Oto druga część naszego obszernego podsumowania roku 2023. Pierwszą znajdziecie tutaj: KLIK. Tym razem dzielimy się tym, co w naszych popkulturowych doświadczeniach było szczególnie wciągające i szczególnie dziwne, a także zachęcamy do tytułów, o których, być może, jeszcze nie słyszałyście.
Poniżej znajdziecie wypowiedzi ET, Ginny N., dziewiętnastki (dziewiętnaście czwartych), DemonBiblioteczny, Respice, Lady Kristiny, Perły i Kiry Nin (Space Forest) z Whosome, a także An (Anna „An-Nah” Łagan), Joanny Krystyny Radosz (Czarna książka), Jego Cesarskiej Wysokości (Krakowska Sieć Fantastyki), Wikszy (Planeta Popkultura), Kurczaka (Kołek Niewiary), DG, Rudej od Dni Fantastyki i Agaty (Bałagan Kontrolowany).
Fikcyjna fabuła, która pochłonęła mnie na długie godziny
ET: Star Trek! A konkretnie Voyager, Deep Space Nine, Strange New Worlds, Lower Decks i Picard, bo za namową whosomowej sekcji trekowej postanowiłam w końcu przekonać się, na czym polega urok tego uniwersum, i przepadłam! Trudno mi w siłą rzeczy skondensowanej formie ująć moje wrażenia, bo były i emocje, i śmiech, i niemal łzy, i wzruszenia, i złość, i dyskusje, i przemyślenia, i długie dyskusje. W każdym razie kapitan Shaw jest najpiękniejszy, a ja nie mam pojęcia, dlaczego tak długo myślałam, że Star Trek jest nudny. Odszczekuję!
An: Podchodziłam do serialowej Fundacji ostrożnie, ale kiedy już zaczęłam oglądać, wsiąkłam i oba sezony obejrzałam w ciągu tygodnia. Nie spodziewałam się tak dobrego serialu, historii, która mocno wykracza poza powieściowy pierwowzór, poruszając się jednak we wspólnej tematyce refleksji na temat władzy, rozwoju i upadku imperiów i możliwości prognozowania zachowań społecznych. To bardzo solidny kawałek science fiction, z ciekawą estetyką i doskonałym aktorstwem.
Ginny N.: Kiedy dowiedziałem się, że nowa kampania The Adventure Zone będzie rozgrywać się w systemie Blades in the Dark, bardzo się ucieszyłem. Bo moją ulubioną kampanią actual play jest Ghostpunk od Podsłuchane, gdzie grają właśnie w BiD. Byłem więc zajawiony i ciekawy, jak to wyjdzie w zupełnie nowym settingu. A jednak od TAZ Steeplechase odpadłem po jakichś jedenastu odcinkach. Tylko nie dlatego, że była to zła historia, a dlatego, że zwyczajnie za bardzo nas stresowała. Nie w taki triggerujący sposób, ale poprzez napięcie budowane przez tematykę heistu. Czekanie cały tydzień na kolejne, niezbyt długie odcinki to było trochę za dużo. Pod koniec tego roku jednak uznałem, że skoro ta kampania The Adventure Zone jest już zakończona, mogę pobrać całość i przesłuchać sobie po kilka odcinków naraz, w swoim tempie i już bez stresu. Za to z przyjemnością, jaką daje nam ten konkretny system RPG z grupką naprawdę fajnych postaci.
dziewiętnastka: Praktycznie cały wolny czas w grudniu spędziłam grając w Final Fantasy VII Remake. Oryginał siódemki przeszłam raz, w liceum, i pomimo (nawet jak na tamte czasy) okrutnie przestarzałej grafiki zrobił on na mnie bardzo duże wrażenie. Już wtedy czułam, jak bardzo melancholijna jest ta gra, tak naprawdę, choć przecież ma być rozrywką. Nie dość, że zaczyna się od walki małej grupy aktywistów z korporacją, która, wykorzystując zasoby planety, dosłownie wysysa z niej życie… Co wtedy wydawało mi się „zaledwie” straszne, a teraz jest aktualne, a to przecież gorzej… To jeszcze pokazuje, jak bardzo krucha jest szansa na zwycięstwo w takiej walce. Przecież tam każdy sukces okupiony jest takimi stratami, że naprawdę można się zastanowić, czy było warto. Do tego dochodzą zwroty akcji – kto ma wiedzieć, ten wie – które jeszcze bardziej popychają głównego bohatera, a za nim gracza, w poważny kryzys. I choć grę da się wygrać, zdecydowanie nie można nazwać zakończenia tej historii happy endem.
Jeśli chodzi o Remake, oddaje on zaledwie jedną trzecią historii z oryginalnej gry (tak, oczywiście, że będą kolejne części). Bardzo za to pogłębia postaci, dodaje nowe wątki, pozwala na szerszą eksplorację metropolii Midgar. A przede wszystkim jest bardzo ładny. Naprawdę, oryginalna siódemka jest… bardzo specyficzna, dlatego nie sposób nie docenić nowej szaty graficznej. Miło jest przeżyć tę samą przygodę w bardziej immersyjny i kinematograficzny sposób, bez dopisywania emocji do ludzików wyglądających jak Lego z kolcami.
No właśnie, tylko czy na pewno jest to ta sama przygoda? Nie przeszłam jeszcze gry do końca, ale mam mocne podstawy, by podejrzewać, że niekoniecznie. Coś tu się dzieje timey-wimey, coś, co przypomina mi nieco Scott Pilgrim Takes Off albo Rebuild of Evangelion. Czyli po raz trzeci mamy produkcję japońską (tak, wiem, że Pilgrim nie do końca), która niby chce opowiedzieć tę samą historię na nowo, ale tak naprawdę robi do niej ni to sequel, ni to meta-komentarz. Z jednej strony daje to nadzieję na to, że może TYM RAZEM BĘDZIE INACZEJ I LEPIEJ, A [CENZURA] NIE ZGINIE I CLOUD NIE BĘDZIE MIEĆ DEPRESJI. Z drugiej… boję się trochę, czy ewentualny happy end nie zniszczy właśnie tej melancholii, która nadawała oryginałowi jego moc. Cóż, okaże się w kolejnych częściach.
Joanna Krystyna Radosz: Znowu wjeżdża nieobiektywizm, ale ja muszę: trylogia Laini Taylor Córka dymu i kości pochłonęła mnie na BARDZO długie godziny. Tak, tłumaczę ją i to wiele wyjaśnia, ale poza tym zakochałam się w tej historii. Losy Karou, jej przybranej rodziny, chimer i serafinów z batalionu Nieślubnych… Ta opowieść stała się mi bardzo bliska. Tak bliska, że przy okazji premiery nowego polskiego wydania pierwszego tomu zamierzam paradować z niebieskimi włosami na cześć głównej bohaterki. I cóż, pierwszy raz byłam okej z tym, że podczas wakacji śni mi się praca – TAKA praca może mi się śnić zawsze.
Dość nieoczekiwanie pochłonął mnie też Ted Lasso. Słyszałam dużo dobrego o tym serialu, ale zawsze przelatywał obok mnie. Tymczasem okazało się, że to przeciepła i przekochana wholesome komedia, która jest trochę o piłce, a trochę wcale nie o piłce, tylko o ludziach z całą gamą ich wad i zalet. Doceniam, że niemal brak tam jednoznacznie czarnego charakteru, a każdy bohater ma swoją motywację – którą odbiorca zaakceptuje lub nie. Poza tym he’s here, he’s there, he’s every-freaking-where!
Wreszcie mój mózg dosłownie zeżarł i nadal trawi fabułę Far Cry 6, chociaż graliśmy w to z lubym na początku 2023. To moje pierwsze spotkanie z serią, więc zakładam, że coś mnie ominęło i to coś sprawiłoby, że patrzyłabym mniej życzliwie na szóstą odsłonę. Ale czasu nie cofnę, a opowieść o Dani Rojas (lub Danim Rojasie) i plantacji viviro zrobiła na mnie wrażenie. Pisałabym fanfiki…
DemonBiblioteczny: Muszę tutaj wspomnieć o serii Richarda Osmana Czwartkowy klub zbrodni. Póki co w Polsce ukazały się trzy tomy, a mnie udało się je przesłuchać jednym ciągiem. Osman zaprezentował swojej grupie odbiorczej cudowną grupę seniorów – o różnych temperamentach i z ciekawą przeszłością – którzy z pomocą policjantów i mniej i bardziej przypadkowych zwolenników rozwiązują zagadki kryminalne. Seria często sprawiała, że śmiałom się w głos, a obecnie czekam niecierpliwie na ukazanie się kolejnego tomu.
Respice: W tym roku na nowo odkryłam grę Zelda: Breath of the Wild i z radością spędzałam długie godziny w świecie Hyrule. Nie mogę wyjść z podziwu, jak rozbudowano fabułę i uniwersum Linka, nie ma chwili na nudę, gra nie jest za łatwa i dalej mnie zachwyca. Nie mogę się doczekać, aż dokończę i przerzucę się na drugą część.
Jego Cesarska Wysokość: Długich godzin na liczniku jest w tym momencie coś koło dwadzieścia i będzie co najmniej drugie tyle. W ramach nadrabiania zaległości usiadłem w końcu do Fallout: New Vegas i, no cóż, najchętniej bym od niego nie wstawał! Niesamowicie wciągające RPG, w którym każda frakcja ma swoje racje, a każda postać swoje demony, decyzje naprawdę miewają konsekwencje i czasem musimy się z nimi mierzyć na zupełnie niemechanicznym poziomie, a Duże Słowa naprawdę coś znaczą i nie da się przed nimi zasłonić. Jest to przy okazji – o czym rzadko się wspomina – opowieść o strachu i chciwości. I o tym, co się może wydarzyć, kiedy wezmą one górę albo ktoś nauczy się nimi zbyt sprawnie kierować. Polecam, zwłaszcza że gra jest już dość stara, więc nie trzeba kupować drogiego komputera, żeby w nią zagrać.
Lady Kristina: Sporo czasu spędziłam, oglądając serial UFO, opowiadający o działaniach tajnej organizacji SHADO, broniącej Ziemi przed atakami kosmitów. Niektóre wątki (i część efektów specjalnych) zestarzały się nieco słabiej, jako że serial powstał na początku lat 70., akcja dzieje się jednak w niedalekiej przyszłości, więc można tu podziwiać futurystyczną wizję autorów (SHADO ma na przykład bazę na Księżycu). Niemal każdy z odcinków przedstawia osobną historię, którą łączą z pozostałymi jedynie bohaterowie, więc można tu znaleźć kilka naprawdę ciekawych wątków, skupiających się nie tylko na kosmicznej stronie serialu. Spośród odcinków, które najbardziej w pamięci, mogę wymienić między innymi historię o kosmicznym kocie hipnotyzującym ludzi, urządzeniu zatrzymującym czas, czy księżycowym kamieniu wywołującym halucynacje.
W ubiegłym roku, jeszcze przed premierą ostatniego sezonu, wciągnęłam się również w oglądanie Zbrodni po sąsiedzku. Nie ciekawią mnie za bardzo podcasty o tematyce true crime, będące swego rodzaju osią tego serialu, ale lubię oglądać ciekawe podejścia do tematyki kryminalnej, a tutaj miałam tego pod dostatkiem, jako że rozwiązywanie zbrodni zgrabnie przeplata się z problemami głównych bohaterów i międzysąsiedzkimi niesnaskami.
Wikszy (Planeta Popkultura): Przez długi czas wydawało mi się, że uniwersum Transformers totalnie nie jest dla mnie. Najbardziej chyba zniechęciły mnie do niego filmy Michaela Baya. Wszystko jednak się zmieniło, gdy w moje ręce wpadły komiksy z tego uniwersum z wydawnictwa IDW. A konkretniej – Transformers More Than Meets The Eye oraz Lost Light. Okazało się, że jest tutaj mnóstwo lubianych przeze mnie motywów. Mamy chaotyczną drużynę złożoną z ciekawych postaci, trochę kosmicznej polityki, trochę intrygujących pomysłów na świat przedstawiony. Ba, znajdą się nawet queerowe wątki miłosne! To takie lekkostrawne science fiction, które zachęciło mi, by bardziej zgłębić się w ten świat. Jak chcecie poczytać o psychoterapeucie, który uderza w księżyc w imię walki z faszyzmem, to jest to dobry adres.
Skoro mówię już o komiksach, to muszę wspomnieć też o ósmej części mangi JoJo’s Bizarre Adventure, czyli JoJolion. W tym parcie bardzo podobał mi się pewien kontrast. Wygląd postaci i ich umiejętności były zupełnie absurdalne i odjechane, ale sama fabuła? W gruncie rzeczy dość przyziemna. Dużo o macierzyństwie, o poszukiwaniu siebie, o pokonywaniu ciężkich chorób i prowadzeniu rodzinnego biznesu.
Kurczak (Kołek niewiary): The Jeeves Collection – P.G. Woodehouse. Przesłuchałem ponad 50 godzin humoresek z początku XX wieku, rzecz zdecydowanie spoza mojej strefy komfortu. Przyznaje, że czasami było ciężko – poziom krindżu w historyjkach o nie najbystrzejszym dżentelmenie i jego wielce zaradnym służącym zbliżał się do górnej granicy mojej wytrzymałości. Mimo wszystko zdecydowanie było warto. Po pierwsze czytał to (i opatrzył arcyciekawym wstępem) Stephen Fry. Po drugie Woodehouse posługuje się angielskim absolutnie genialnie, pisze żywym, potoczystym i niesłychanie wręcz zabawnym językiem. Po trzecie wreszcie spojrzenie przez krzywe zwierciadło w świat arystokratów pozłacanego wieku okazało się nad wyraz pouczające.
Perła: Na wiele godzin pochłonęła mnie manga Witch Hat Atelier. To niezwykła historia, rozgrywająca się w magicznym świecie z ciekawymi rządzącymi nim zasadami. Bohaterowie czasami stają przed dylematami moralnymi, będącymi ich konsekwencją. Jest to również mądra opowieść o nauczaniu i uczniach z różnymi potrzebami.
DG: Najwięcej godzin spędziłam na oglądaniu wspomnianej przeze mnie już Strefy mroku, ale nie jest to jedyny serial, w który mocno się wciągnęłam. Jednym z nich był For All Mankind, opowiadający alternatywną wersję historii, którą spowodowało lądowanie na Księżycu sowieckich kosmonautów przed Amerykanami i nieprzerwane kontynuowanie projektu Apollo. Każdy sezon skupia się na kilku latach z jednej dekady, w trakcie której rozgrywa się coraz dalsza eksploracja kosmosu, od Księżyca po Mars, oraz na przeżyciach postaci w nią zaangażowanych, co nie zawsze kończy się sukcesem, a ich działania oraz polityczne zagrywki ziemskich mocarstw mają nieraz daleko idące konsekwencje.
Innym serialem, który bardzo mnie pochłonął, był Odpowiednik. Tutaj również pojawia się wątek alternatywnej historii za sprawą dwóch światów równoległych połączonych przejściem w Berlinie, o którym dowiaduje się główny bohater, przy okazji poznając swojego odpowiednika z drugiego świata. Druga wersja Berlina mocno się różni za sprawą tragicznego w skutkach wydarzenia sprzed lat, co doprowadziło do innego rodzaju zimnej wojny pomiędzy światami, a w samym środku obie wersje postaci prowadzą szpiegowską grę.
Nadrobiłam również Community i chociaż studia mam za sobą, świetnie się bawiłam, śledząc szalone perypetie nietypowej grupy studentów, których połączyła wspólna nauka hiszpańskiego.
Ruda od Dni Fantastyki: Rewatch Z archiwum X. Cóż to było za doświadczenie! Oglądać wszystkie 11 sezonów (plus film) dorosłymi oczami, bez strachu, jaki towarzyszył wielu z nas za dzieciaka, ale za to z możnością docenienia dobrze napisanej historii, odpowiednio dawkowanego napięcia i satysfakcjonującej dawki obrzydliwości. Fakt, pod koniec już scenariusze były pisane przez rzucanie zrolowanymi skarpetami w klawiaturę komputera, a na wątek romantyczny nie dało się patrzeć, ale jednak w całej tej nieco nostalgicznej przygodzie więcej było plusów. Nowsze sezony potrafiły zaskoczyć (odcinek z Rhysem Darbym szczególnie), meta-momenty były przesmakowite, a ja na dodatek mogłam odkryć, ile motywów i stylistycznych rozwiązań Kim Manners przeniósł stąd do pierwszych sezonów Supernatural.
Najdziwniejsza skonsumowana rzecz
Respice: W życiu nie sądziłam, że przyjdzie mi czytać książki z gatunku romantasy, a do tej kategorii należą „dzieła” Sarah J. Maas. Dla żartu zaczęłam czytać Dwór cierni i róż (A Court of Thorns and Roses), skuszona licznymi memami, no i nie oszukujmy się, ponieważ miałam dość trudny rok, to potrzebowałam trochę mniej ambitnej rozrywki, żeby się zresetować… W tym momencie została mi ostatnia książka z serii do przeczytania – a to nie są cienkie książki. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale serię ACOTAR czyta się piorunem. Bohaterowie bywają nieludzko irytujący, w fabule nie ma za grosz logiki, a jednak… wciąż chce się wracać po więcej. I wiecie, co jest najgorsze? Przez to mam dziwną ochotę czytać inne serie od Maas, to chyba moje nowe guilty pleasure.
Wikszy (Planeta Popkultura): Zdecydowanie film Bo się boi (o to już chyba drugi raz, kiedy wspominam o tej produkcji na łamach Whosome). To groteskowy i pełen napięcia trzygodzinny film o tym, jak spełniają się wszystkie czarne scenariusze głównego bohatera. Ale za to wygląda naprawdę ładnie.
Z zupełnie innej beczki jest film Kaboom! z 2010 roku. Na papierze opowiada o młodym biseksualnym mężczyźnie i jego perypetiach w college’u. W rzeczywistości jest tutaj wszystko – tajne spiski, narkotyczne wizje i chyba nawet demony. Nie pamiętam dokładnie fabuły, pamiętam jedynie jeden wielki absurd.
Ginny N.: They Cloned Tyrone zaciekawiło nas zwiastunem – film o gangsterach i klonach? Czy może być coś dziwniejszego? A po obejrzeniu spytamy: coś tak dobrze zrobionego? Tak, to jest film gangsterski – w którym dość wcześnie główny bohater, Fontaine, zostaje zastrzelony przez członka wrogiego gangu. Po czym budzi się w swoim mieszkaniu, nie pamiętając, co się stało. Dopiero znajomy diler/alfons, który wisi mu kasę, daje mu znać, co się stało. A potem robi się jeszcze dziwniej… To jednak nie tylko dziwny film, to także komentarz społeczny o czarnych amerykańskich społecznościach i o amerykańskim rasizmie. Więc tym bardziej warto po niego sięgnąć.
Joanna Krystyna Radosz: #bringbackAlice zrobił mi kuku w mózg, i to takie porządne, tylko niekoniecznie z właściwych powodów. Z jednej strony to serial, który mocno kręci czytelnikiem i nawet jeśli od początku domyślamy się przebiegu wydarzeń, gdzieś po drodze gubi się pewność. Z drugiej – niby to Polska, ale dekoracje takie jakieś hamerykańskie. Tam, gdzie Absolutni debiutanci czy Infamia nie bały się polskości w historii o polskich nastolatkach, tam #bringbackAlice bardzo chce być międzynarodowe i udawać 13 powodów. Efekt jest dość psychodeliczny. I mimo wszystko mi się podobało…
A książka, która mnie przejechała pod tym względem, to bez wątpienia Monday nie przyjdzie Tiffany D. Jackson. Podczas lektury wielokrotnie robiłam wielkie oczy i cofałam się, żeby sprawdzić, czy to mnie się coś pomyliło – czytałam w upale, możliwe – czy autorka zapomniała, co napisała dwie strony wcześniej… Nie, autorka nic nie zapomniała, chciała tylko spuścić na czytelnika bombę. I tyle powiem, bo cokolwiek więcej to proszenie się o spoilery.
ET: Amsterdam dostarczyło mi masę frajdy i zachwytów, szczególnie nad aktorstwem Christiana Bale’a, niemniej był to bardzo dziwny i przyjemny w tej dziwności film. Zagadka kryminalna prowadząca do wielkiego spisku, dekadencki klimat i trójka nieoczywistych przyjaciół i Amsterdam jako metafora czasów, kiedy wszystko było piękne i każdy mógł być kim chce. Troszkę okropne, głównie urocze, piękne i dobre. Perełka.
Jego Cesarska Wysokość: Najdziwniejszą rzeczą konsumowaną przeze mnie w tym roku był zdecydowanie Twitter, który po rewolucji zafundowanej mu przez Elona Piżmo nagle postanowił, że będę fanem Romana Giertycha (WTF X, srsly) i zaczął mnie powiadamiać o wszystkich jego wpisach. Powiadam wam, Osoby Czytające, tego, co się u tego chłopa w komentarzach wyprawia, to by nawet Tuwim ze Słonimskim nie wymyślili. Muszę przestać, bo brwi mi za daleko na czoło odjadą i już zostaną.
Perła: Nie jest to najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu widziałam, ale chyba najdziwniejsza, jaką zobaczyłam w 2023 roku. Mowa o Inside Job, animowanym serialu dla dorosłych. Obraca się wokół różnych teorii spiskowych, takich jak ludzie-jaszczury, prezydent-robot, znajdujący się głęboko w jądrze planety świat ludzi-grzybów i innych mniej lub bardziej zwariowanych. Głównymi bohaterami są w końcu pracownicy firmy zajmującej się zakulisowym kierowaniem światem. Na pierwszy plan wysuwa się Reagan Ridley, nieprzystosowana społecznie genialna naukowczyni i Brett Hand, jej optymistyczny, towarzyski współpracownik. To właśnie ich nieoczekiwanie szczera przyjaźń jest napędem tej serii, a nie spiski (choć oczywiście też są ważne), i właśnie to sprawia, że chce się Inside Job śledzić. Mój jedyny zarzut to momentami za mocny humor, ale to już bardziej osobista preferencja.
DG: Jednym z dziwniejszych filmów roku 2023 na pewno był Bo się boi Ariego Astera. Równie specyficzne były oba filmy Kristoffera Borgliego: Chora na siebie i Dream Scenario, oba z nich portretowały wpływ nagłej sławy na jednostkę, ale w zupełnie inny sposób. Bohaterka Chorej na siebie, zazdrosna o sukces partnera i żądna sławy, zaczyna zażywać niebezpieczne leki, aby zwrócić uwagę mediów swoją nagłą tajemniczą „chorobą”. Natomiast Dream Scenario opowiada o profesorze z niespełnionymi ambicjami, który zaczyna pojawiać się w snach wielu ludzi i zyskuje nagłą popularność, co początkowo wydaje się dla niego scenariuszem marzeń, jednak później sny stają się koszmarami, a on doświadcza cancel culture.
Dziwną produkcją, o której warto wspomnieć, jest też Palenie powoduje kaszel Quentina Dupieux. Jest to parodia filmów superbohaterskich, gdzie cała drużyna o mocach nikotynowych, dowodzona przez gadającego szczura, musi powstrzymać zagładę świata, a podczas urlopu na łonie natury w międzyczasie opowiada sobie absurdalne opowiastki.
Ruda od Dni Fantastyki: Wszystkie jak do tej pory transmisje z obrad Sejmu X kadencji. Serio, najpierw to było oglądanie w celach zawodowych, ale z czasem nawet jak kończyłam zmianę, to Wysoka Izba na moim komputerze dalej rozbrzmiewała pytaniami, wnioskami formalnymi i okrzykami leśnych dziadków. Konferencje marszałka Hołowni jeszcze czasami przejdą, ale na komisje śledcze nie mam już jednak siły.
Coś, o czym mało kto słyszał, ale chcę to polecić
Kira Nin: O wydawanej przez Titan Books serii fikcyjnych autobiografii słynnych kapitanów Gwiezdnej Floty słyszy się niewiele w naszym kraju, bo, póki co, nie są tłumaczone na język polski, ale osobom czytającym po angielsku bardzo polecam te książki. Najnowsza w serii to The Autobiography of Benjamin Sisko, autorem której jest Derek Tyler Attico. Jak poprzednie pozycje, ta także napisana jest tak, by wyglądała jak wydana w świecie Star Treka. Narratorem jest Jake Sisko, syn kapitana. Jeśli znacie fabułę Deep Space Nine, nie będę zdradzać wam, w jaki sposób Jake mógł tego dokonać. Co mnie najbardziej urzekło, to to, jak dobrze autorowi udało się oddać Benjamina Sisko. Prawie słyszałum w głowie Avery’ego Brooksa podczas czytania.
Agata Jarzębowska (balagankontrolowany.pl): Special Ops: Lioness dostępne u nas na SkyShowtime, i zapewne dlatego mało się o nim w Polsce mówi, a szkoda. Fenomenalny serial Taylora Sheridana, gdzie idealnie zgrywa się absolutnie wszystko: od historii, przez aktorów, po scenariusz i zdjęcia. Rzadko oglądam cały serial naraz, a ten jak uruchomiłam, to obejrzałam za jednym zamachem całość.
DemonBiblioteczny: Nie jest tajemnicą, że lubię slashery. Pałam też ogromnym uwielbieniem do wampirów, więc, gdy do kin wyszła mieszanka tych dwóch – byłom pierwsze w kolejce po bilet. W pierwszej połowie zeszłego roku można było obejrzeć nietypową ekranizację Draculi, bo tę część, która obejmuje dziennik kapitana Demeter. Film, o którym piszę, to Demeter: Narodziny zła. Nie był on jakoś mocno promowany, oceny miał raczej średnie, więc nie odbił się echem wśród szerokiej publiki. Mnie natomiast bardzo przypadł do gustu. Jeśli ktoś ma dość wizji Draculi-romantyka, to twórcy filmu proponują nam bardzo ciekawe odświeżenie formuły.
Ginny N.: Jest coś takiego w prozie R.B. Lemberg, co nas przyciąga. Ich światotwórstwo i oparte o nie opowieści idealnie trafiają w nasze potrzeby czytelnicze. I naprawdę żałujemy, że ich Ptasie uniwersum (Birdverse) nie jest tłumaczone na polski i że raczej mało kto u nas o nim słyszał. W 2023 przeczytałem powieść The Unbalancing i sporą część zbiorku opowiadań i poematów Geometries of Belonging. Powieść to historia o katastrofie ekologiczno-magiczno-religijnej w niewielkiej wyspiarskiej społeczności i dwójce bohaterz, którze próbują tej katastrofie zapobiec, a jednocześnie nawiązuje się między nimi relacja bliższa niż się spodziewał_. Zbiorek to różne historie i poematy z Ptasiego Uniwersum, budujące historię tego świata, jego ludów i rządzącej nim magii (jest też opowiadanie o magicznych kozach!).
dziewiętnastka: Wyobraź sobie, jak wyglądałby nasz świat… gdyby polowania na czarownice nigdy się nie skończyły. Powieść The Women Could Fly idzie za tą myślą i dochodzi do, niestety, logicznych wniosków. Oczywiście, że kobiety niezamężne – zwłaszcza te pod trzydziestkę i później – znajdowałyby się na celowniku państwa. Oczywiście, że kobiety z mniejszości etnicznych i seksualnych byłyby na celowniku BARDZIEJ. Nie mówiąc już o tym, że osoby trans i geje też nie umknęłyby prześladowaniom. Oczywiście, że w imieniu prawa wciąż płonęłyby stosy.
(Jeśli powtarzasz daną czynność trzy razy, możliwe, że jesteś czarownicą. Czy rozmawiał_ś ostatnio z kozłami? Albo innymi zwierzętami?)
Okej, powyższy opis może się kojarzyć z kolejną kopią Opowieści podręcznej, przyrzekam jednak, że Megan Giddings nadaje tej historii swój własny styl i urok. Pierwszy akt powieści z dużą wrażliwością i wyczuciem przedstawia tę alternatywną, a jednak niepokojąco bliską rzeczywistość. Pozwala nam też poznać główną bohaterkę, Jo, jej teraźniejszość oraz dorastanie naznaczone utratą matki i potrójną „innością” – czarna dziewczyna queer – w przemocowym, biało-heteronormatywnym świecie.
Jak to często bywa w powieściach, Jo w pewnym momencie rusza w podróż… Owocuje ona zwrotem akcji, który rozpoczyna drugi akt historii. Ta środkowa część podobała mi się najmniej. Nie wchodząc w szczegóły, bohaterka dostała szansę zwiania z tego opresyjnego świata. Tylko no, halo, pytanie brzmi: a co z tymi, których zostawiłaby za sobą? Mają gnić i tęsknić za nią, tak jak ona tęskniła za matką? Czy w ogóle ucieczka jest w takiej sytuacji etyczna? Przez chwilę zwątpiłam, czy autorka na pewno przemyślała te kwestie. Mogę was jednak od razu uspokoić: trzecia część odpowiada na te pytania w sposób wysoce satysfakcjonujący i daje Jo takie zakończenie, na jakie zasługuje.
[mini-recenzja została pierwotnie napisana dla koleżanki z Instagrama, ale wskutek zmian na profilu stamtąd zniknęła (za moją zgodą), więc pozwoliłam ją sobie tu skopiować i lekko poprawić]
Joanna Krystyna Radosz: Moje książkowe odkrycie tego roku to This Is Why They Hate Us Aarona H. Acevesa i mam ogromną nadzieję, że jeszcze w 2024 wyjdzie polski przekład (haha, zgadnijcie, kto współtłumaczył). Z pozoru to queerowa młodzieżówka jak każda inna, trochę pachnąca Rozproszonym światłem Malindy Lo, tylko z gejami zamiast lesbijek. Ale tak naprawdę to potężna rzecz o problemach psychicznych i o sile terapii. Płakałam, tłumacząc. Wy będziecie płakać, czytając.
Nie wiem, czy Absolutni debiutanci to serial, o którym „mało kto słyszał”, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w zalewie dobrych polskich produkcji ostatniego kwartału na Netflixie (Infamia, 1670, Informacja zwrotna) trochę się zagubił. A to piękna opowieść o młodzieńczych marzeniach i odkrywaniu, co jest naszym marzeniem, a czego pragniemy tylko dlatego, że pragnie tego bliska dla nas osoba. Najpiękniejszy moment w serialu? Kiedy bohaterka w odpowiedzi na pytanie komisji, dla kogo jest jej film, odpowiada, że dla jej przyjaciela. Myślę, że to moment, z którym utożsami się niejeden twórca, zwłaszcza neuroatypowy.
An: Odkryłam w tym roku twórczość Benjanun Sriduangkaew i choć nie wiem do końca, co o niej myśleć, to jest na pewno fascynująca – z perspektywy postkolonialnej, z perspektywy koncepcji światotwórczych autorki, z perspektywy tego, jak bardzo lesbijska jest to twórczość (na razie nie uświadczyłam ani jednej męskiej ani heteroseksualnej postaci). Piszę, że nie wiem, co myśleć, ale chyba mi się podoba, bo zamierzam w tym roku przeczytać więcej.
Respice: Nie wszyscy wiedzą, że Neil Gaiman wydał w tym roku ilustrowany wiersz, z którego 100% dochodów zostaje przekazywanych fundacji pomagającej uchodźcom. Utwór to What You Need To Be Warm i zaczął powstawać jeszcze w czasie pandemii COVID-19, kiedy to Neil zapytał internautów, co przychodzi im na myśl, gdy myślą o cieple. Ich odpowiedzi stały się bezpośrednią inspiracją do napisania i zilustrowania wiersza i bardzo cieszą mnie takie inicjatywy, szczególnie od popularnych autorów.
Jego Cesarska Wysokość: Jeśli lubicie spędzać czas w dwie osoby przed tym samym komputerem, koniecznie sprawdźcie serię starych gier z automatów z dopiskiem Recharged – na ten moment testowałem Centipede Recharged, Asteroids Recharged i Caverns of Mars Recharged, wszystkie są świetną, kolorową, bezpretensjonalną dawką dobrej zabawy na zmęczony wieczór.
Lady Kristina: Na Upiora z raju, jeden z mniej znanych filmów Briana De Palmy, natrafiłam zupełnie przypadkowo, ale nie żałuję, bo był niewiarygodnie wciągający. Mamy tu musicalowe połączenie horroru i komedii, z wątkami z Fausta i Upiora w operze: genialny kompozytor zostaje oszukany, a później okaleczony przez producenta muzycznego. Chcąc, by jego genialna kantata ujrzała światło dzienne, podpisuje kontrakt z wcielonym złem, co ma mieć swoje konsekwencje. Całość jest uzupełniona fantastycznymi piosenkami, które nie opuszczają mojej głowy już od paru miesięcy, bo nadal regularnie wracam do całej playlisty.
DG: Serial Cudzoziemianie znalazłam raczej przypadkowo. Opowiada o dziennikarzu, który chcąc napisać artykuł, dołączył do grupy ludzi przekonanych, że zostali kiedyś porwani przez kosmitów. Wkrótce jednak okazuje się, że w ich opowieściach jest więcej prawdy, niż mogłoby się wydawać, a kosmici mają swoje plany wobec ich i wobec Ziemi. Szkoda tylko, że został anulowany po drugim sezonie, który zakończył się mocnym cliffhangerem.
Ruda od Dni Fantastyki: Caitlin Doughty i jej kanał Ask a Mortician na YouTube. Dla ludzi zafascynowanych nie tylko śmiercią i jej najbardziej fizyczną stroną, ale też tych, którzy łakną zgrabnie opowiedzianych historii o tragicznych śmierciach, wielkich katastrofach i niewyjaśnionych tajemnicach. To u Caitlin dowiecie się, jak wygląda „kąpiel” Lenina i ile ciał leży na Mount Evereście, a także, czy po śmierci koty zjedzą nasze gałki oczne. Caitlin napisała nawet książkę, w której odpowiada na to ostatnie pytanie. Polecam!
A jakie tytuły wam towarzyszyły w 2023 roku? Dajcie znać na naszej stronie, w grupie Polifonia fantastyczna i na Discordzie!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.