Tajemniczy hotel, który żywi się twoimi największymi strachami? Brzmi jak przepis na świetną historię. Czy tak właśnie jest? Clever Boy ogląda po latach The God Complex.
Toby Whithouse nie marnuje czasu i dość szybko wprowadza nas w koncept The God Complex. Obserwujemy tajemniczą scenę z niepokojącymi ujęciami, która pokazuje nam od razu, że z hotelem, w którym dzieje się akcja, jest coś nie tak. Ktoś poluje na jego gości, którzy znikają jeden po drugim. Właśnie do takiego miejsca trafiają Amy, Rory i Jedenasty.
W tym odcinku, podobnie jak w poprzednim, nasi bohaterowie nie będą sami. Tym razem towarzyszyć im będzie grupa innych postaci, które wzbudzają w widzach różne emocje. To przede wszystkim Rita (o niej za chwilę), nastolatek Howie, oszalały Joe i kosmita rasy Tivoli – Gibbis. Howie jest przedstawiony jako zakompleksiony nastolatek-kujon, czyli dość stereotypowo. Na początku jest przydatny, ale później zaczyna stanowić zagrożenie dla grupy. Gdy poznajemy Joe, znajduje się on już na celowniku istoty i jest kompletnie oszalały. Wprawia widza w dyskomfort i świetnie się w tej roli spisuje. Jest naprawdę dobrze zagrany. Najbardziej zdenerwował mnie (i taki był jego cel) Gibbis. To kosmita ze strachliwej rasy, która woli się poddać niż walczyć. Chociaż na początku wydaje się niegroźny i bezbronny, później okazuje się być tym, bez wahania poświęci innych, by uratować swoją skórę. Trochę przypominał mi dupka z The Voyage of the Damned, który był najmniej sympatyczną postacią w odcinku i jako jeden z nielicznych przeżył wydarzenia z tej historii.
Głównym „złym” odcinka jest Minotaur (jaki on piękny!) – kosmita, który zabija postacie będące w hotelu. Okazuje się bowiem, że budynek jest więzieniem dla różnych istot. Nie do końca zostaje wyjaśnione, dlaczego tam trafiają. Albo ja tego nie załapałem – wybaczcie. Minotaur też przebywa tam jakby za karę i chciałby już mieć spokój i umrzeć, jest gotowy na odejście z tego świata, bo żyje wiele lat. Niestety nie może się powstrzymać i zawsze udaje się na „żer”, jeśli wyczuje swoją ofiarę. I chociaż na początku wszystko wskazuje, że w całym odcinku chodzi o strach – bo w hotelowych pokojach czają się różne koszmary, których obawiają się więźniowie – sytuacja jest zupełnie inna. Pułapką w hotelu-więzieniu jest bowiem wiara i odwaga.
Ma jej w sobie dużo Rita, która jest pielęgniarką i muzułmanką (co ważne dla tej historii). To, jak napisana i zagrana jest ta postać jest czymś wspaniałym. Od razu czujemy do niej sympatię, a Doktor pokłada w niej dużo nadziei. Jest sprytna, mądra i zaradna. Bardzo podobały mi się sceny, w których się pojawiała, a szczególnie rozmowy z Doktorem. Nic dziwnego, że Jedenasty zaoferował jej miejsce w TARDIS. Niestety Rita staje się ofiarą Minotaura. Swoją śmierć chce jednak przyjąć z godnością. Nic nie mówi grupie, bo wie, co ją czeka. Jest gotowa na swój koniec i oddala się, by nikomu innemu nie stała się krzywda. Jest to dość tragiczne, ale pięknie oddaje charakter tej postaci. Jej strata trochę boli, szczególnie, że dopiero co ją poznaliśmy.
Amy i Rory starają się pomóc w zagmatwanej sytuacji. Wiemy jednak, że hotel nie chce Rory’ego, bo ten tak silnie nie wierzy. Amelia wierzy za to w Doktora. I musi porzucić tę wiarę i chwilę pocierpieć, by zostać uratowaną. Towarzyszka po raz kolejny bowiem igra ze śmiercią. Na szczęście udaje się ją uratować. Podobało mi się to, że Doktor nazwał ją Amy William, nie deprecjonując jak zwykle Rory’ego.
Bardzo podoba mi się także montaż odcinka, a szczególnie rwane ujęcia oraz ujęcia osób, które zostały naznaczone przez Minotaura. Są niepokojące, ale wspaniałe. Bardzo je doceniam. Czasem jednak muzyka nie współgrała mi z akcją i sytuacją. W pamięć zapadła mi szczególnie sytuacja, w której jedna z postaci umiera – to mroczna scena, w której Doktor zaczyna gonić Minotaura. W tle przygrywa zabawna, rozrywkowa muzyka z dziwnym rytmem. Wybija to z klimatu i jakoś zostało mi w pamięci.
Jedenasty nie błyszczy w tym odcinku, ale jak zwykle jest świetnie zagrany. Widzimy błysk w jego oku, gdy próbuje rozwiązać zagadkę, jego ekscytację Ritą, jego strach i obawy o towarzyszy. Wystarczy jedno spojrzenie, by zobaczyć złość Doktora, gdy Gibbis wydaje Minotaurowi nastolatka. Matt Smith świetnie oddaje różne emocje mimiką, potrafi też zmienić swoją postać w przeciągu sekundy. Doktor po raz kolejny naraził bliskie mu osoby na niebezpieczeństwo. Amy i Rory wycierpieli już wystarczająco dużo, przeszli przez piekło. Wystarczy wspomnieć choćby to, że dziewczyna pamięta dwie linie czasowe, długi czas spędziła u psychiatrów, kilka razy straciła miłość swojego życia, została porwana i straciła swoją córkę. W drugiej połowie 6 serii praktycznie w każdym odcinku coś złego się z nią działo. Rory też przecierpiał swoje.
Ostatecznie Doktor postanawia pożegnać się ze swoimi towarzyszami. Odstawia ich w miejsce, w którym będą mogli zamieszkać i oddaje im wypasiony samochód. Podczas gdy Rory zachwyca się prezentami, Amy zaczyna rozumieć zachowanie swojego przyjaciela i wyczuwa, że ten chce się pożegnać. To dość wzruszająca scena. Z jednej strony to niespodziewana decyzja, a z drugiej mieliśmy już ku temu przesłanki. Doktor wskazuje Amy, że czeka ją większa przygoda – małżeństwo i ludzkie życie, które trochę ją omijało. To bardzo fajne podejście do życia. To ostatni odcinek, w którym Amy i Rory są „stałymi” towarzyszami, którzy mieszkają w TARDIS. Ich późniejsze podróże to raczej „jednorazowe” wyskoki, po których na jakiś czas wracają do domu. No ale o tym w przyszłości…
The God Complex ma niesamowity klimat i trzyma w napięciu. Czegoś mi w nim jednak brakowało, były sceny, które mi się dłużyły, a także nie rozumiem czasem decyzji muzyczno-montażowych. Doceniam cameo różnych kosmitów/potworów w tym odcinku, np. na ścianach hotelu możemy zobaczyć zdjęcia jego byłych gości. Wśród nich znajdują się m.in. Sontaranin, kocia pielęgniarka czy Judoon. Widzimy też Płaczące Anioły. To naprawdę fajna historia z creepy momentami, ale jednak nie jest to majstersztyk i podczas oglądania innych odcinków bawiłem się lepiej.
The God Complex
Scenariusz: Toby Whithouse
Reżyseria: Nick Hurran
Ocena: 4/5 TARDIS-ek
Zachęcam do przeczytania pozostałych tekstów z serii Clever Boy ogląda. Znajdziecie je tu.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.