Ostatni miesiąc 2022 roku przyniósł nam sporo popkulturowych zachwytów, ale też kilka rozczarowań. Co oglądaliśmy, czytaliśmy, czego słuchaliśmy i w co graliśmy? Zapraszamy do lektury podsumowania. A jeśli potrzebujecie więcej polecajek, koniecznie sprawdźcie nasze gigantyczne podsumowanie 2022 roku. Jest w czym wybierać!
ZACHWYTY
Paternoster Gang: Finał Willow jeszcze przede mną, ale coś mam przeczucie, że po jego obejrzeniu ustawię się na którymś konwencie z tabliczką „Willow to najlepszy serial fantasy ostatnich lat – przekonaj mnie, że się mylę”. To sequel, na który chyba nikt specjalnie nie czekał, i może właśnie ten brak oczekiwań i związanego z nimi z jednej strony zadęcia, a z drugiej pretensji, że ktoś śmie kalać świętość, sprawił, że wyszło coś tak świetnego. Bezpretensjonalny – to pierwsze słowo, które mi przychodzi do głowy, gdy myślę o tym serialu. Lekki, nienachalnie zabawny, miejscami mroczny, ale nie brutalny. Absolutnie klasyczny, bo opowiadający o niedobranej drużynie wyruszającej z misją ocalenia przyjaciela/brata/młodego księcia, a przy okazji ocalenia świata przed zakusami zła. Korzystający z tego, co w gatunku najlepsze – potworów, nawiedzonych zamków, tajemniczych lasów, rozlicznych ludów i zagadek związanych z każdą z postaci – i nieupakowany efektami specjalnymi. Konsekwentnie skonsturowany – każdy odcinek to jedna przygoda i cliffhanger na koniec, żebyśmy wyczekiwali kolejnego. Bardzo sprytnie nawiązujący do filmu – akcja dzieje się kilkadziesiąt lat później, co pozwoliło zaprosić do współpracy kilkoro tych samych aktorów, z grającym Willowa Warwickiem Davisem na czele. Wkomponowujący podążanie za XXI-wieczną rzeczywistością w mocno ejtisową stylistykę. I, to jednak podstawa, ze świetnymi bohater_ami – i pierwszo-, i drugoplanowaymi (cameo Christiana Slatera zrobiło mi ostatni obejrzany odcinek). Przy całej sympatii, całkiem szczerej, do Rodu smoka i Pierścieni władzy, to ten, zdecydowanie mniej budżetowy i słabiej promowany, serial ma u mnie pierwsze miejsce wśród produkcji fantasy, które miały premierę w 2022 roku. A teraz przekonajcie mnie, że się mylę.
Ginny N.: Grudzień był dla nas miesiącem dobrych rzeczy popkulturowych. Po raz kolejny przeczytałem Nimonę od ND Stevenson (przy okazji, szykuje się polskie wznowienie komiksu wydane już bez deadname’u autora, to zdecydowanie też fajna, miła informacja ^^) i jak zawsze zostałem z zachwytem, i wzruszeniem tą historią o potwornej dziewczynie (a może nie całkiem dziewczynie). Jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać Nimony, koniecznie nadróbcie.
Całkiem lubię filmografię Guillermo del Toro, więc i na jego Pinokia czekałem. I zdecydowanie się nie zawiodłem. To wzruszająca wersja historii, z jednej strony dość wierna oryginałowi, z drugiej podchodząca do historii w nowy sposób – Pinokio tutaj jest niesfornym chłopcem z drewna, w pierwszej ożywionej scenie poruszający się zresztą w dość nieludzki sposób, pełnym życia dzieckiem, upartym, który dopiero musi nauczyć się słuchać Gepetta i Świerszcza, a jednocześnie Gepetto nie jest tym cudownym ojcem, jest po prostu starszym człowiekiem w żałobie po synku, który umarł w trakcie I wojny światowej (historia została tu przeniesiona do faszystowskich Włoch i było to genialne posunięcie). To poruszająca historia o ojcu i synu, którzy uczą się, jak być dobrymi dla siebie nawzajem. Wszelkie brawa należą się też osobom animatorskim pracującym nad tym podejściem do Pinokia, którzy przez piętnaście lat pod okiem reżysera włożyli w całą tę historię ogrom wysiłku i serca, by była to historia na wskroś deltorowska i jednocześnie świetnie wykonana.
O tym, że Glass Onion będzie świetne, byłem przekonany, od kiedy dowiedziałem się, że fim powstaje. Po wybitnym Knives Out nie potrafiłem oczekiwać niczego innego. I zdecydowanie się nie zawiodłem. Nawet jeśli początek Glass Onion jest trochę męczący, to w pełni kupiony byłem od pierwszej sceny z Andie, kiedy roześmiałem się w głos. Było warto. Glass Onion jest świetne, zakręcone i ponownie z podejściem do sławnych i bogatych bez wynoszenia ich na piedestał.
Clever Boy: Zakończył się wspaniały The White Lotus. Drugi sezon był bardzo ciekawy i różnił się od pierwszego, ale niesamowicie wciągnął mnie ten świat i bohaterowie. Boskie widoki w porównaniu z koszmarnymi ludźmi to idealny miks. Kwestia Jennifer Coolidge „Those gays, they’re trying to murder me” odciśnie się pewnie na popkulturze (ja chcę koszulkę z tym napisem!). Chociaż było mi smutno, to całość była naprawdę genialna. Zostaliśmy ze słodko-gorzkim posmakiem, bo takie jest życie i tacy są ludzie. Czekam na trzeci sezon.
Na Disney+ pojawił się serialowy spin-off Skarbu Narodów, czyli Skarb Narodów: Na skraju historii. Chociaż widziałem wiele negatywnych głosów – ja bawię się całkiem dobrze. Może tego potrzebuję wraz z końcem roku? Serialu przygodowego young adult z fajnymi postaciami, rozwiązywaniem zagadek i zapowiedzią wielkiej przygody? Z każdym odcinkiem bawię się coraz lepiej. No i przede wszystkim relaksuję się przy tym serialu.
Glass Onion to film, na który długo czekałem. Na noże było rewelacyjne, więc poprzeczka była ustawiona wysoko. Czy udało się ją przeskoczyć? Niekoniecznie, bo Glass Onion to zupełnie inny film. Wybrzmiewa inaczej, jest bardziej komediowy, stosuje trochę inne tropy znane z kryminałów. Ale nie jest zły. Ja świetnie się bawiłem i byłem ciekawy, co jeszcze się wydarzy. Aktorsko był dla mnie słabszy. Niesamowicie mnie wciągnął i nawet nie wiem, kiedy zleciał mi seans. Czekam na więcej przygód i zagadek detektywa Benoita Blanca, bo Daniel Craig jest genialny!
Lady Kristina: Absolutnie zgadzam się odnośnie opinii dotyczących Glass Onion – film, mimo że różni się nieco konwencją od Na noże (które też miałam okazję ostatnio sobie powtórzyć), również prezentuje nam bardzo ciekawą zagadkę zbrodni, połączoną do tego z satyrą na współczesne postaci i wydarzenia. Podczas oglądania bawiłam się naprawdę świetnie i czekam na kolejne przygody Benoita Blanca, zwłaszcza że Daniel Craig jest w tej roli fantastyczny.
W przypadku serialu Wielka (ang. The Great) tytuł ten nie opisuje jedynie głównej bohaterki, znanej w historii jako Katarzyna Wielka, ale również sam serial. Produkcja ma niewiele wspólnego z historycznymi realiami, ale to wręcz zachęca do oglądania, by zobaczyć, jak potoczą się losy carskiego dworu. I mimo konotacji pierwowzoru bohaterki z historią Polski, aż chce jej kibicować, by osiągnęła zamierzony cel. Elle Fanning jest porywająca w roli Katarzyny, a Piotr grany przez Nicholasa Houlta wspaniale ją uzupełnia, obrazując samym sobą szaleństwo całego dworu. Nie pozostaje nic, jak tylko czekać na ich dalsze losy.
Lierre: P. Djèlí Clark i jego zbiorek Martwy dżinn w Kairze i inne opowiadania to moje wielkie końcoworoczne odkrycie. Druga dekada XX wieku; czterdzieści lat wcześniej tajemniczy uczony doprowadził do otwarcia przejścia między wymiarami, na skutek czego na Ziemi pojawiły się dżinny, anioły i magia. W tych nowych warunkach Kair z miasta skolonizowanego wyrósł na światową metropolię. Takie jest tło kryminalnych opowiadań, których bohaterami są pracownicy kairskiego Ministerstwa Alchemii, Uroków i Istot Nadprzyrodzonych. Z opisu brzmi to może banalnie, ale teksty są niesamowicie klimatyczne, bohaterowie fantastyczni, zagadki proste, ale bardzo intrygujące, wszystko zaś jest wprowadzeniem do powieści Władca dżinnów, która wyląduje u mnie już w podsumowaniu styczniowym, ale po kilkudziesięciu stronach już wiem, że w tej samej kategorii. Autor ma niesamowitą wrażliwość społeczną i wyobraźnię, kreuje świetne bohaterki i po prostu czaruje słowem. Przepiękne teksty, bardzo je polecam.
Kasia: W grudniu bardzo rzadko sięgałam po kulturę, a szczególnie filmy i seriale. Za wyjątkiem Ostrego dyżuru, który traktuję jako odpoczynek dla zmęczonej głowy po ciężkim dniu (dobrze zagrany, fajnie zrealizowany i zajmujący, ale jednak raczej uprzyjemniacz niż coś, na czym bardzo, bardzo mocno się skupiam). Udało mi się natomiast przeczytać dwie bardzo różne książki. Przeczytałam bardzo dobry i arcyciekawy reportaż autorstwa Alicji Urbanik-Kopeć Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym, wydany przez wydawnictwo Czarne w październiku 2022 roku. Autorka skutecznie i bezpardonowo rozprawia się mitem miłości romantycznej w Polsce w XIX i na początku XX wieku, a raczej z mitem, że małżeństwa zawierane były głównie z miłości (bardzo chcę wierzyć, że takie też się zdarzały). Częściej rozchodziło się o majątek, prestiż czy możliwość przeprowadzki ze wsi do miasta lub na odwrót. Pierwsze skrzypce grały pieniądze i możliwość rozwoju np. biznesu dzięki małżeństwu. Reportaż ten to także fascynujące studium tego jak zmieniały się obyczaje i konwenanse związane z zawieraniem małżeństw (popularność anonsów), a także polskiej prasy. Znakomita lektura.
ZASKOCZENIA
Clever Boy: W grudniu poznałem z karciankę Wirus. Bardzo prosta gra, która jest fajną rozrywką w gronie znajomych czy rodziny. Zasady są łatwiutkie, więc każdy szybko się w nich połapie. Przez przypadek przed świętami wpadłem na zestaw gry z dodatkiem i go kupiłem. Polecam, bo to fajna i tania zabawa, a opakowanie nie jest duże, więc można je zabrać również w podróż.
Lekko zaskoczył mnie, ale pozytywnie, koncert Agnieszki Chylińskiej w ramach Never Ending Sorry Tour. Byłem na nim w Krakowie w ICE. Artystka zaprosiła publiczność do zabawy w sali, w której się siedziało – bo, jak twierdziła żartobliwie, w końcu chciała sprawić, że publiczność będzie siedziała i będzie mogła się jej dobrze przyjrzeć. Również płyta, którą trasa promuje, jest inna, jazzowa, trochę spokojniejsza. Świetnie się bawiłem (chociaż czasem oczywiście wszyscy stali, śpiewali i się bujali), ale prawdziwym zaskoczeniem były utwory z poprzednich płyt Agi w nowym wykonaniu – czasem spokojnym, np. Królowa Łez bardziej jako ballada. Sam miałem na początku problem, żeby rozpoznać jeden z najbardziej znanych utworów w nowej aranżacji – Winną. Agnieszka jak zwykle zaskoczyła, i to pozytywnie.
Świetnie bawiłem się podczas oglądania The Sex Lives of College Girls. Zapomniałem, jak lubię ten świat i te bohaterki. Zaskoczyły mnie jednak dwa ostatnie odcinki, które zupełnie mi się nie podobały. Wiele wątków zmarnowano, rozbito kilka relacji między postaciami, tak po prostu znikąd. Być może twórcy chcieli mieć więcej odcinków i musieli nagle przyspieszyć z narracją, ale końcówka bardzo mnie zraziła. Serial co tydzień dawał mi satysfakcję, ale przez końcówkę nie śpieszy mi się na trzeci sezon.
Lady Kristina: Trzeci sezon Staged pojawił się niemal znienacka i przyniósł ze sobą parę niespodzianek. Już na zdjęciach promujących sezon pojawiła się informacja, że David i Michael w końcu spotkają się twarzą w twarz, ale nie spodziewałam się, jak do tego dojdzie – że podczas zdjęć do jednego z odcinków dojdzie do konfliktu, i w rezultacie reszta sezonu (nosząca umowny tytuł BackStaged) przerodzi się w produkcję dokumentalną, przedstawiającą powstawanie istniejących odcinków oraz zabierająca nas za kulisy całości. Kolejną niespodzianką była końcówka ostatniego odcinka: z jednego z najzabawniejszych momentów serialu przechodzimy tu do jednego z najbardziej wzruszających, będącym jednocześnie przepięknym zakończeniem całości. Nie wiem, czy dostaniemy w przyszłości kontynuację Staged, ale i tak całość oglądało mi się z ogromną przyjemnością.
Kasia: Pod koniec grudnia 2022 roku po latach omijania szerokim łukiem serii o Harrym Hole’u wreszcie się złamałam i sięgnęłam po pierwszą książkę o detektywie z Oslo autorstwa Jo Nesbø Człowiek-nietoperz. Ogólnie mam problem z sięganiem po dzieła kultury, które są bardzo popularne, czuję wtedy presję, że coś powinno albo nie powinno mi się podobać i że powinnam wyrobić sobie na ten temat jakąś pogłębioną opinię. Książka ta była jednak lekturą idealną, niezobowiązującą do wielkich rozkmin i analiz. Poza tym opiera się na motywach, które znamy od lat, ale jakoś w powieściach kryminalnych rzadko nudzą. Wiecie, szlachetny gliniarz po przejściach, który uwielbia swoją robotę, docieka prawdy w kolejnej tajemniczej sprawie kryminalnej. To dobry wstęp, by sięgnąć kolejne książki. Będę informować was w kolejnych podsumowaniach, jak się sprawy mają.
ROZCZAROWANIA
Clever Boy: Ominęła mnie premiera Morbiusa w kinie. Na początku miałem się wybrać, ale później usłyszałem złe opinie i stwierdziłem, że nie warto. W końcu pojawił się na HBO MAX i… prawie mnie wykończył. Już dawno nie widziałem tak słabego filmu. Czuć było, że był bardzo pocięty. Wynudziłem się potwornie. Postacie nie były ciekawe, ciągle działy lub pojawiały się nielogiczne rzeczy. Film dłużył mi się niemiłosiernie, a jest dość krótki. Nie wiem, kto zdecydował, że to nadaje się do wypuszczenia do kin. W filmie gra Matt Smith i chyba też dostał inny scenariusz lub powiedziano mu, że to będzie zupełnie inny film. Ale jako jedyny próbuje bawić się rolą. Ogromna strata czasu. A scena po napisach jest bez sensu totalnie. Omijajcie!
Jestem także zły i rozczarowany tym, co wyczynia Warner Bros w stosunku do HBO MAX. Nagłe kasowanie seriali, usuwanie pozycji oryginalnych. Nie tak miał wyglądać streaming. Obecnie boję się, że kolejne produkcje zostaną nagle skasowane, skoro skasowali genialne Minx, które miało już nakręcony drugi sezon. Nowe szefostwo WB robi wszystko, żeby ludzie się od nich odwrócili. Podobne odczucia mam co do Netfliksa, który coraz poważniej straszy, że zakaże współdzielenia kont. Większość ludzi na to nie pójdzie. Ja sam, jeśli to się wydarzy, zrezygnuję z Netfliksa, bo nie oglądam tam aż tak dużo rzeczy, a więcej produkcji mam na innych streamingach. Zapowiadają się trudne czasy.
Lierre: Moja relacja z The Crown jest o wiele bardziej skomplikowana, niż wskazuje na to nazwa tej kategorii. Ja ten serial ogromnie kocham. Jest jakimś szczytowym osiągnięciem scenopisarstwa. No po prostu mnie czaruje. Muszę jednak przyznać, że najnowszy, piąty sezon, który oglądałam rodzinnie przez święta, pozostawił mnie z poważnym niedosytem. Choć nie zabrakło znów odcinków genialnych (Mou Mou!), to w całość wkradł się jakiś marazm, pewne dłużyzny i sporo powtórzeń – ileż można maglować temat systemu? – i niestety zupełnie nie przekonuje mnie nowa obsada, choć podeszłam do niej z otwartością, przyzwyczajona już do takich zmian. Ani Imelda Staunton jako królowa Elżbieta, ani Jonathan Pryce jako książę Filip, ani Dominic West jako książę Karol do samego końca nie zdołali dla mnie wniknąć w swoje role, utorowane już przez inne osoby aktorskie we wcześniejszych seriach. Królowej całkowicie brakuje charyzmy i jest zadziwiająco jednowymiarowa. Filip jest uroczym, dobrotliwym staruszkiem i jest jako postać fenomenalny, ale zupełnie nie wygląda na starszą wersję swoich młodszych wersji 😉 A Dominic West jest po prostu zbyt energicznym, atrakcyjnym, przebojowym aktorem, by móc zagrać przekonująco taką ludzką larwę, jaką jest Karol. O ile więc samą serię oceniłabym dość wysoko, to obsada ciągle i ciągle wytrącała mnie z immersji i nie byłam w stanie się wciągnąć w serial tak mocno jak przy poprzednich sezonach. Wielka szkoda.
WARTO WSPOMNIEĆ
Clever Boy: W grudniu obejrzałem kilka filmów i seriali, których jak zwykle nie jestem w stanie zliczyć. W końcu udało mi się skończyć Hannah Montana, trochę guilty pleasure, ale zawsze chciałem zobaczyć ten serial w całości i do końca nie wiedziałem, jak się zakończył. Miło było dotrzeć do różnych momentów, które znałem z memów. Podsumowując – z „dzieciństwa” zapamiętałem ten serial jako bardziej zabawny. Zdecydowanie wyróżniał się muzyką. Widać było, że Miley Cyrus w ostatnim sezonie nie chciała już grać Hannah i było jej naprawdę mało, a potem (spoilery?!) – wcale. Zdecydowanie lepiej bawię się, nadrabiając Powodzenia Charlie.
Na Netflixie pojawił się nowy sezon programu Podróże z Zakiem Efronem. Pierwszy sezon bardzo mi się spodobał, zwrócił moją uwagę na problemy, o których czasem nie myślałem. Cały drugi sezon dzieje się w Australii (przez pandemię). Bardzo podoba mi się to, co przygotowano — spojrzenie na rdzenną ludność, problemy z pożarami lasów, zagrożonymi gatunkami zwierząt, marnowaniem żywności. Świetnie mi się to oglądało. Mam nadzieję, że dostaniemy w przyszłości kolejny sezon. Obejrzałem też Nareszcie sam w domu, czyli najnowszego „Kevina”. Dla mnie to nie był tak zły film, jak twierdzą internauci. Bawiłem się nawet dobrze. Pułapki były wymyślne, było absurdalnie, ale czasem też zabawnie. Miło było zobaczyć na ekranie Aisling Beę i Ellie Kemper, a także różne mrugnięcia okiem w kierunku oryginalnego Kevina.
Po latach plotek w końcu zapowiedziano nową grę z serii Crash Bandicoot, czyli Crash Team Rumble. Długo na to czekałem, ale w duchu liczyłem, że będzie to jednak remake gry Crash Bash z 2000 roku. Zaprezentowany koncept do mnie średnio trafia, ale nadal za bardzo nie wiemy, na czym będzie polegała gra i czy rozgrywka szybko nam się nie znudzi. Czekam też na ogłoszenie kolejnych postaci, bo obecny skład nie powala. Zacząłem grać także w grę Movin Out: Szalone przeprowadzki – i jest to świetna zabawa, trochę przypominająca Overcooked. Jeśli macie grających znajomych, to polecam, bo będziecie się dobrze bawić, robiąc rozróbę podczas przenoszenia kanap, lamp, komputerów, a nawet kur!
Lierre: Na przełomie listopada i grudnia towarzyszyła mi niezwykła książka Ta, która stała się słońcem Shelley Parker-Chan. Napisałam już o niej całkiem sporo w recenzji, więc tutaj chciałabym tylko o niej przypomnieć. Świetna powieść!
Paternoster Gang: W grudniu nie bardzo miałam nastrój na konsumowanie nowych rzeczy. Zamiast tego wróciłam do seriali Marvela sprzed kilku lat: Jessiki Jones, The Defenders, Punishera, Daredevila, Luke’a Cage’a oraz Iron Fista. Część z nich obejrzałam w całości, jak Jessicę Jones (której poświęciłam osobny tekst – zapraszam do lektury), z częścią poprzestałam na kilku odcinkach czy jednym sezonie. To była ciekawa podróż. Po pierwsze odkryłam, że to były naprawdę dobre rzeczy, miejscami nawet lepsze, niż mi się kiedyś wydawało. Po drugie, że nieszczególnie przepadam za Daredevilem i nie rozumiem fenomenu tego serialu (poza częścią drugiego sezonu), za to lubię Matta Murdocka jako postać. Po trzecie odnalazłam Sashę Dhawana w Iron Fiście, i zachwyciłam się tym, jak bardzo się od tego czasu aktorsko rozwinął. Po czwarte Punisher okazał się dla mnie zbyt brutalny, za to absolutnie pokochałam The Defenders i bardzo żałuję, że nigdy nie powstał kolejny sezon z główną czwórką bohaterów, bo ich wzajemne relacje są naprawdę urocze. I po piąte, ale wcale nie najmniej ważne, niezależnie od poziomu poszczególnych produkcji, utwierdziłam się w przekonaniu, że są one o czymś więcej niż tylko o tłuczeniu kolejnych złoli – i zwykle krążą wokół naprawdę poważnych tematów, jak radzenie sobie traumami i żałobą, przemoc w rodzinie, przemoc seksualna, zbrodnie wojenne, bieda czy niesprawiedliwość społeczna. Co sprawia, że z jednej strony nie zawsze łatwo się je ogląda, ale z drugiej ma się wrażenie, że są jednak po coś i coś chcą nam opowiedzieć. I zwykle robią to dobrze.
Lady Kristina: Na Disney+ pojawił się film dokumentalny If These Walls Could Sing, opowiadający o historii studia nagraniowego Abbey Road Studios. Przedstawione zostały jego losy od samych początków w latach 30. XX wieku, przez najbardziej znane czasy Beatlesów, związki studia z wieloma znanymi zespołami i wykonawcami muzycznymi, historie nagrań muzyki do wielu produkcji filmowych (nie zostało to wspomniane w filmie, ale Segun Akinola nagrywał tam muzykę do ostatnich serii Doctor Who), aż do czasów współczesnych. Całość przedstawionej tu historii naprawdę robi wrażenie, a to, że reżyserką produkcji jest od dziecka związana ze studiem Mary McCartney, sprawia, że to dzieło ma bardziej personalny wyraz.
Jako, że mieliśmy właśnie sezon świąteczny, miałam okazję zobaczyć parę specjalnych odcinków seriali, które oglądam. W Inside No. 9 pojawiła się świąteczną opowieść o duchach (chociaż czy na pewno były to duchy?), Detectorists zapewniło niezbyt świąteczną, ale bardzo sympatyczną historię o przyjaźni i poszukiwaniu historycznych skarbów, a w Ghosts otrzymałam bardzo wzruszającą opowieść o rodzinie, zarówno tej utraconej, jak i tej obecnej.
Niestety, nie doczekaliśmy się świątecznego (bądź noworocznego) odcinka Doctor Who, ale w ramach rekompensaty otrzymaliśmy zwiastun odcinków rocznicowych! Mimo że do ich premiery jeszcze wiele miesięcy, to i tak jestem podekscytowana tym, co nas czeka. A Beep the Meep jest przeuroczy, nieprawdaż?
A co was zachwyciło, umiliło czas czy rozczarowało pod koniec roku? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.