Przed nami kolejna podróż Doktora i Amy. Tym razem do naszej ekipy dołącza Rory. Wybieramy się także w przeszłość, w miejsce dość romantyczne, ale jak to w Doctor Who bywa, szybko robi się niebezpiecznie. Czy The Vampires of Venice dobrze się ogląda po latach?
Bardzo lubię odcinki Doctor Who, które dzieją się w przeszłości. To je zapamiętuję najbardziej. Ale to mój mały kink, bo zawsze intrygowało mnie życie w poprzednich epokach i lubiłem zgłębiać historie minionych stuleci. Tym razem większość akcji odcinka The Vampires of Venice, jak nazwa wskazuje, zabiera nas do Wenecji w 1580 roku. Tylko początek odcinka dzieje się tak naprawdę w teraźniejszości. Otrzymujemy śmieszną scenę, w której Doktor wyskakuje z tortu na wieczorze kawalerskim Rory’ego i przyznaje, że Amy chciała go pocałować.
W ten sposób Rory trafia na pokład TARDIS. Jedenasty, chcąc naprawić relację między nimi i „odepchnąć” od siebie Amy, postanawia zabrać ich w romantyczne miejsce – do Wenecji. Tam dość szybko natrafiają na nowe niebezpieczeństwo – prawdopodobnie w mieście grasują wampiry.
Głównymi przeciwnikami są Rosanna Calvierri, grana przez Helen McCrory, oraz jej syn Francesco, grany przez Alexa Price’a. Rosanna prowadzi szkołę dla dziewcząt, w której dzieją się dziwne rzeczy. Kreacja wrogini jest fantastyczna. To matrona z wielkim złowieszczym planem, pełna klasy i morderczych zapędów. Jej motywacja jest zrozumiała, jednak już sposób realizacji jej misji kontrowersyjny. W trakcie odcinka dowiadujemy się, że Rosanna i jej syn to tak naprawdę kosmici z planety Saturnyne. Ich planeta zniknęła przez pęknięcia w czasie i przestrzeni, a wrogowie uciekli przed Ciszą. Dwójka przybrała ludzką postać, by znaleźć samice dla męskich potomków Rosanny i odbudować rasę. W wodach Wenecji czają się więc inni Saturnianie.
Odcinek ma także ważną stawkę. Poznajemy dwójkę pobocznych bohaterów. Guido oddał swoją córkę Isabellę do szkoły Rosanny i teraz nie może się z nią skontaktować. Wie, że dzieje się coś dziwnego. Pomaga mu Doktor i towarzysze. Niestety jest to jeden z tych odcinków, które trochę łamie nam serca – Doktor tak naprawdę przegrywa. Isabelli nie udaje się uratować, a za swoją zdradę zostaje zabita przez synów Rosanny. Z kolei Guido, nie mając nic do stracenia, poświęca się, wysadzając siebie i swój dom z „wampirzycami” wewnątrz. Jest tutaj wiele ofiar.
Jedenastemu udaje się udaremnić plan wrogini. Wenecja nie zostaje zalana i jej mieszkańcy zostają uratowani. Rosanna poddaje się w najgorszy z możliwych sposobów – przeklinając Doktora, że ma na sumienie całą rasę, która wyginie, rzuca się do wody, gdzie zostaje zabita przez swoich synów, którzy nie rozpoznają matki w ludzkim przebraniu.
Pomysł na wampirzych kosmitów jest naprawdę spoko. Podoba mi się twist, że kosmici mają cechy „klasycznych” wampirów. Przemienione kobiety są piękne i przerażające. Dostajemy z nimi wiele fajnych scen, również tych zabawnych. Sam wygląd Saturnian jest dla mnie dość zabawny – co ponownie przypomina, że Doctor Who potrafi być abstrakcyjny i campowy, i dobrze mu z tym.
Wenecja prezentowana w odcinku jest piękna. Dostajemy naprawdę ładne plenery, a scenografia jak zwykle pozwala nam uwierzyć, że znajdujemy się w przeszłości. To zdecydowanie działa na plus odcinka.
W tym odcinku do naszej TARDIS-owej ekipy dołącza Rory Williams. To postać, która namiesza trochę w dynamice grupy. Od początku jest dla mnie biedny i kochany. To zupełnie inne podejście do chłopaka towarzyszki niż przy Rose. Rory choć bywa strachliwy i niepewny siebie, nie boi się postawić Doktorowi, kwestionować jego akcje – oczywiście w myśli o dobru swojej narzeczonej. Głośno mówi rzeczy, o których my jako widzowie wiemy – towarzyszki robią wiele niebezpiecznych rzeczy, by zaimponować Doktorowi.
Widzimy, że Amy źle traktuje Rory’ego i na początku nie jest raczej chętna na wspólne podróżowanie. To zmienia się w trakcie przygody, gdy nasi bohaterowie coraz bardziej się do siebie zbliżają. Widzimy, że świetnie się uzupełniają i do siebie pasują. Cieszy mnie to, że ten „miłosny trójkąt” został szybko rozwiązany. Podoba mi się także scena, w której Rory mierzy się z Francesco, by chronić swoją ukochaną. Oczywiście z pomocą przybywa mu Amy, pokonując wroga i umacniając tym samym ich relację. Ostatecznie Amy sama chce, by Rory kontynuował podróżowanie w TARDIS, na co Jedenasty się zgadza.
The Vampires of Venice to bardzo fajny odcinek. Odpoczywamy od cięższych tematów i możemy wielokrotnie się pośmiać. Fabuła jest ciekawa, a motywacja złych postaci jest nawet zrozumiała. Podobają mi się kostiumy i sceneria. Odcinek dużo skupia się na relacjach pomiędzy różnymi postaciami: przyjaciółmi, narzeczonymi, ojcem i córką czy matką i synami. Całość doprawiona jest fajną muzyką. Nie jest to odcinek fantastyczny, ale przyjemnie mi się go oglądało i dał mi sporo frajdy, a także trochę drasnął serduszko. Z chęcią kiedyś do niego wrócę.
The Vampires of Venice
Scenariusz: Toby Whithouse
Reżyseria: Jonny Campbell
Ocena: 4/5 TARDISek
Pozostałe teksty z cyklu Clever Boy ogląda przeczytacie w tym miejscu.
Dziennikarz, uwielbia herbatę i wino. Kocha Dwunastego Doktora i Donnę. W wolnej chwili wychodzi z domu, bo nie znosi samotności. Uwielbia życie w mieście. Ogląda dziesiątki seriali, śledzi i bawi się popkulturą, gra na konsoli. Stara się rozbawiać ludzi w każdej możliwej okazji, żeby świat nie był ponury. Ogarniacz czasu i przestrzeni.