Zaczynamy nasze – jak zwykle kilometrowe – podsumowanie minionego roku. Do osób z redakcji Whosome dołączyły liczne gościnie i goście. Serdecznie dziękujemy i mamy nadzieję jeszcze nieraz was spotkać w okolicy!
Na początek o tym, co nas w 2023 roku popkulturowo zachwyciło. Poniżej znajdziecie wypowiedzi ET, MS, Ginny N., Respice, Kiry Nin (Space Forest), dziewiętnastki (dziewiętnaście czwartych), DemonBiblioteczny, Maple Fay, Lady Kristiny, Perły i Agnieszki z Whosome, a także Agaty (Bałagan Kontrolowany), Joanny Krystyny Radosz (Czarna książka), Wikszy (Planeta Popkultura), An (Anna „An-Nah” Łagan), Rudej od Dni Fantastyki, Rael (Stowarzyszenie Avangarda), Kurczaka (Kołek Niewiary), DG i Jego Cesarskiej Wysokości (Krakowska Sieć Fantastyki).
Aaale super, że się dałyście i daliście namówić! Lecimy!
ET: Pokrzywa i kość T. Kingfisher jest jedną z najwspanialszych książek, jakie kiedykolwiek czytałam i coś, po co w moim odczuciu powinna sięgnąć każda osoba, która choć trochę lubi fantasy. To mroczny, choć też zaskakująco ciepły i miejscami bardzo zabawny, na wskroś feministyczny retelling baśni o księciu zdecydowanie nie z bajki, z najlepszą możliwą drużyną, jaką kiedykolwiek miała tego typu opowieść. Szczegółów nie zdradzę – dość, że znalazło się w niej miejsce dla psa z kości, kury, która ma w sobie demona, dwóch starszych pań i jednej księżniczki. Przepiękna rzecz.
Urzekły mnie też Wszystkie wskaźniki czerwone. Sztuczny stan, czyli pierwszy tom opowiadań z cyklu Pamiętniki Mordbota Marthy Wells. Tytułowy Mordbot to android, jednostka ochroniarska, która wbrew swojemu przeznaczeniu (i oprogramowaniu) bynajmniej nie marzy o służeniu ludziom, którym zostaje wynajęta – choć robi to nader dobrze – bo znacznie bardziej pociągają ją nielegalnie konsumowane programy rozrywkowe oraz próby odkrycia, kim właściwie jest i czego chce od swojego istnienia – a może życia? Dobra, mocna, nieco detektywistyczna i mocno filozoficzna opowieść o sensie bycia, człowieczeństwie i potrzebie bliskości.
MS: Kiedy kobiety były smokami Kelly Barnhill to był mój pierwszy i największy zachwyt roku (pisałam o nim tutaj: KLIK). Dała mi ta książka wspaniałe doznania, coś zmieniła w mojej głowie i stała się moją naczelną polecanką. Jak ja bardzo potrzebuję takiej fantastyki!
Ginny N.: Zachwytów miałem w tym roku sporo, ale największym jest Wild Blue Yonder – drugi odcinek specjalny z okazji 60 rocznicy Doctor Who. Czasami bywa tak, że przychodzi coś i zgarnia całą stawkę. I tak jak Ncuti Gatwa zmiótł konkurencję podczas castingu na Doktora, tak Russell T Davies nie tylko powrócił z przytupem, ale dał nam tak wspaniały odcinek Doctor Who, tak sięgający głęboko w to, co nas w fantastyce i w ogóle kulturze porusza, że długo nic go nie pobije.
Obawiałem się ekranizacji Nimony. Tak wiele ekranizacji nie lubi materiału źródłowego, nie szuka tego, co w nim najważniejsze. Ale w tym wypadku osoby twórcze zrobiły to, co należało: sięgnęły do serca tej historii i uczyniły je sercem adaptacji. Film jest inny od komiksu ND Stevensona na wielu poziomach, ale pozostaje tą samą opowieścią o odmienności – niebinarności, queerowości, niepełnosprawności, biedzie – które system za wszelką cenę chce zgładzić. Nimona to nie jest nasz film roku. To jest nasz film życia.
Respice: Yellowface Rebekki F. Kuang – to moja absolutna tegoroczna topka, a wiedzcie, że ciężko było wybrać tylko jedną rzecz. Książkę dorwałam po angielsku, jeszcze przed polską premierą, i dosłownie pochłonęłam w dwa dni. Co mnie w niej urzekło to lekki styl, krytycyzm wobec branży wydawniczej (co nie jest często poruszanym tematem w literaturze) i satyra o życiu pisarzy w świecie, w którym wszystko musi być poprawne społecznie i politycznie. No i żadnej postaci nie dało się polubić, co było bardzo odświeżające; w końcu tyle książek usilnie próbuje sprzedać nam bohatera, z którym możemy sympatyzować. Bardzo smakowita lektura i jeśli nie mieliście jeszcze okazji zajrzeć – polecam z całego serca!
An: Moja książka roku to He Who Drowned the World, druga część wydanej już po polsku Tej, która stała się słońcem Shelley Parker-Chan. Książka zrobiła na mnie takie wrażenie, że po przeczytaniu jej musiałam zrobić sobie przerwę od czytania – bo szanse, że trafię na coś równie dobrego, były bardzo niewielkie. To, w jaki sposób osoba autorska wplata queerowość swoich postaci w historię Chin, to, w jaki sposób udaje się jej pisać postaci, których tożsamości wymykają się współczesnym klasyfikacjom (a równocześnie pokazują, że queerowość istniała zawsze), to, jak traktuje te postaci, bez idealizacji, pozwalając im być tak bardzo „problematycznymi”, jak fabuła i realna historia wymagają – trzepnęło mną mocno.
Rok 2023 był kolejnym rokiem dobrym dla anime (niestety nie dla animatorów…). Znów obejrzałam kilka naprawdę wspaniałych rzeczy, ale wybór najlepszego anime roku jest zaskakująco prosty. Frieren to historia długowiecznej elfki, która wiele lat po pokonaniu mrocznego lorda i śmierci członków swojej drużyny orientuje się, że chyba coś jej umyka – a tym czymś są krótkie ludzkie życia i ludzkie emocje. Frieren podchodzi do tematów klasycznej fantasy od strony rzadko eksplorowanej nawet w literaturze, skupiając się na doświadczeniach niemal nieśmiertelnej protagonistki, jej relacji do czasu, przemijania i zmian. Seria opiera się na introspekcji i niskich stawkach (ale nie mieści się w kategorii „cozy”), jest pięknie narysowana i bardzo nastrojowa. To zdecydowanie ten rodzaj anime, który polecam ludziom, którzy chcą popłakać. I każdemu innemu, nie tylko fanom anime, ale też fanom fantasy.
Drugie miejsce na liście najlepszych anime roku należy się Pluto. Seria jest remake’iem Astro Boya (klasycznej mangi/anime Osamu Tezuki), podchodzącym do materiału źródłowego z szacunkiem i dopisującym mu nowe warstwy. Autorem oryginalnej mangi jest Naoki Urasawa, twórca znany z charakterystycznej realistycznej kreski, miłości do ludzkich nosów i europejskich miast oraz starannie zaplanowanych fabuł (jeśli nie znacie twórczości Urasawy, na Netflixie jest też Monster!). Nie wiem, jak to anime zostanie odebrane przez osoby bez znajomości jego kontekstów, nawet ja musiałam znajomość kontekstów uzupełniać… ale w ostatecznym rozrachunku do doskonale opowiedziana historia o robotach mających emocje. Łatwo mnie kupić robotami mającymi emocje.
Kira Nin: Ten rok był dla mnie czasem wychodzenia z czytelniczego kryzysu, jaki zafundował mi mój mózg, i mam wrażenie, że Ta, która stała się słońcem to książka, która okazała się w tym wychodzeniu decydująca. To jest takie doskonałe! Od dawna wiem, że trzy rzeczy, które zawsze przyciągają mnie do utworu fantastycznego, to nieeuropejski setting, polityka i knucie oraz queerowość. Ta pozycja ma to wszystko, i wszystko jest najlepszej jakości. Zwłaszcza wspaniała, nieoczywista queerowość zrobiła na mnie wrażenie. Drugi tom już czeka w kolejce.
Pod koniec roku wszyscy wokół mnie nagle zaczęli mówić o Blue Eye Samurai, postanowiłum więc sprawdzić, o co cały ten szum. Wciągnęłum się natychmiast. Można by długo pisać o wszystkim, co jest w tym serialu dobre, ale do mnie najsilniej przemówiła skomplikowana i nieoczywista relacja Mizu ze swoją płcią, i jej historia, która z początku wydaje się podążać prostą i dobrze znaną drogą, by w pewnym momencie skręcić w zaskakującym i emocjonalnym kierunku. Poproszę więcej.
dziewiętnastka: Snobistyczna część mnie chciałaby tu wpisać coś nieco bardziej intelektualnego, może jakąś książkę albo film festiwalowy. Uczciwość jednak mi na to nie pozwala. W związku z tym oficjalnie ogłaszam, że dla mnie 2023 to rok, w którym zostałam fanką Bring Me The Horizon. Część z was być może kojarzy ich z czasów gimnazjalnych – gdy jeszcze istniały gimnazja – jako „ten emo zespół”. Choć w sumie chłopaki z Sheffield wcale emo nie grali (dopiero teraz trochę zaczynają). Ale końcówka lat dwutysięcznych to był ten czas, gdy do nadania tej etykietki wystarczyła grzywka zaczesana na bok… W swojej karierze zaliczyli za to chyba wszystko na osi od deathcore’u do popu i trochę z powrotem. Eksperymentowali z mieszaniem gatunków i wytyczali nowe horyzonty *mrug mrug* muzyczne, odhaczając przy okazji kolejne osiągnięcia z obrzeży mainstreamu. Umówmy się, do popularności Taylor Swift im nadal daleko, ale kto będzie główną gwiazdą chyba wszystkich metalowych festiwali w Europie w 2024? No właśnie. I co tu dużo mówić, osoby przywiązane do klasycznych brzmień metalowych nadal ich hejtują, ale po latach rozmijania się z tym zespołem zrozumiałam ich urok aż za dobrze. Nie do końca umiem wskazać, co tutaj jest tym czynnikiem X, bo wszystko, co ma BMTH: charyzmatyczny wokalista, świetne partie elektroniczne, ciężar połączony z melodyjnością, edgy wizerunek, skłonność do eksperymentów, mają też w teorii inne zespoły… Choć to fakt, BMTH często było pierwsze w tym, co robiło, ale nie zawsze jest tak, że pionierstwo = sukces. Ale tu nie chodzi o pionierstwo, tak myślę. Oni po prostu robią to wszystko… idealnie. I mimo nutki (a właściwie całego, kurde, chóru) brytolskiego, punkowego nihilizmu – który, swoją drogą, zawsze do mnie trafiał – ta muzyka po prostu, cytując Marie Kondo, wzbudza we mnie radość.
Joanna Krystyna Radosz: Dużo było zachwytów w tym roku, aż trudno wybrać kilka tekstów kultury. Jeśli chodzi o literaturę, na pewno szczególne miejsce w moim serduszku zajmie Yellowface R.F. Kuang, czyli książka, która potężnie mnie przeorała i jest boleśnie prawdziwa. Dawno nie miałam tego uczucia, kiedy wiem, że bohaterka postępuje paskudnie, ale nie mogę nie czuć nadziei, że to się nie wyda.
Rzutem na taśmę do moich zachwytów wchodzi serial 1670. To nie jest produkcja dla każdego i nie ma to nic wspólnego z dystansem, intelektem, podejściem do dziedzictwa narodowego czy cokolwiek innego – po prostu ludzie mają różne poczucie humoru i to jest okej. Do mojego poczucia humoru ta produkcja trafiła idealnie. A oprócz tego bardzo doceniam (pop)kulturowe nawiązania, wąs pomocnika kowala Macieja – no i grę Michała Sikorskiego (brawurowa rola ojca Jakuba, który gra cuda samą mimiką) oraz Martyny Byczkowskiej (wspaniała Aniela; ta aktorka jest moim małym odkryciem 2023).
Muzyczny zachwyt tego roku to dla mnie Sofie Svensson & Dom Dar – to, że w top 5 spotify wrapped mam trzy ich piosenki, dużo mówi. Odpowiednia ilość elektroniki, humoru, teksty nie po angielsku, pozytywny kop. Najlepsza muzyka do chodzenia na terapię (3 kilometry pieszo w jedną stronę, więc wiecie…).
Honorable mention dla działalności wydawnictwa Mięta. Jestem nieobiektywna, yup, bo jestem ich autorką, ale to wydawca, który dba o autora (każdy dostał personalizowany kalendarz na 2024, how cool is that?), ale i o czytelnika. Wydawca, dla którego ważniejsze od stolika w Empiku jest zrobienie książki porządnie – redakcyjnie, graficznie – i dotarcie z nią do właściwych recenzentów. Poza tym jeszcze nie trafiłam na książkę z tego wydawnictwa, z którą nie miałabym cudownej relacji – podobała mi się dosłownie każda!!! Agnieszka Trzeszkowska i Katarzyna Berenika Miszczuk zrobiły przystań dla dobrej literatury i bezpieczne miejsce dla autorów, i za to będę im śpiewać hymny pochwalne.
Agata Jarzębowska (balagankontrolowany.pl): Sukcesja – to, co finałowy sezon ze mną zrobił i jak bezkompromisowo doprowadzono do zakończenia i to takiego, jaki serial powinien dostać, to się w głowie nie mieści. Rzadko się zdarza, by seriale kończyły na tak wysokiej nucie, a twórcy pociągnęli całą historię do końca w sposób przemyślany, zamykając serial świadomie i bez zbędnego przeciągania na kolejne sezony – a zapewne, gdyby Jesse Armstrong chciał więcej sezonów, to by je dostał. Ale nie chciał. I chwała mu za to.
DemonBiblioteczny: Jestem pewne, że zachwytów w ubiegłym roku było u mnie więcej, ale… po prawdzie to nie pamiętam. To chyba znak, że trzeba zacząć wszystko dokumentować. Mimo to pamięć podsuwa mi dwie zeszłoroczne perełki. Pierwsza z nich to Pokrzywa i kość T. Kingfisher. Mnie akurat przyszło słuchać wersji w audiobooku, więc zachwyt był podwójny – nie dość, że udało mi się zapoznać z kawałkiem dobrej fabuły, pełnej gier z baśniowymi motywami i z cudownymi bohaterami, to jeszcze wszystko to było okraszone idealną interpretacją Filipa Kosiora.
Moim drugim zachwytem jest serial, który ledwo co ukazał się na Netfliksie, czyli 1670. Przy pierwszym i drugim obejrzeniu dał mi naprawdę sporo radości – a to jest jednak moim głównym miernikiem. Podobał mi się humor, bohaterowie – a przede wszystkim nawiązania do współczesnej popkultury. Możliwe, że dodatkowo na plus serialu wpływało to, że seanse odbyłom w doborowym towarzystwie, bo z mamą i przyjaciółką.
Maple Fay: Czy program telewizyjny The Great Pottery Throw Down liczy się jako zjawisko popkulturalne? Bardzo poproszę, żeby się liczył. Mimo że osobiście mam problem z dotykaniem mokrej gliny, uwielbiam patrzeć, co ludzie z niej tworzą. Wciągnęłum ciurkiem wszystkie dostępne sezony (sześć, siódmy miał premierę na początku 2024 roku), zachwycając się inkluzywnością i ogromem pozytywnych emocji wśród uczestników i jurorów. Jeśli lubicie Great British Bake Off, obejrzyjcie koniecznie i ten program – szczególnie odcinki z japońską ceramiką raku.
Jego Cesarska Wysokość: Dwie planszówki. Żadna z nich nie jest tegoroczna, obie były od dawna na mojej kupce wstydu, obiema jestem zachwycony i polecam każdemu.
Pierwsza to Na skrzydłach od Elizabeth Hargrave – gra w budowanie rezerwatu ptaków, w której każdy wprowadzony na planszę gatunek ma wpływ na to, jak rezerwat będzie funkcjonował. Jeden ptak zamienia cudze jajka na pokarm, inny powoduje przyrost owoców dla wszystkich graczy, jeszcze inny sprowadza ze sobą dodatkowy gatunek… Jest się czym bawić, jest z czego budować „silniczki” usprawniające nam interakcję, negatywnej interakcji jest minimum, regrywalność – potężna, m.in. dzięki temu, że każda rozgrywka ma trochę inne zasady dodatkowego punktowania, które potrafią przeważyć w ostatecznym rachunku. 60 godzin na liczniku i rośnie.
Drugi tytuł to leciwy już, ale wciąż wznawiany Dominion Donalda X. Vaccarino – gra strategiczna, której istotą jest szukanie balansu w budowaniu talii pomiędzy kartami przydatnymi a tymi, które na koniec gry przyniosą nam punkty. Również niesamowicie regrywalna, bo zestaw, z którego będziemy rzeźbić, za każdym razem jest trochę inny, a interakcje między kartami potrafią sprawić, że jedna rozgrywka będzie wymagała szybkiego wzrostu i odważnych decyzji, a kolejna zmieni się w powolny marsz przez niesprzyjające warunki ekonomiczne. Zdecydowanie warto się zapoznać i wyrobić sobie opinię!
Lady Kristina: Jednym z największych zachwytów, towarzyszących mi przez parę ostatnich lat, było brytyjskie Ghosts, które zakończyło się po piątym sezonie oraz odcinku świątecznym. Pojawiają się tu kolejne perypetie między żywymi i martwymi mieszkańcami Button House, czasami absurdalnie zabawne, a czasami wręcz łamiące serce, na które ogromny wpływ mają zmiany, które ogromnie wpłyną na życie (bądź śmierć) tej naprawdę nietypowej rodziny. Bo mimo wszystko jest to przede wszystkim naprawdę wzruszająca opowieść o rodzinie i tym, jak jej członkowie mogą się zmienić. I jako że przez chwilę miałam poczucie bycia częścią tej rodziny, tym trudniej było mi się z nią pożegnać – tak samo jednak jak mieszkańcy Button House wiem, że wszystko ma swój koniec, a ten był nie tylko wzruszający, ale też przepiękny.
Bardzo wciągnęłam się również w drugi sezon Lokiego. Główni bohaterowie musieli zmierzyć się z innego typu zagrożeniem. Mamy tu więcej zabawy czasem (timey-wimey, zwłaszcza tak udane, zawsze lubię oglądać), a głównych bohaterów nie da się nie polubić. Zakończenie było poruszające, ale było naprawdę świetne i cieszę się, że nie będzie to, mam nadzieję, przeciągane w nieskończoność.
Nie mogę oczywiście nie wymienić 60 rocznicy Doctor Who – i mam tu na myśli nie tylko rocznicowe odcinki, ale również inne produkcje powstałe z tej okazji: Tales of the TARDIS, kolorowa wersja The Daleks, nowy dodatek w An Adventure in Space and Time, rocznicowy koncert czy też liczne audycje radiowe, które nadrabiam do tej pory, jak również powstanie samego Whoniverse. Strasznie szkoda, że nie wszystko jest dostępne w Polsce (chociaż sam fakt, że nowe odcinki Doctor Who w końcu są dostępne w polskim streamingu, jest już dużym powodem do radości), ale mam nadzieję, że z czasem się to zmieni.
Wikszy (Planeta Popkultura): W lutym 2023 roku udało mi się wreszcie znaleźć czas i ochotę, aby dokończyć grę Disco Elysium. I przyznam, że był to cudownie spędzony czas. Pod płaszczykiem detektywistycznej gry RPG Disco Elysium przemyca mnóstwo innych, poruszających wątków. Jest coś o depresji, o uzależnieniach, o zachowaniu nadziei w bardzo przygnębiającym świecie. Ta produkcja wywołała u mnie wybuchy śmiechu, ciarki na plecach czy nawet wzruszenie. Z pewnością zaoferowała mi wiele cudownych wspomnień. Już nie mieszka w moim umyśle bez płacenia czynszu, ale stworzyła sobie w mojej głowie własny pokój i wita mnie przyjaźnie z herbatą. Ponadto Disco Elysium lubi ponaśmiewać się z różnych ideologii politycznych, ale przy tym i tak skręca bardziej na lewo. Dlatego wychodzi z tego bardziej przemyślana i autoironiczna satyra niż „haha ja to z każdego się śmieję po równo”. Będę polecać tę grę aż do znudzenia (zapytajcie moich znudzonych tym tematem znajomych 😉 ).
Oprócz tego zachwycił mnie serial Yellowjackets. Historia o szkolnej drużynie piłkarek, która rozbiła się samolotem w środku kanadyjskiej puszczy, złapała mnie od pierwszego odcinka i nie chciała puścić. Fabuła oszczędnie dawkuje informacje, dlatego człowiek chce więcej i więcej. Zwłaszcza że śledzimy równocześnie dwie linie czasowe – to, co działo się w dziczy po katastrofie oraz życie bohaterek dwadzieścia lat później. Jest tutaj kanibalizm, safickie relacje i świetna muzyka. Czego chcieć więcej?
Muszę także wspomnieć o jednym filmie animowanym. Pinokio od Guillermo del Toro to absolutnie cudowna produkcja. Zrealizowana w technice poklatkowej historia pokazała opowieść o drewnianym chłopcu z trochę innej strony. Zawsze jak sięgam po produkcje, które czerpią ze znanych, klasycznych dzieł, mam obawy. Czy na pewno dostanę coś oryginalnego? Czy po prostu znowu to samo, ale w innej scenerii? Tutaj moje wątpliwości okazały się bezpodstawne. Dzieło Del Toro to zachwycająca i świeża interpretacja powieści Carla Collodiego.
Kurczak (Kołek niewiary): Scavengers Reign to najpiękniejsza popkultura, jaką ostatnio widziałem. Wizualnie wgniata w fotel, pokazuje obcy, niesłychanie malarski świat rodem z najdziwniejszych grafik Mœbiusa. Narracyjnie bardzo oszczędne, pozostawia bardzo dużo do dopowiedzenia odbiorcy. Niesamowity worldbuilding, który nie tłumaczy rzeczy łopatologicznie, a raczej sugeruje. Obejrzyjcie, jeżeli macie ochotę na kosmicznych rozbitków walczących o przetrwanie w naprawdę obcym świecie przedstawionych w stylistyce frankofońskiej psychodeli lat 70.
Perła: W 2023 roku najbardziej zachwyciły mnie dwie rzeczy – Revolutionary Girl Utena i Fionna and Cake. Utena jest tytułem chętnie analizowanym i rozkładanym na czynniki pierwsze. Próbowałam znaleźć własną interpretację i doszłam do wniosku, że jest to nie tylko piękna opowieść o dojrzewaniu i miłości, ale także o wyzwalaniu się z toksycznego, opresyjnego dla wszystkich uczestniczących cyklu i ról, które narzuca. Revolutionary Girl Utena pokazuje nam losy młodych, nieidealnych ludzi, którzy gonią za własnymi pragnieniami i często pozwalają im sobą zawładnąć. Najbardziej urzekł mnie wątek Juri Arisugawy, tragicznie zakochanej w swojej dawnej najlepszej przyjaciółce. Mam słabość do takich smutnych historii miłosnych. Fionna i Cake opowiada natomiast o niezadowoleniu z życia i uczuciu tkwienia w pułapce i próbie poradzenia sobie ze stratą. Główni bohaterowie wyruszają w niezwykłą podróż po alternatywnych wymiarach, która staje się dla nich szansą na przepracowanie swoich problemów. Seria dostarcza także sporo nawiązań do Adventure Time, którego jest kontynuacją. Powracają różne znajome postacie.
Rael: Nie mogłabym nie wspomnieć tutaj o Spider-Man: Across the Spider-Verse. Ta brawurowa animacja pochłonęła mnie w całości i to do tego stopnia, że zrobiłam o niej prelekcję na konwencie. Zakochałam się w jakże dopracowanej warstwie wizualnej i muzycznej. W Spider-Verse możemy się spotkać z dużą różnorodnością postaci, a każda z nich jest wielowymiarowa, o skomplikowanych motywacjach i doświadczeniach. Nic nie jest czarno-białe i z każdym można się utożsamiać lub chociaż empatyzować.
To, co ujęło mnie w tej produkcji, to jak bardzo jest mądra i jak doskonale wie, co chce nam przekazać. Bezpretensjonalnie pokazuje nam wartości wynikające z uczestnictwa w inkluzywnej wspólnocie, zalety kooperacji oraz otwartości na perspektywę innych. Mówi o tym, że warto prosić o pomoc i warto jej udzielać. A także – co tak istotne w dzisiejszych czasach – podkreśla siłę, jaką może mieć społeczność w inicjowaniu i przeprowadzaniu zmian. Wszyscy jesteśmy bohaterami i razem możemy więcej! Inspirujące i budujące nadzieję w tych ciężkich czasach.
DG: Oryginalna Strefa mroku z 1959. Pod przykrywką SF i horroru Rod Serling przemycił w tej antologii wiele uniwersalnych kwestii społecznych i psychologicznych, które na przełomie lat 50. i 60. nie wydawały się tak popularne w amerykańskim społeczeństwie. Jak na serial sprzed niemal 65 lat, wiele tematów przedstawionych w odcinkach jest nadal zaskakująco aktualnych, a plot twisty na końcu odcinków często robią wrażenie.
Drugi sezon Lokiego okazał się najlepszą produkcją MCU w 2023 roku. Zarówno znani nam już bohaterowie z pierwszego sezonu, jak i nowi, to postacie, których trudno nie polubić, a ich zmagania z nowym zagrożeniem czasowym i przypadłością samego Lokiego bardzo mnie wciągnęły. A finał okazał się idealnym zakończeniem dla jego wariantu.
Na początku zeszłego roku obejrzałam też Kompanię braci, miniserial HBO opowiadający o losach żołnierzy z słynnej Kompanii E „Easy” 506 pułku 101 Dywizji Powietrznodesantowej w trakcie II wojny światowej, zrealizowany na podstawie wspomnień jej ocalałych członków. Po dwóch dekadach od premiery nadal robi ogromne wrażenie, a odcinek dziewiąty jest prawdopodobnie jedną z najbardziej poruszających godzin telewizyjnych, jakie widziałam.
Rok 2023 był również bardzo udany pod kątem filmów animowanych. Kot w butach: Ostatnie życzenie, Spider-Man: Poprzez multiwersum oraz Chłopi – każdy z nich charakteryzuje się niesamowicie stworzonymi stylami animacji, które w połączeniu ze świetną muzyką, jak i wciągającą historią zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie.
Ruda od Dni Fantastyki: Zdecydowanie będą to specjalne odcinki Doctor Who. Dawno nie czułam takiej ekscytacji z oglądania tego serialu, jak w momencie, gdy Donna ponownie wyruszyła w podróż ze Spacemanem. Z każdym kolejnym odcinkiem było już tylko lepiej, a Wild Blue Yonder przypomniało mi to, co najbardziej lubię w przygodach Doktora – terror, izolację i rzeczy nieznane. Wcześniej jednak wsiadłam w hypetrain o nazwie Barbenheimer i było to ciekawe i zasługujące na odnotowanie doświadczenie. Na filmy wygrał u mnie Nolan, ale na bohaterów Dziwna Barbie.
Agnieszka: Odkryłam prozę T. Kingfisher – Pokrzywę i kość oraz Wypieki defensywne. Autorka ma bardzo wyrazisty styl, pisze z dużą czułością względem bohaterów, tworzy świetne bohaterki kobiece i wywraca znane motywy na nice. Jestem szczęśliwa, że mogę być korektorką polskich wydań tych tekstów.
A, i kwestia aseksualności w piątym tomie Heartstoppera. Kocham to, jak to zostało pokazane.
A co wam zrobiło popkulturalnie miniony rok? Dajcie znać na naszej stronie, w grupie Polifonia fantastyczna i na Discordzie!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.