The Last of Us, Avatar: Istota Wody a może His Dark Materials? Co skradło serca naszej redakcji w styczniu, co uznaliśmy za warte wspomnienia i co nas rozczarowało? Co oglądaliśmy, czytaliśmy i w co graliśmy? Przeczytajcie podsumowanie.
ZACHWYTY
Lierre: Serial Love, Victor, trzysezonową kontynuację filmu Love, Simon (beznadziejnego), który z kolei jest adaptacją powieści (świetnej!!!) Simon oraz inni homo sapiens autorstwa Becky Albertalli, oglądałam sobie powolutku jeszcze od wczesnej jesieni, ale wreszcie w styczniu dopełzłam do końca. Był takim przyjemnym miejscem, do którego wracałam, gdy potrzebowałam się odprężyć i popomstować w duchu na głupie problemy nie takich przecież głupich dzieciaków. Serial jest z książką i filmem związany luźno; bohaterem jest Victor, chłopak latynoskiego pochodzenia, wychowywany w gorliwie katolickiej rodzinie. Cała ta rodzina przeprowadza się na drugi koniec kraju – powody okażą się bardzo ważne – i Victor trafia do szkoły, którą niedawno skończył Simon, i zostaje momentalnie zaznajomiony z legendą Simona i jego szkolnego love story. Jako że Victor sam jest na etapie zmagania się z własną orientacją i tożsamością, postanawia się z Simonem skontaktować. Tak Simon staje się jego przewodnikiem i mentorem na odległość, ale tylko na pewien czas, by w pewnym momencie zniknąć całkiem, uznając, że Victor już go nie potrzebuje (i dobrze, bo tylko mi niepotrzebnie przypominał o tym durnym filmie). Victor i jego coming out to tylko jeden z wątków; cały serial opowiada o większej grupie postaci – rodzicach Victora i ich kryzysie małżeńskim, siostrze Victora i jej buncie, przyjaciołach Victora ze szkoły, w tym dziewczynie, z którą próbował się związać, i chłopakach, którzy pojawili się po niej, oraz przyjacielu Victora i sąsiedzie, który za fasadą klasowego nerda i głupka kryje bardzo dużo warstw. W zasadzie wszyscy tam mają warstwy i to jest w tym serialu po prostu FANTASTYCZNE. Każda postać przechodzi długą drogę, zmienia się i dorasta, okazuje się być kimś zupełnie innym, niż była na początku. Największe wrażenie zrobiła chyba na mnie przemiana Andrew, który ze szkolnego osiłka, sportowca, brutala, tak typowej postaci dla fabuł osadzonych w szkole, zmienia się… w po prostu świetnego faceta, wspierającego wszystkich wokół. Bez jakiejś wielkiej traumy czy triggera, po prostu poznajemy go lepiej. No cudo. Bardzo polecam.
Clever Boy: W końcu udało mi się skończyć 3 sezon The Orville. Jezuuuuu… jakie to jest dobre, oglądajcie! Po każdym odcinku musiałem odpoczywać, bo wywoływał we mnie sporo emocji i przemyśleń. Podobało mi się zakończenie różnych wątków, a z nową postacią szybko przeszedłem od nienawiści po sympatię. Marzy mi się 4 sezon, ale to się raczej nie wydarzy…
Krótko o The Last of Us, bo to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera serialowa tego roku. Jesteśmy po 3 odcinkach i jestem wniebowzięty. Dostaliśmy świetną adaptację gry, pełną emocjonujących historii. Oj, 3 odcinek chwyta za serce, rani, a przy okazji wywołuje pieczenie pewnej części ciała u wielu osób. Można się więc cieszyć! Twórcy zrobili dobrą robotę i nie mogę się doczekać, co dalej zobaczymy. Potwierdzono także 2 sezon serialu, więc tak szybko nie pożegnamy się z tymi postaciami i tym światem.
Rademede: Avatar: Istota Wody, czyli widowisko na ponad trzy godziny. Wizualnie film wyśmienity, krajobrazy piękne, mieszkańcy Pandory również. Fabuła filmu może nie była najwyższych lotów i w gruncie rzeczy niczym nie zaskoczyła, ale i nie nużyła. Podczas tych trzech godzin w kinie w ogóle się nie nudziłam, co zdarzało mi się przy krótszych seansach. Uważam, że film jest naprawdę wart zobaczenia i zachwycenia się efektami, chociaż (podobnie jak jego pierwszej odsłony) raczej nikt nie nazwie go swoim ulubionym filmem.
Paternoster Gang: Styczeń minął mi pod znakiem… realizowania noworocznego postanowienia, by mniej oglądać, a więcej czytać. Z seriali dokończyłam więc tylko Willow, w którym jestem absolutnie zakochana (moją entuzjastyczną recenzję znajdziecie tu: KLIK) i zaczęłam długo wyczekiwane The Last of Us. I o ile pierwsze dwa odcinki tego ostatniego oglądało mi się dobrze, ale bez wielkiego entuzjazmu, o tyle trzeci absolutnie mnie rozwalił – i pokazał, że twórcy przygotowali dużo więcej niż dobrą adaptację gry. Bardzo czekam na ciąg dalszy! Czytelniczo ostatnie tygodnie zajęła mi trylogia Pęknięta Ziemia N.K. Jemisin. To jest coś tak absolutnie dziwnego, pięknego i smutnego zarazem, że kompletnie nie wiem, jak o niej pisać. Przepięknie napisane dystopijne fantasy o końcach świata, wykluczeniu, (nie)uczeniu się na błędach poprzedników, okrucieństwie i dehumanizacji, ale też o dobru, miłości, przyjaźni i nieoczekiwanych sojuszach, w całej swojej ponurości tchnące jakimś takim spokojem, jaki czułam wcześniej chyba tylko przy lekturze Le Guin. Wspaniałe!
Lady Kristina: Nadzwyczajna to naprawdę uroczy serial, przedstawiający świat pełen supermocy – każda osoba po ukończeniu 18 lat otrzymuje supermoc – czasami jest to typowa superbohaterska umiejętność, jak możliwość latania czy supersiła, ale zdarzają się również takie dość nietypowe. Wyjątkiem od reguły jest Jen, główna bohaterka, która żadnej takiej specjalnej umiejętności nie otrzymała. Bohaterowie tu przedstawieni są po prostu ludźmi, mają swoje wady i zalety, co ułatwia utożsamianie się z nimi, a posiadane przez nich supermoce nie zawsze są pomocne – często wręcz widzimy, jak to utrudnia im życie. San serial jest przede wszystkim opowieścią o poszukiwaniu same_ siebie i swoich możliwości – niezależnie od tego, czy posiada się supermoce, czy nie. A jako że drugi sezon został już potwierdzony, cieszę się, że będę mogła poznać dalsze losy Jen i jej przyjaciół.
Babilon to naprawdę długa (film trwa ponad trzy godziny), szalona i bogata opowieść o Hollywood na przełomie lat 20. i 30. XX wieku – główne losy bohaterów są definiowane przez panujące wtedy zmiany w kinematografii, zwłaszcza wypieranie kina niemego przez dźwiękowe. Nie wiem, czy każdy się z tym zgodzi, ale dla mnie jest to przede wszystkim obraz miłości do kina: tworzenia bądź oglądania, a także wszystkiego, co się z kinem wiąże, zwłaszcza tym, co daje nam ta chwilowa ucieczka od rzeczywistości.
Zupełnie inne spojrzenie na kinematografię i jej tworzenie zaprezentowane zostało w filmie Fabelmanowie – Steven Spielberg, który przedstawił tu fabularyzowaną opowieść o swoim dzieciństwie i dorastaniu, podzielił się z nami prawdziwie dziecięcą radością, jaką może dawać kino, możliwością kreowania przez nie rzeczywistości i odbierania w zupełnie inny sposób, niż wszyscy dookoła. A scena z reżyserem pod koniec filmu to prawdziwe mistrzostwo.
Ginny N.: W styczniu w końcu udało mi się dostać audiobook The Shepherd’s Crown Terry’ego Pratchetta w wykonaniu Stephena Briggsa. Są osoby, które nie czytają tej ostatniej części Świata Dysku, które chcą mieć zawsze jeszcze ostatnią nieprzeczytaną część, ale my jesteśmy raczej w grupie tych osób, które chcą poznać wszystko, które chcą tego domknięcia. A jest to domknięcie, nawet jeśli nie tak doskonałe, jak byłoby, gdyby Pratchett miał więcej czasu na rozpisanie Pasterskiej korony w pełni, to wciąż jest ono doskonałe. Interpretacja Stephena Briggsa jest zaś bezbłędna i sama w sobie stanowi wartość dodaną. Choć wychodzą teraz nowe audiobooki Świata Dysku w wyśmienitej obsadzie (cykl o Tiffany będzie choćby czytać Indira Varma) to dla mnie nic nie przebije Stephena Briggsa i wciąż marzy mi się reedycja całego Dysku w jego wykonaniu.
Styczeń jest dla mnie w tym roku bardzo Dyskowy. Powtórzyłem sobie także Prawdę i znów się nią zachwyciłem. A scena w drukarni azety, kiedy przychodzi do niej Slant z Carneyem, jest zdecydowanie moją ulubioną w całym Świecie Dysku <3
Obejrzałem również w końcu trzeci sezon His Dark Materials i nawet jeśli pewne wątki chciałbym zobaczyć mocniej rozbudowane, a za wprowadzenie gejowskiej pary aniołów, by w tym samym odcinku ubić jednego z nich ktoś powinien dostać bęcki, to ojej, jakie to było domknięcie, jak cudnie paskudnymi postaciami są lord Asriel i miss Coulter. No i ja ciągle się zachwycam, że z tych książek, które – kiedy próbowałem je sobie powtórzyć – wypadły dość sztampowo i nużąco, zrobiono tak genialny serial, jednocześnie pozostając bardzo wiernymi książkowym wydarzeniom. His Dark Materials powinno być lekcją jak robić adaptacje prozy, które zachwycą tak osoby znające oryginał jak i te, które przyjdą jedynie do serialu.
Zaczął się także drugi sezon The Legend of Vox Machina, który trwa jeszcze w lutym. I tak znów się zachwycam, trzeci odcinek złamał mi serce, nawet jeśli wiedziałem co będzie dalej to i tak, uff. I może zdaje nam się ten sezon bardziej pocięty niż pierwszy i nie do końca jeszcze wiem co o nim w pełni sądzić, ale i tak jest przecudny.
ZASKOCZENIA
Clever Boy: Ten serial wkładam do zaskoczeń, bo bardzo chciałem, żeby się udało i moim zdaniem tak się stało. Netflix zaserwował nam sequel That ‘70s Show, czyli That ‘90s Show. Bardzo lubię oryginalny serial i świetnie się przy nim bawiłem. Tutaj też miło zleciał mi czas. Nowa paczka dzieciaków powoli się rozkręca i miała zabawne sceny. Wiele gagów mnie bawiło, choć czasem śmiech z puszki potrafił irytować. Bardzo cieszył mnie powrót starej obsady. Szkoda tylko, że nie zobaczyliśmy wszystkich, których mogliśmy razem na ekranie. Jak zwykle moje serce skradli Kitty i Red. Liczę, że otrzymamy drugi sezon, który będzie miał więcej odcinków. W ten sposób możemy bardziej rozkoszować się sitcomami, wiązać z bohaterami, a twórcy rozwijać relacje między postaciami. 10 odcinków to mało…
Rademede: The Menu. Spodziewałam się więcej elementów humorystycznych w filmie, a okazał się dość poważny i ciężki do obejrzenia. Uważam, że pomysł na wykwintną restaurację, która morduje swoich gości, był ciekawie przedstawiony.
ROZCZAROWANIA
Lierre: Wprawdzie zaczęłam jeszcze w grudniu, to w styczniu skończyłam – słynna Wednesday dostarczyła mi rozrywki i tła do robienia różnych rzeczy. No właśnie, tła – serial był tak prosty i przewidywalny, że nie był w stanie przykuć mojej uwagi. Dlatego właśnie wpada do tej kategorii. Ma fajne momenty, a przede wszystkim ma świetne aktorstwo, ale po obejrzeniu ostatniego odcinka miałam w głowie tylko myśl, że mogłam ten czas poświęcić na coś innego. Bardzo lubię historie o młodzieży i dla młodzieży, więc problemem nie było to, że nie byłam targetem tej produkcji. Raczej zawiniła jednowątkowość i sztampowość, jakby fabuła była tylko pretekstem do powrotu do franczyzy Adamsów. No cóż, może właśnie tak było.
Ginny N.: Opinie o 1899 widziałem różne, ale sam byłem zachwycony i miałem wielką nadzieję, że skoro serial jest rozplanowany na trzy sezony, to jednak Netflix uzna, że opłaci mu się ta wielka produkcja. Niestety został skasowany, a szkoda, bo takich dziwnych historii zdecydowanie nam w fantastyce potrzeba.
Clever Boy: Serialowy National Treasure: Edge of History stacza się z kolejnymi odcinkami w dół. Rozpoczął się jako fajna historia przygodowa z potencjałem. Dostaliśmy jednak coraz to głupsze zachowania postaci i pomysły na rozwiązywanie fabuły. Serio, czasem mam ochotę robić facepalmy za facepalmami. Na jedne rzeczy można przymykać oko, ale np. włamywanie się do więzienia w Meksyku przez nastolatków i ucieczka z więźniem czy przybliżanie filmiku z Youtube tak dobrze, że widać, jaki dokładnie nosi naszyjnik postać w tle — woła o pomstę do nieba. Ja pierdzielę, kto to wymyślił. Z każdym odcinkiem bawię się coraz gorzej. Chociaż polubiłem bohaterów.
Smutno mi, że skasowali nową Plotkarę, bo bawiłem się na niej dobrze. Była dla mnie idealnym odmóżdżaczem i wszystkie odcinki oglądałem premierowo. Podobało mi się to, że od początku wiadomo było, kto był Plotkarą, oraz różne zabiegi, którymi twórcy sterowali serialowym światem. Szkoda, naprawdę…
Jestem mega rozdarty, jeśli chodzi o Velmę. Nie będę kłamać – oglądam serial, bo zaintrygowało mnie trochę to, co zostanie zrobione z postaciami i w jakim kierunku pójdzie intryga. Jednak serial bardziej żenuje, niż sprawia, że się śmieję. Ale czy bym go komuś polecił? Nie sądzę.
Udało mi się w końcu obejrzeć The Witcher: Blood Origin. I czuję, że zmarnowałem czas. Nie bawiłem się przy tym serialu dobrze, a przez narrację miałem wrażenie, że twórcy mają nas za idiotów, więc muszą prowadzić nas za rączkę i wyjaśniać oraz opisywać oczywiste. Nie zżyłem się z żadną z postaci. Liczyłem, że poznamy świat elfów oraz innych ras, ale się zawiodłem. Elfy właściwie nie różniły się niczym od ludzi. W oczy rzuciła mi się słaba scenografia i kiepskie efekty specjalne — szczególnie ten potwór z finału! Ponadto drażniło mnie to, że co jakiś czas otrzymywaliśmy piosenki. Netflix chyba liczył, że któraś z nich odniesie sukces „Grosza daj Wiedźminowi”. Ale to się już raczej nie zdarzy.
Rademede: Velma. Obejrzałam 3 odcinki i niestety wszystkie negatywne recenzje były słuszne. Właściwie żadnej postaci nie mogę polubić, a w szczególności głównej bohaterki. Serial w ogóle nie jest śmieszny, a powtarzające się żarty są na żenująco niskim poziomie. No i Scooby nie istnieje, ale może to nawet lepiej.
Paternoster Gang: Chyba naprawdę nie powinnam już oglądać superbohaterskich blockbusterów. Black Panther: Wakanda Forever teoretycznie bardzo powinna mi się podobać, wszak daje nam team świetnych kobiet i sporo kulturowych smaczków, Angelę Bassett, wartką akcję i brak nudy. Naprawdę dobrze zrealizowany film, który… kompletnie mnie nie poruszył i do którego z pewnością już nie wrócę.
WARTO WSPOMNIEĆ
Ginny N.: Jeszcze w grudniu wciągnąłem się w Path of Exile. Ta gra MMORPG to ot, zabijanie zombi, potworów kolejnych bossów i wbijanie expa, ale stała się dla nas świetną rozrywką, gdzie nie musimy się specjalnie zastanawiać nad rzeczami. Taki growy popcorn dla mózgu i do tego dostępny za darmo na Steamie. Powtórzyłem też sobie Gris – malutką, przepiękną grę o żałobie. Jeśli nie było wam dane zagrać, bardzo polecam.
Udało mi się również skończyć lekturę Morta (zacząłem w marcu 2022 roku!) i zacząłem Czarodzicielstwo. Cóż mogę powiedzieć, te pierwsze powieści Świata Dysku jeszcze się rozwijają, choć mają w sobie sporo dobrego i cieszymy się z powrotu do nich, to jednak jeszcze nie jest najlepszy Dysk. I to jeszcze nie ten gniew (choć i jego zalążki mamy, jak w Równoumagicznieniu).
Clever Boy: W końcu obejrzałem 5 sezon The Crown. Ciężko oglądało mi się nowe historie. Z jednej strony czułem smutek, że Elżbieta II nie żyje, z drugiej zbliżamy się do śmierci Diany, co sprawia, że pęka mi serce. Nowa Elka znika gdzieś na tle tych różnych wydarzeń. Jest bo jest, ale w porównaniu do poprzedniczek Imelda Staunton nie wyróżnia się. Uważam, że Dominic West jest źle obsadzony i nie mogłem uwierzyć w tę wersję Karola. Ponadto miałem wrażenie, że twórcy jakoś mu się podlizują, starają się go wybielać. Elizabeth Debicki błyszczy jako Diana. Jest fantastyczna. Dobrze oglądało mi się nowe historie, ale nie czułem się aż tak zaangażowany.
A zaraz po skończonym seansie obejrzałem Harry & Meghan. Śledziłem doniesienia od lat, widziałem zachowania mediów. Bałem się, że Meghan skończy jak Diana. I ten dokument potwierdził, że historia mogła zatoczyć koło. Było trochę zaskoczeń. Dokument jeszcze bardziej pozwolił mi zrozumieć decyzję tej pary i współczuję im jeszcze mocniej. Podobała mi się historia, która jest właściwie opowieścią o miłości, opowiedziana przez Harry’ego i Meghan. Czułem szczerość i według mnie to nie był żaden atak na rodzinę królewską.
Podobał mi się także drugi sezon Sexify. Uwielbiam soundtrack tego serialu. Świetne były również niektóre kadry i zabawa kolorami. Fabuła była nawet ok, chociaż brakowało mi zagłębienia się w seksualność, jakiejś nauki, morału. Dużo się działo, a jednocześnie czegoś brakowało. Jeszcze bardziej polubiłem bohaterki. Kupuję ten dziwny, przerysowany świat. Chciałbym zobaczyć jeszcze jeden sezon.
Skończyłem także ostatni sezon Dynasty, na którym bawiłem się rewelacyjnie. Bardzo podobało mi się to, co wymyślili twórcy. Ostatni odcinek był naprawdę piękny. Tak dobrze udało się spiąć wiele wątków i wprawić mnie w niesamowite wzruszki. Bardzo żałuję, że serial został zakończony. Będzie mi brakowało knowań Alexis, jej sporów z Dominique czy szalonych pomysłów Fallon. Czego nie będzie mi brakować – dziwnych snów po seansie… Ile razy Alexis może zamykać mnie w piwnicy! 🙂
Zakończył się także New Amsterdam. Ostatni, krótszy sezon był bardzo dobry i podobał mi się bardziej od poprzedniego. Bardzo podobało mi się zakończenie, ale zastosowano dziwny zabieg. Wydarzeń, które zaczynają ten odcinek nic wcześniej nie zapowiada. Widz może pomyśleć więc, że przegapił jakieś odcinki. Dlaczego zdecydowano się na coś takiego, kiedy wiadomo było, że będzie to ostatni sezon? Nie wiem. Brakowało mi podbudowy. Na to jestem zły na twórców. Poza tym – jak zwykle oglądało mi się dobrze, a seriali medycznych unikam jak ognia.
Rademede: W celu ucieczki przed zaliczeniami i sesją na studiach obejrzałam ponownie serial White Collar. Niektóre elementy zabawnie się zestarzały, jak modele telefonów używane przez bohaterów. Mimo to serial obejrzałam z przyjemnością, chociaż niektóre cechy bohaterów, które parę lat temu wydawały mi się fajne, teraz mnie nawet lekko irytowały.
Lady Kristina: Pierwotnie nie miałam zamiaru oglądać The Last of Us – nie miałam żadnej styczności z grą, a do tego nie miałam pojęcia, czego ma dotyczyć fabuła. Po obejrzeniu trzech odcinków może jeszcze nie wciągnął mnie na tyle, na ile można by się spodziewać po zapowiedziach, ale i tak jest to całkiem ciekawa produkcja, chociaż przyznam, że sporą część scen z atakiem grzybów oglądało mi się dość niekomfortowo. Muszę jednak przyznać, że historia miłosna przedstawiona w trzecim odcinku jest jedną z najbardziej poruszających, z jakimi miałam okazję się zapoznać w ostatnim czasie.
Rzadko sięgam po doktorowe słuchowiska, ale postanowiłam skorzystać z okazji, że na BBC Sounds udostępniane za darmo były słuchowiska z serii The War Doctor, gdzie w rolę Doktora Wojny wcielał się John Hurt – do tej pory ukazały się dwa pierwsze wydania (kolejne słuchowiska będą się ukazywać w kolejnych tygodniach). Śledzimy tu losy Doktora Wojny podczas Wojny Czasu – w nieokreślonym czasie między odcinkami The Night of the Doctor oraz The Day of The Doctor – widzimy jak Doktor, który nie chce być nazywany tym imieniem, mierzy się w wielu starciach z Dalekami i ich sojusznikami, a także czasami z dowództwem Władców Czasu, które zdecydowanie nie jest tu przedstawiane pozytywnie – a w rezultacie staje się tą postacią, którą poznaliśmy w serialu.
WYDARZYŁO SIĘ NA WHOSOME
Styczeń rozpoczęliśmy wielkim, przebogatym, dostarczającym kilometrowej listy tytułów do nadrobienia podsumowaniem 2022 roku. Jeśli jeszcze do niego zajrzeliście, naprawdę warto to nadrobić – aż cztery części znajdziecie tu: KLIK. Zachęcamy też do zajrzenia do naszych planów i postanowień na 2023 rok (KLIK), to kawał popkulturowych zapowiedzi i inspiracji!
Objęliśmy też matronat nad Zjavą, zimowym konwentem warszawskiego Stowarzyszenia Miłośników Fantastyki Avangarda. Wydarzenie już 17-19 lutego, a wszystkie informacje o nim znajdziecie tu: KLIK.
A co słychać w świecie New Who? Obecnie trwają zdjęcia do 14 serii Doctor Who. Do obsady serialu dołączyli m.in.: Jemma Redgrave (powraca jako Kate Stewart) oraz Aneurin Barnard (jako Roger ap Gwilliam, prawdopodobnie będzie to polityk), Anita Dobson oraz Michelle Greenidge. Reżyserką trzeciego bloku produkcji została Julie Anne Robinson. Ponadto Russell T Davies ponownie zasugerował, że dostaniemy spin-offy DW.
A co was zachwyciło, umiliło czas czy rozczarowało w pierwszym miesiącu 2023 roku? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.