęcia, jest świetne. Poznajemy tutaj wiele cennych informacji, które będą ważne w kolejnych przygodach, m.in. że Pandorica się otworzy i że zapadnie cisza. Brzmi ekscytująco i intrygująco. Więzień przybiera postać Jedenastego i Amelii, a to pierwszy raz, gdy to wcielenie może się zobaczyć. Podoba mi się, że pamiętano o takim szczególe. Przy pomocy Amy udaje się pokonać stwora, ale Doktor jest zły, że ktoś groził planecie, którą chroni. Wzywa więc znów Atraxi i się przedstawia. Uwielbiam tę scenę. Motyw przewodni Jedenastego Doktora jest cudowny, to jak wybiera ubrania jest świetne, a przy okazji możemy zobaczyć poprzednie wcielenia Doktora. Moffat spisał się tutaj świetnie, a moje fanowskie serduszko napełniło się radością. To jest chyba moja ulubiona scena przedstawienia nowego wcielenia Doktora w New Who. Robi na mnie duże wrażenie.
Gdy kryzys zostanie zażegnany, Jedenasty ucieka i znów zostawia Amy. Tym razem testuje TARDIS, która przeszła metamorfozę. Wraca po dziewczynę i oferuje jej podróż przez czas i przestrzeń. Okazuje się jednak, że minęły kolejne dwa lata. Amy czekała na Doktora przez 14 lat. Jedenasty otwiera drzwi do TARDIS pstryknięciem, tak jak zapowiadała to River Song. Oczom Amy i naszym ukazuje się nowa TARDIS. Jest większa i moim zdaniem ładniejsza oraz nadal kosmiczna. Podoba mi się. TARDIS tworzy nowy soniczny śrubokręt, który wygląda dość fajnie. Amy ostatecznie zgadza się na podróż, ale chce wrócić do domu przed kolejnym dniem. Doktor częściowo okłamuje ją, bo stwierdza, że wybrał Amy, bo czuje się samotny. Tymczasem widzimy, że obserwuje tajemniczą szczelinę, która kiedyś była w jej pokoju. Wygląda więc na to, że Amy musi być z nią jakoś związana. Te ostatnie sceny są naprawdę baśniowe, muzyka tworzy piękny klimat, zdecydowanie możemy odczuć, że twórcy chcą iść w trochę inną stronę. I gdy dwójka bohaterów odlatuje Moffat nas zaskakuje – Amy bierze wkrótce ślub i prawdopodobnie przed tym ucieka!
The Eleventh Hour to bardzo dobry odcinek. Szybko wciąga i nawet nie zauważymy, że jest on dłuższy. Jedenasty Doktor jest dość ciekawą postacią, choć cały czas musiałem przekonywać się do tej inności po Tennancie. Ciekawie zapowiada się także Amy. Muzycznie ten odcinek jest petardą. Podoba mi się także wiele ujęć. Tak jak wspomniałem, czuć nową jakość. Więzień Zero był fajnym pomysłem, ale chyba wolałbym zadowolić się innym kosmitą – nie czułem tutaj napięcia, choć scena konfrontacji w szpitalu była super. To był świetny początek nowej przygody. Czekam już na kolejną.
The Eleventh Hour
Scenariusz: Steven Moffat
Reżyseria: Adam Smith
Ocena: 5/5 TARDISek
Poprzednie teksty z serii możecie znaleźć tutaj.

Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.