Tęczowa fantastyka to coś, co redakcja Whosome bardzo docenia, a dziś nasze gościnie z drobnym redakcyjnym wkładem rozmawiają właśnie o niej.
W czerwcu 2020 roku nakładem Grupy Wydawniczej Alpaka ukazała się antologia Tęczowe i fantastyczne – pierwszy polski zbiór opowiadań w całości poświęcony fantastyce z motywami queerowymi. Podczas gdyńskiego konwentu Pasja Minicon odbywającego się 6–7 listopada 2020 roku osoby tworzące antologię wzięły udział w panelu dyskusyjnym prowadzonym przez jej redaktorkę Whosome, Magdalenę Stonawską.
Poniższy tekst jest zapisem i rozszerzeniem tej właśnie rozmowy w czasie której osoby autorskie dyskutowały o związkach queeru i fantastyki, podejściu do tworzenia inkluzywnej prozy i ulubionych tęczowych tekstach.
Co czyni tekst queerowym? Jakie warunki musi spełnić tekst, żeby was usatysfakcjonować na tym poziomie? Czy wystarczy samo pojawienie się postaci queerowej? Czy to muszą być postacie?
Artur: W fantastyce cenię możliwość ubierania doświadczeń i problemów w udosłownione metafory – queerowa fantastyka wykorzystuje tę strategię do opowiadania o doświadczeniach osób LGBT+. Jako przykład przychodzi mi na myśl opowiadanie Charlie Jane Anders Nie pozwę cię, jeśli mnie nie zaskarżysz (opublikowane w Nowej Fantastyce z marca 2019), gdzie osoby transpłciowe są porywane przez rząd, a ich świadomość przenosi się w ciała nieboszczyków – nieboszczyków płci takiej, jaką nadano ofiarom przy urodzeniu. Ten fantastyczny koncept reprezentuje tortury stosowane również obecnie pod nazwą „terapii konwersyjnej”, ale też, być może, wyraża jakąś prawdę na temat relacji z ciałem wywołującym dysforię. Skoro dawne imię to po angielsku deadname, czyli imię martwe…
To przykład o tyle może niefortunny, że dotyczący opresji i przemocy, które nie są nieodłączną częścią queerowości, lecz tylko pochodną faktu, że żyjemy w kulturze, gdzie normą jest cispłciowość i heteroseksualność, a to, co od normy odbiega, jest prześladowane. Queerowość to również wiele innych, lepszych doświadczeń.
Pryvian: Jest to dla mnie dosyć trudne do zdefiniowania, ponieważ zwykle wychodzę z założenia, że ile osób czytelniczych, tyle możliwych interpretacji i sposobu odbioru. Najprościej rzecz ujmując, tekstem queerowym jest tekst, który pozwala postaci queerowej być pełnoprawnym bohaterem, który daje jej marzenia, motywacje, charakter. To także, szczególnie w przypadku fantastyki, narracja, która wchodzi w dialog ze światem, który znamy i zaczyna podważać panujące zasady. Która nie jest kolejnym kopiuj-wklej z wyobrażenia o średniowiecznej Europie, ale pokazuje, że nie wszystkie kultury są takie same, że może bez problemu istnieć społeczeństwo, gdzie czyjaś orientacja seksualna czy identyfikacja płciowa nie stanowi problemu, gdzie problemy bohaterów nie wynikają z mentalności i moralności, która dla ich kultury powinna być całkowicie obca, a w której wyrosła osoba autorska. Na myśl natychmiast przychodzą mi: Zakon drzewa pomarańczy Samanthy Shannon, The City We Became N. K. Jemisin, czy leciutki Sebastian Sama Argenta.
Oczywiście zgadzam się z Arturem, że jest jeszcze kategoria tekstów, które skupiają się na opowiedzeniu – w mniej lub bardziej dosłowny sposób – o doświadczeniach, z jakimi mierzą się osoby queerowe.
An: Nie wiem, co tutaj można dodać. Dla mnie żeby tekst był queerowy, perspektywa postaci – jednej, ale najlepiej więcej niż jednej (zwłaszcza w dłuższych tekstach) – powinna być dla testu centralna albo przynajmniej być jedną z perspektyw na pierwszym planie. Przy czym queerowość może, ale wcale nie musi być podstawą dla fabuły. Oczywiście, teksty oparte na doświadczeniach osób queerowych są bardzo ważne, zwłaszcza w społeczeństwach, które te doświadczenia marginalizują – ale równocześnie ważne są teksty, w których queerowym postaciom pozwala się być po prostu bohaterami jakiejś historii. Znajoma osoba z anglojęzycznego fandomu napisała kiedyś, że potrzebuje tekstów o trans chłopakach walczących ze smokami i moim zdaniem to jest bardzo ważny aspekt queerowej literatury – żeby te postaci nie tylko przeżywały romanse, dylematy tożsamościowe i problemy społeczne, ale też żeby były bohaterami tekstów. Żeby walczyły ze smokami, pilotowały statki kosmiczne, rozwiązywały sprawy kryminalne, konfrontowały się z nadnaturalnymi siłami – i żeby niekoniecznie ich queerowość musiała mieć uzasadnienie, ale żeby te postaci mogły w tekście działać tak samo, jak w innym tekście będą działały postaci cishetero, bez pytania „ale po co ta postać jest queerowa”.
Ginny N.: Granica między tekstem queerowym a tekstem niequeerowym jest na pewno płynna, jak to zwykle bywa, ale dla nas istnieje kilka wyznaczników, na które zwracamy uwagę, kiedy kategoryzujemy dany tekst kultury. Samo zaistnienie jednej, dwóch postaci queerowych to jeszcze nie jest dość, choć oczywiście o ile są one prowadzone dobrze, jest to zawsze miłe. Podobnie, jeśli nawet mamy queerową postać centralną wrzuconą w cisheteronormatywny poza nią świat. Nawet jeśli narracja wokół tej postaci jest poprowadzona z sensem, to jednocześnie dochodzi tu do wymazywania queerowych społeczności, gdy w prawdziwym życiu queery mają skłonność, by dryfować ku sobie – nawet nieświadomie. Świat otaczający postaci queerowe także powinien być więc w mniejszym bądź większym stopniu queerowy. Zgodzimy się też, że fantastyka daje ogromne pole do popisu, by ująć problematykę queerowego doświadczenia – pozytywną, negatywną i tę neutralną – w formę metafory. Do podanych już przykładów dodamy jeszcze inne – serialowe – medium i reboot She-Ry od Noelle Stevenson, w którym nie tylko mamy postaci queerowe na wszystkich planach, ale też cała narracja opowiadająca o ratowaniu świata, lataniu na gadającym pegazie anarchiście, magii i technologii jest właśnie dogłębną i wielowarstwową metaforą queerowego doświadczenia. Tak tego pozytywnego i negatywnego, jak i tego po prostu codziennego. Nie zawsze musi być to tak dogłębnie poruszane, ale dla nas jest to pewien ideał, do którego inne teksty czy produkcje mogą aspirować.
Artur: Zacząłem od doświadczenia, ponieważ lubię teksty kameralne, skupione na jednostce i jej emocjach. Ale teraz myślę, że warto spojrzeć szerzej, tak jak to robi Katarzyna Nowacka w eseju Świat na końcu tęczy. Fantastyka chlubi się (czasem nieco na wyrost) wizjonerstwem, kreowaniem światów, w których obowiązują zasady inne niż w rzeczywistości, swoim utopijnym potencjałem. A mimo to – jak często natykamy się na pseudo-średniowieczne, patriarchalne społeczeństwa? Queerowość podważa na przykład binarność płciową, przymus posiadania dzieci, nadrzędną rolę więzów krwi w formowaniu rodziny… Może więc manifestować się w tekście w znacznie szerszej skali niż tylko to, w kim zakocha się główny bohater – dzięki temu staje się bodźcem i narzędziem do tego, by wyobrażać sobie inne, mniej opresyjne porządki społeczne niż cisheteropatriarchat.
Czy w queerowej fantastyce jest miejsce na optymizm? W rzeczywistości tematyka LGBTQ kojarzy się głównie z dyskryminacją i przemocą, depresją, odrzuceniem. Czy waszym zdaniem lepszą strategią jest uszanowanie tego dramatu przez pisanie o kwestiach queerowych w sposób realistyczny, skupiając się na kategorii queerowego bólu, czy wręcz przeciwnie – widzicie zapotrzebowanie na fabuły lekkie, zabawne, optymistyczne?
Pryvian: Mam wrażenie, że po części odpowiedziałam na to pytanie powyżej. Tak, jak najbardziej uważam, że opowieści queerowe nie muszą być tylko i wyłącznie historiami o dyskryminacji, odrzuceniu i bólu. Potrzebujemy też optymizmu, nadziei, humoru, chociażby po to, aby mieć o czym śnić, do czego aspirować. Wydaje mi się, że tematyka queerowa potrzebuje również więcej historii o wsparciu, o odnajdywaniu swojego „plemienia”, osób, które wspierają i rozumieją. Jedną z takich narracji, które wyjątkowo trafiły do mojego serca jest opowiadanie: Every Shade of Red Elliota Wake’a, znajdujące się w antologii All Out: The No-Longer-Secret Stories of Queer Teens throughout the Ages (bardzo liczę, że kiedyś doczekamy się polskiego tłumaczenia), które przedstawiała znaną nam bandę Robin Hooda jako pełną ciepła i rodzinnej bliskości queerową komunę. Jest to jeden z tych tekstów, które jednocześnie ogrzewają i łamią serce.
Pod wpływem tego pytania zaczęłam się zastanawiać nad prowadzeniem przeze mnie wątków queerowych – i jest w nich o wiele więcej doświadczenia akceptacji i przyjaźni niż depresji, a moje światotworzenie z samego założenia zakłada queernormatywność. Nie dlatego, ponieważ uważam takie historie za lepsze czy ważniejsze – w żadnym wypadku – ale ponieważ nie uważam się za osobę wystarczająco kompetentną, aby pisać o tak osobistych doświadczeniach, które nie są moje. Nie chcę nikomu kraść narracji, która nie jest moja. A jestem bardzo świadoma przywileju urodzenia się w akceptującej rodzinie, która uczyła tolerancji i miłości do świata i to tak skutecznie, że homofobia była dla mnie zjawiskiem praktycznie nieznanym aż do czasów licealnych. Staram się więc pisać o tym, co znam – i być może dzięki temu dawać innym nadzieję na świat, który będzie choćby ździebko milszy.
Artur: Zdecydowanie uważam, że w queerowych narracjach powinno być i jest miejsce na humor i optymizm. Nie lubię podejścia, w którym smutek i beznadzieja są automatycznie lepsze, w którym tylko one zasługują na miano Prawdziwej Sztuki.
Jednocześnie kiedy przyglądam się temu, jakie queerowe historie najbardziej do mnie przemawiają, to są to często teksty dosyć ciężkie – jak wspomniane wyżej opowiadanie Charlie Jane Anders. Wydaje mi się, że kluczową i pomijaną czasem kwestią jest to, kto opowiada daną historię. Nie interesuje mnie misery porn tworzone przez i dla osób cisheteroseksualnych, opowieści, w których bycie osobą queerową jest tragiczne i kończy się śmiercią. Ale bardzo interesują mnie historie o tym, jak trudne i bolesne bywa czasem queerowe przetrwanie.
Myślę też, że warto wyjść poza binarne myślenie, w którym z jednej strony mamy teksty mroczne i ponure, a z drugiej optymistyczne i puchate. Życie nigdy nie jest takie albo takie i najlepsze dzieła sztuki również mieszają nastroje. Doskonałym przykładem są dla mnie seriale Russella T Daviesa (Morderstwo w angielskim stylu, Rok za rokiem czy niedostępne w polskim wydaniu, a warte polecenia osobom queer Cucumber i Banana), gdzie humor miesza się tragedią, absurd z melancholią.
Ginny N.: Zgodzimy się z tym stwierdzeniem. W prawdziwym życiu mamy i pozytywne, i negatywne doświadczenia, wiele osób queerowych i cierpi przez to, że są queerowe, i odczuwa queerową euforię. Tymczasem popkultura – zwłaszcza tworzona przez osoby cisheteronormatywne – rzadko się do tego odnosi. Więcej mamy queerowego cierpienia niż radości czy po prostu codziennej zwyczajności.
Sami często doceniamy dobrze napisane cięższe teksty, a jeśli o queerowym cierpieniu czy zmaganiach piszą osoby queerowe, to nie zamierzamy im mówić, że nie wolno im tego robić. To często jest też próba poradzenia sobie z własnymi traumami i przepracowanie ich w bezpieczny, oddalony poprzez metaforę od osoby autorskiej sposób. Samym zresztą też łatwiej nam w naszej twórczości sięgać po to co trudne, ponure, ciężkie. Ale jednocześnie – przeczytać o tym, jak queerowa postać robi zakupy, zwiedza muzeum, podróżuje po kosmosie, spotyka swoją przybraną rodzinę po raz pierwszy, drugi, trzydziesty, rodzinę, która rozumie ją jak nikt inny – to są narracje, które także nas bardzo cieszą, kiedy się pojawiają, i które sami lubimy bardzo pisać. Myślimy też, że tak jak życie jest różnorodne, tak w narracjach, które się do tej różnorodności odwołują w kontekście queerowego doświadczenia, istotne jest to, w którym momencie się one zamkną. Na nadziei? Czy na cierpieniu?
An: Mam takie przemyślenie, i pewnie nie jestem pierwszą osobą, która na to wpadła, ale zadałabym pytanie, na ile teksty skupiające się na cierpieniu queerowych bohaterów i kończące tragedią nie są czasem powielaniem queerfobicznych narracji? Na ile nie stoi za nimi założenie, że osoby LGBTQIA+ nie zasługują na nic dobrego? Wszystkie tropy typu bury your gays, wszystkie nieszczęśliwe lesbijki, pisane z założeniem, że to jest „bardziej realistyczne”. Widzieliśmy to wiele razy i nadal widzimy w mainstreamowych mediach. Nie sądzę, żebyśmy musieli to powielać. I jasne, osoby queerowe nie mają łatwo, cierpienie jest częścią życia (nie tylko dla osóby queerowych), ale fikcja daje nam możliwości budowania nadziei. Utopie i światy queernormatywne są bardzo potrzebne do pokazywania innych możliwości – ja z kolei najbardziej lubię historie, w których bohaterowie pokonują różne trudności losu, ale ostatecznie wygrywa jakaś forma nadziei. Z tym że nawet, gdy rzucam postaciom kłody pod nogi, rzadko kiedy wynikają one z ich queerowości. Jak pisałam wcześniej – chcę czytać i pisać o postaciach, które mają przygody. Narracje nawiązujące do realnych przykrych doświadczeń to ważny aspekt, ale niekoniecznie czuję się kompetentna do pisania ich. Wolę dawać nadzieję – sobie i czytelnikom, a rok 2020 jeszcze bardziej pokazał mi, jak potrzebne są historie pokazujące możliwość naprawy świata i naprawy zranionych, skrzywdzonych postaci.
Jakie queerowe tematy wydają wam się szczególnie mało reprezentowane w fantastyce?
Pryvian: To pytanie wymagało ode mnie dłuższej chwili namysłu, ponieważ automatycznie wiązało się z przekonaniem: „być może czytam za mało”. Po przemyśleniu doszłam jednak do wniosku, że tym, czego brakuje mi najbardziej, jest z jednej strony doświadczenie wspólnotowości, o którym mówiłam powyżej, a z drugiej większa reprezentacja osób biseksualnych i poliamorycznych. Zakładam, że wynika to po części z podświadomego poszukiwania w literaturze i innych tekstach kultury swojej własnej reprezentacji. A fantastyka w moim postrzeganiu jest gatunkiem stworzonym do podważania znanego porządku i kreowania nowego, w związku z tym dlaczego większość fantastycznych kultur utrzymuje heteronormę i monogamię jako Jedyny Słuszny sposób życia?
Artur: Myślę, że aseksualność to orientacja ciągle znajdująca się w cieniu, a przypuszczam, że dużo powszechniejsza, niż się uważa. Tak samo jest z niebinarnością. Bardzo przydałyby się też pozytywne, unikające sensacyjności przedstawienia osób transpłciowych, zwłaszcza kobiet.
Uważam też, że powinniśmy rozmawiać o tym, jakie możliwości mają queerowe twórczynie i twórcy, żeby samodzielnie opowiadać queerowe historie. Chciałbym, żeby było tych możliwości więcej.
Ginny N.: Ostatnio coraz częściej mamy potrzebę widzenia innego modelu rodziny niż nuklearna. Wspomniana poliamoria z pewnością byłaby tu świetnym punktem wyjścia dla pokazywania innego rodzaju komórki rodzinnej. Przychodzi nam też do głowy jeden przykład, jak zrobić to dobrze. Skrzydła – debiut powieściowy Karoliny Fedyk, w których dzieci z Saady (głównej krainy, w której rozgrywa się akcja) wychowywane są przez gniazda rodzinne składające się z nawet kilkunastoosobowej grupy niespokrewnionych dorosłych odpowiedzialnych za wychowanie, edukację i wybór kariery wspólnych dzieci. W drugiej z głównych kultur występujących w powieści mamy z kolei bardziej tradycyjne rodziny, ale właśnie – są one tradycyjne, czyli nie nuklerane, a wielopokoleniowe, w których skład może wchodzić kilkadziesiąt członków o różnorodnych powiązaniach. To jest zdecydowanie kierunek, w którym chcielibyśmy, by rozwijała się literatura fantastyczna. Pokazywania innych relacji rodzinnych niż patriarchalna, kapitalistyczna, rodzina nuklearna.
Chętnie widzielibyśmy też więcej wspomnianych już postaci aromantycznych czy aseksualnych poza literaturą skierowaną typowo dla młodzieży. Potrzeba nam też kolejnych narracji o queerowej euforii, a nie tylko o queerowym cierpieniu, choć tu pojawiają się pierwsze jaskółki zmiany.
An: Temat aseksualności i aromantyczności został już poruszony i muszę się tylko zgodzić, tym bardziej że wciąż postaci aseksualne i aromantyczne są zbyt często przedstawiane w sposób problematyczny (nie mówiąc już o postaciach aseksualnych i znajdujących się na spektrum autyzmu: z jednej strony łączenie tych dwóch reprezentacji często owocuje nieciekawymi stereotypami, z drugiej – znam wiele osób, które należą do obu tych grup i które zasługują na dobrą reprezentację). Chętnie zobaczyłabym też reprezentację osób demiseksualnych, która „odczarowałaby” demiseksualność, nie wiązałaby jej z nierealnymi romantycznymi oczekiwaniami albo z represjonowaniem własnej seksualności. Poza tym, poliamoryczność, alternatywne modele rodzin, związki queerplatoniczne – tak. I oczywiście – postaci o zróżnicowanych reprezentacjach, na bardzo różnych planach tekstów. Queerowość to ogromny wachlarz tożsamości, które potrafią się przecinać.
Chciałabym tutaj ponadto poruszyć temat treści queerowych pojawiających się w polskiej literaturze – bo tutaj możemy zdziałać więcej, a i więcej jest rzeczy, których brakuje. Polska literatura queerowa to wciąż przede wszystkim powieści obyczajowe, romanse – queerowego kryminału, powieści historycznych i przygodowych, fantastyki mamy nadal mało. Istnieją wydawnictwa specjalizujące się w literaturze przede wszystkim gejowskiej i lesbijskiej, ale mam poważne wątpliwości, czy któreś z nich zdecydowałoby się wydać powieść fantastycznonaukową. Z drugiej strony wysyłanie mocno queerowego tekstu do wydawnictwa specjalizującego się w fantastyce wciąż wiąże się z obawami, że tekst zostanie odrzucony jako nie pasujący do heteroseksualnego cis(męskiego) targetu. W literaturze anglojęzycznej coraz więcej mamy powieści gatunkowych skupiających się na queerowych postaciach – w polskiej fantastyce nadal takie postaci pojawiają się sporadycznie, często na dalszych planach albo są tokenowe lub, co gorsza, przedstawiane w sposób stereotypowy i obciążony uprzedzeniami. To się niestety wiąże z problemami polskiego rynku wydawniczego i wciąż powszechnymi stereotypami polskiego fandomu i polskiej fantastyki jako zdominowanej przez narracje prawicowe i skierowane do męskiego (heteroseksualnego i najczęściej nastoletniego) czytelnika. Ale to jest pole, na którym możemy pracować.
Ginny N.: To jest bardzo dobre spostrzeżenie. Z pewnością warto, żebyśmy działali, otwierając rynek wydawniczy na narracje queerowe niebędące romansami. Tak wysyłając je mimo wszystko do wydawców, jak i – jeśli sami jesteśmy wydawcami – chętnie je przyjmując, ale i informując już na etapie naborów, że na tego typu narracje jesteśmy otwarci. Dziś jednak wciąż wysyłając nasze opowiadania, obawiamy się, czy – nawet jeśli wydawca doceni jeden aspekt queerowości, ten, który lepiej rozumie, nie odrzuci tekstu ze względu na inny, którego nie zrozumie. Choć i tak najwięcej obaw mamy, wysyłając wydawcom powieść. W opowiadaniach może queernormatywny świat łatwiej przejdzie, bo i takich opowiadań powoli pojawia się więcej. Myślimy, że samo Tęczowe i fantastyczne zrobiło na tym polu bardzo dużo dobrego, pokazując, że się po prostu da i że queerowość można zinterpretować na wiele różnych sposobów. Powieść, w której mamy queernormatywny świat, może być trudniejsza do akceptacji dla wydawców, widziana przez nich nie jako oddająca coś, co dla queerowej osoby autorskiej jest zwyczajne, a jako eksperyment literacki i jako taki zbyt ryzykowna do wydania. Tam gdzie wydawcy magazynu nie spadnie sprzedaż czy liczba pobrań od tego, że będzie mieć jedno czy dwa opowiadania queerowe, tam wydawca może bać się całkiem sporych strat. Choć – mamy nadzieję – tylko na wyrost i wydawcy zaczną dostrzegać także zyski, które przeważą potencjalne straty i pojawi się po prostu więcej polskiej queerowej fantastyki w wydaniu powieściowym.
Z jakimi założeniami pisałyście/wybierałyście swoje teksty do wysłania do antologii? Czy chcieliście powiedzieć coś konkretnego na temat queerowości, przedstawić ją w określony sposób?
Pryvian: Muszę przyznać, że początkowo Morderstwo pod Skrzyżowanymi Kluczami nie było tekstem planowanym do tej antologii. Pracowałam nad zupełnie innym, osadzonym w queernormatywnym świecie i skupiającym się z jednej strony na intrydze politycznej, z drugiej na rodzącym się poliamorycznym związku. Z pewnych względów jednak nie dałam rady go dokończyć – i wtedy olśniło mnie, że Morderstwo… również jest tekstem queerowym. I jeśli jest jest coś, co chciałabym za jego pomocą powiedzieć, to jest to: „queerowość postaci nie musi być niczym usprawiedliwiona czy tłumaczona”. Ci bohaterowie po prostu są queerowi, koniec kropka. Męczą mnie potwornie stwierdzenia, że aby w tekście kultury pojawiła się postać LGBT+, to jej orientacja musi być istotna dla fabuły. A to w przypadku osób cisheteronormatywnych ta zasada już nie działa?
Artur: Przeczuwałem, że w antologii mogą dominować literki L, G i B oraz wątki uczuciowe – dlatego postanowiłem skupić się na postaciach niebinarnych i transpłciowych.
Smocze dziecko powstało jako odpowiedź na opowiadanie Any Mardoll, w którym osoba niebinarna staje twarzą w twarz ze smokiem… i z poczucia, że jeśli jakaś społeczność składa ofiary smokowi, to prawdziwym problemem nie jest smok.
Chciałem w tym tekście opowiedzieć o częstym problemie osób queerowych, czyli odrzuceniu przez rodzinę i otoczenie, ale bez epatowania queerowym nieszczęściem (dlatego nie jest w tekście doprecyzowane, z jakiego właściwie powodu Yare zostału wybranu na ofiarę). A także pokazać, że jeśli ma się szczęście, to można trafić na nową rodzinę, akceptującą bezwarunkowo.
An: Napisałam Wyspę Łosi, zanim jeszcze antologia była w planach i kiedy tylko został ogłoszony nabór, wiedziałam, że to po prostu okazja, by znaleźć miejsce dla publikacji tego tekstu: przy czym moim głównym problemem we wcześniejszym szukaniu była objętość tekstu, chyba bardziej niż nieheteronormatywność bohaterek. Czy chciałam powiedzieć coś na temat queerowości? Na pewno chciałam zmierzyć się z własnymi demonami i przeszłymi problemami w relacjach, choć odpowiednik toksycznego związku bohaterki w moim życiu akurat był toksyczną przyjaźnią, ale użycie relacji romantycznej ułatwiło mi nieprzekładanie 1:1 elementów własnego życia (w moim życiu oczywiście nie było też pradawnych mrocznych sił na bagnach!).
Moją główną motywacją do napisania tekstu była wyprawa na fińskie bagna, w czasie której z towarzyszącą mi osobą zgubiłyśmy się na niewłaściwym szlaku i zaczęłyśmy wymyślać straszne historie. Tamta przygoda nie miała żadnych przerażających elementów poza tymi, które zostały wymyślone – ale inspiracja do napisania opowiadania grozy pozostała. Lubię pisać grozę, a pisanie postaci, które nie są hetero (ani cis, choć w tym tekście prawdopodobnie wszystkie bohaterki są cispłciowe) jest dla mnie po prostu naturalne.
Zastanawiałam się trochę, jak wyglądałoby to opowiadanie, gdyby związki w nim podmienić na heteroseksualne i wydaje mi się, że gdybym tak napisała ten tekst, mogłabym łatwo popaść w dość nieciekawe stereotypy. W tym samym układzie heteroseksualna bohaterka łatwo mogłaby utracić część swojej sprawczości na rzecz bohaterów męskich kształtujących jej życie (w tym stalkującego byłego partnera) – z drugiej strony gdyby protagonistą tej historii zrobić mężczyznę, pojawiłby się bardzo stereotypowy i niosący za sobą nieciekawe implikacje wątek „złej byłej partnerki i dobrej obecnej partnerki”. W sytuacji gdy bohaterka i obie jej partnerki są kobietami, relacje między nimi są o wiele bardziej zrównoważone.
Ginny N.: Cierpki zapach kosmosu powstał w 2019 roku, długo przed tym jak antologia została ogłoszona, więc, podobnie jak u Pryvian i An, nie napisaliśmy go z myślą o niej. Ale oczywistym było dla nas wysłanie do queerowej antologii tekstu o aromantyczności i/lub aseksualności. Podejrzewaliśmy, że nawet w tego typu publikacji może pojawić się niewiele takich opowiadań. Wybraliśmy opowiadanie, w którym centralnym punktem jest wewnętrzne zmaganie głównej bohaterki z mówieniem o swojej aromantyczności. A przynajmniej w pewnym stopniu także z tym, bo jej problemy nie zaczynają się ani nie kończą na tym. W nietypowej dla niej sytuacji odosobnienia i nagle niestabilnej sytuacji życiowej musi zmierzyć się z budowaniem relacji z osobą, z którą – gdyby nie magiczny wypadek – prawdopodobnie by się nawet nie spotkała. Lecz tam, gdzie zgodnie z kliszą doszłoby do romansu albo co najmniej seksu, mamy brak zainteresowania romansem u Nadii a z drugiej strony – osobę aseksualną, o czym jednak Nadia nie mogła wiedzieć, dopóki nie poruszyła otwarcie tematu. Całe to opowiadanie jest więc jasnym wywróceniem kliszowego tropu na nice. Głównie chcieliśmy pokazać, że mówienie o aromantyczności nawet w dość queernormatywnym świecie może nie być łatwe i że czasami trudno jest w ogóle zacząć ten temat.
W jaki sposób decydujecie, które z waszych postaci będą niehetero? Jakie konsekwencje ten wybór za sobą pociąga? Na jakie aspekty tekstu wpływa wybór umieszczenia w nim wątku queerowego?
Pryvian: Pamiętam, jak bardzo rozbawiło mnie to pytanie podczas panelu, ponieważ ja jako autorka nie decyduję absolutnie o niczym. Częściej myślę o samej sobie bardziej jako o sekretarce moich postaci, która po prostu grzecznie spisuje ich historie, niż o autorce, która ma nad nimi kontrolę. Moje postacie po prostu do mnie przychodzą i mówią, a ja słucham. Jeśli któraś z nich stwierdzi, że jest homoseksualna/aseksualna/niebinarna, to tak jest i nie zamierzam z tym dyskutować czy próbować zmienić lub pominąć ten wątek. Nie potrafię sobie wyobrazić innego procesu twórczego… A może raczej nie tyle nie potrafię, co wiem, że w moim przypadku by nie zadziałał.
Kiedy ostatnio próbowałam „kontrolowanie” obsadzić tekst, dochodząc do wniosku, że w moim obyczaju brakuje trochę osób narodowości polskiej, to skończyłam ostatecznie z jednym pół-Irlandczykiem wychowanym na Śląsku i identyfikującym się jako Ślązak, jedną dumną góralką i jednym pół-Niemcem. Jedyne, co mi pozostało, to to zaakceptować.
Właśnie dlatego nie uważam, aby w przypadku mojego pisania można było mówić o konsekwencjach queerowości, raczej o konsekwencjach wyborów, których postacie dokonują – ale tutaj znowu orientacja czy identyfikacja nie są jedynymi czynnikami, które do tych wyborów prowadzą.
Artur: Czuję, że będę odstawał tutaj trochę od reszty, bo podchodzę do pisania w sposób bardziej zaplanowany. Moi bohaterowie nie żyją własnym życiem – są funkcjami tekstowymi, które popychają fabułę do przodu (choć dążę do tego, by były to ciekawe, złożone i dobrze napisane funkcje tekstowe). Pewną rolę odgrywa oczywiście w procesie tworzenia nieświadomość, ale staram się zawsze jak najdokładniej rozważać implikacje i konsekwencje wyborów, których dokonuję w tekście, i to obejmuje również tożsamość płciową i orientację seksualną bohaterów.
Kończę właśnie redagować opowiadanie z bigenderową bohaterem, który posługuje się w narracji wymiennie formami męskimi i żeńskimi. Jednym z najtrudniejszych aspektów tego tekstu jest decydowanie, w których momentach powinny następować przejścia. Mogłyby oczywiście następować losowo, ale dla bohaterki bycie kobietą i bycie mężczyzną znaczą różne rzeczy – więc sensownie byłoby, żeby łączyły się z określonymi partiami tekstu. Jednocześnie jednak nie chcę, żeby były to stereotypowe wzorce męskości i kobiecości, więc dużo namysłu poświęcam temu, co te kategorie znaczą dla tej konkretnej postaci.
W ogóle wydaje mi się, że orientacja tak samo jak płeć mogą w ciekawy i subtelny sposób zmieniać nasze postrzeganie bohaterów i sytuacji – tak jak to opisuje wyżej An na przykładzie Wyspy Łosi. Macho komandos w stylu Schwarzeneggera będzie kimś nieco innym, jeśli zakocha się w mężczyźnie, a nie w kobiecie (i jeszcze kimś innym, jeśli będzie się zakochiwał w jednych i w drugich). Podczas czytania historii o zdradzie małżeńskiej uruchomią nam się w głowie nieco inne skojarzenia kulturowe, jeśli żona będzie zdradzać męża oraz jeśli mąż będzie zdradzać żonę. A co, jeśli żona zdradzi żonę albo mąż męża? Odpadnie wtedy na przykład postrzeganie sytuacji przez pryzmat patriarchalnych relacji między płciami, a co za tym idzie, w opowiadaniu będzie można skupić się na innych aspektach tego związku. Staram się brać te aspekty pod uwagę, nadając postaciom tożsamość płciową i orientację.
An: To jest coś, co po prostu się zdarza? Ja wiem, że postać jest kreacją autorską, ale zwykle na pewnym etapie tworzenia osób bohaterskich nie zastanawiam się, tylko pozwalam mojej mniej-więcej podświadomości zadecydować. Tak się składa, że od bardzo wielu lat moi bohaterowie są w przeważającej większości biseksualni – to odpowiada mojej własnej bi/panseksualności i odpowiadało jej, zanim sama byłam tego świadoma. Zakładam, że jeśli postać nie „powie mi”, że jest inaczej, oznacza to, że jest biseksualna. To trochę wynika też z mojego własnego otoczenia, z tego, że wśród moich przyjaciół i bliskich znajomych osoby cishetero można policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze kilka palców zostanie. Pierwszą postać niebinarną napisałam niedługo po tym, jak dowiedziałam się o istnieniu niebinarności. Nie zastanawiałam się, czy powinna taka być czy nie – po prostu mi to do niej pasowało. Potem było dużo kombinowania z tym, jak powinnam to zaznaczyć w tekście, bo postać, zsocjalizowana do roli kobiety w XIX wieku na pewno nie miała prawa znać ani kategorii niebinarności, ani tym bardziej używać w stosunku do siebie neuratywów.
Obecnie wśród tekstów, nad którymi pracuję, jest powieść fantasy w której, jak się okazało, większość osób bohaterskich jest niebinarna. Przy czym w tym wypadku jest to wynik tego, jak wyewoluował mi przez dobrych piętnaście lat świat przedstawiony tej powieści. Kiedy pisałam pierwszy tekst w tym świecie, większość bohaterów była (co jest dla mnie nietypowe) heteroseksualna. Tylko lokalny Mroczny Lord okazał się być aseksualny, a lokalna rasa jaszczuroludzi odmawiała podziału na męskie i żeńskie funkcje społeczne. Po latach przemyśleń okazało się, że jaszczuroludzie są niebinarni (uznają płeć biologiczną tylko w kontekstach ściśle związanych z rozmnażaniem), a wspomniany Mroczny Lord, centralny dla większości fabuł, też nie może być całkowicie męski. Kiedy jest się kawałkiem boga pierwotnej ciemności, nie można być tak po prostu męską lub żeńską istotą, pierwotna ciemność nie ma podstaw podporządkowywać się binarności… Jeśli konstrukcja świata idzie w tym kierunku, trzeba raz jeszcze przemyśleć, w jaki sposób mieszkańcy tego świata postrzegają płeć, role płciowe i seksualność, i czy na pewno wszechobecny patriarchat ma rację bytu, jeśli zaraz po bogu pierwotnej ciemności w panteonie najważniejsze są dwie zakochane w sobie boginie, które po zagładzie odtworzyły życie na ziemi…
Ginny N.: Decyzja była tu jedna i podjęta już kilka lat temu. Wszystkie nasze postaci są niehetero. Większość pierwszoplanowych także niebinarna. Podświadomie zawsze pisaliśmy je jako aromantyczne i aseksualne, choć tak naprawdę bardziej istotny był jednak element aromantyczności, jako że właściwie i tak nie piszemy scen seksu. A od kilku lat robimy to już świadomie, choć staramy się to różnicować, wprowadzając także postaci o innych orientacjach romantycznych i seksualnych. Anegdotycznie też jednak – czasami są to wybory dość przypadkowe, ot, żeby trochę zróżnicować świat przedstawiony, aż zapominamy jak to jest z daną postacią, gdy robi się ich dość dużo. Wtedy pomagają krótkie ściągawki, jak przy naszej ostatniej powieści, którą dopiero co zaczęliśmy wysyłać do wydawców.
Ten wybór w każdym razie pociągnął za sobą to, że nasze światy są po prostu queernormatywne, a nam zostaje decydować, w jakim stopniu i jak to wpływa na opisywane przez nas społeczeństwa. Czy zamierzamy zagłębiać się w tę tematykę, czy też stanowi ona tylko tło dla wydarzeń i relacji między postaciami? A może w ogóle jej nie poruszymy, bo tekst opowie o dwójce postaci, skupiając się tylko i wyłącznie na ich relacji? Czy świat będzie bliższy naszemu, czy dalszy? Jak wpłynie to na politykę i społeczeństwo danego świata? Jaki rodzaj rodziny będzie najpowszechniejszy? Czy queernorma będzie tylko bańką, otaczającą główną postać, czy normą dla całego świata, który ta zamieszkuje? To wszystko są decyzje, które podejmujemy zależnie od tego, jaki rodzaj historii chcemy opowiedzieć, ale im więcej queernormy tym, zwykle, bardziej jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego.
Osoby cis i heteroseksualne często zastanawiają się, czy mogą pisać postacie queerowe i jak to robić, nie powielając szkodliwych stereotypów i nie popadając w fetyszyzację. Macie jakieś rady?
Pryvian: Piszcie osoby – tyle i aż tyle. Tak jak jestem przekonana, że osoby cis i heteroseksualne nie chciałyby być sprowadzane w jakichkolwiek warunkach tylko i wyłącznie do swojego życia seksualnego, tak samo osoby queerowe nie mogą być tak traktowane. Pozwólcie sobie na różnorodność, niech te postaci mają różne zainteresowania, charaktery, pochodzą z różnych kultur i środowisk… Pozwólcie im żyć wewnątrz tekstu. To najlepsza rada, jaką mogę dać.
Artur: Tak jak pisze Pryvian, warto zadbać o to, by queerowi bohaterowie mieli również cechy inne niż queerowość.
Dobrą strategią pisania o osobach z grup, do których się nie należy, jest niezawłaszczanie ich doświadczeń, lecz obsadzanie ich w historiach, które dotyczą innych rzeczy. Niedobrze by było, gdyby osoba cispłciowa pisała głęboko intymną narrację na temat transpłciowości (zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak niewiele okazji do opowiadania o swoich doświadczeniach mają same osoby transpłciowe) – ale, sięgając po przykład podany wcześniej przez An, każdy może pisać o trans chłopakach walczących ze smokami.
Zawsze warto zdawać sobie sprawę ze swojego przywileju oraz kulturowej nierównowagi sił wynikającej na przykład z tego, jak często postacie lesbijek funkcjonują dla męskiej uciechy; zadawać sobie pytania o przyczyny, dla których chcę napisać tę konkretną historię w taki a nie inny sposób, i o to, jakie implikacje niesie ze sobą taki a nie inny sposób przedstawienia postaci queerowych.
No i wreszcie: zawsze warto rozmawiać z przedstawiciel(k)ami grup, o których się pisze, pokazywać im swoje teksty, jeśli wyrażą na to zgodę – i słuchać, co mają do powiedzenia.
Ginny N.: Piszcie postaci, które lubicie. Takie, które – gdybyście je przypadkiem spotkali – chętnie zaprosilibyście na herbatę i spędzili z nimi pół dnia na planszówkach albo innej rozrywce, jaką lubicie. Tyle i tylko tyle: traktujcie je z sercem.
A kwestie techniczne? Jest mnóstwo źródeł, w których dokonacie dobrego reaserchu na temat tego, które tropy są szkodliwe, a jakich brakuje, jak to jest być osobą queerową, a co jest bzdurą wyssaną z palca. Są też osoby sensitivity readerskie, tak jak są przy innych kwestiach mniejszościowych. Wystarczy więc do tych zasobów sięgnąć z otwartą głową.
An: Tak się składa, że bardzo uwielbiam jeden komiks o dwóch paniach lubiących BDSM napisany i narysowany przez heteroseksualnego (chyba) cismężczyznę. Mam na myśli Sunstone autorstwa Stjepana Sejicia: i ten komiks pokazuje to, o czym piszecie, że żeby takie coś wyszło, postaci powinny być traktowane jak ludzie. Bohaterki Sunstone są pełnoprawnymi postaciami, mają swoje życie, pasje, problemy, nie są tylko „lesbijkami uprawiającymi BDSM”. Jasne, komiks momentami cierpi na male gaze, ale generalnie można pokazać go jako przykład, że można to zrobić dobrze.
Oczywiście, jeśli jest się przedstawicielem cisheteroseksualnej większości, a chce się pisać postaci queerowe, trzeba nauczyć się zadawać sobie pytania kontrolne i wykonać solidny research – i na pewno trzeba się pilnować przed stawianiem definitywnych sądów i przed definiowaniem nieswoich tożsamości. Osoba niequeer będzie miała pod górkę i będzie często oceniana surowiej, ale to nie znaczy, że powinna się powstrzymać od pisania queerowych postaci.
No i jest jeszcze jeden aspekt: pozwolenie na pisanie postaci queerowych tylko queerowym twórcom może zaowocować zmuszaniem autorów do coming outu wbrew ich woli. Osoba niebinarna może nie chcieć ujawnić się publiczne jako niebinarna – ale może chcieć pisać o postaciach takich jak ona. A czasem pisanie queerowych postaci jest też drogą do odkrycia własnej queerowości. Na pewno tak było ze mną – i znam kilka osób, które przeszły podobną drogę.
Jakie queerowe teksty polecacie?
Pryvian: Poza tymi, które wymieniłam powyżej, nasuwają mi się jeszcze trzy: dwie powieści oraz serial. Przede wszystkim Skrzydła Karoliny Fedyk, powieść, która zdecydowanie zasługuje na więcej zainteresowania niż otrzymała przy okazji premiery, oraz Girls of Paper and Fire Natashy Ngan, podejmująca w przejmujący sposób kwestię wykorzystywania seksualnego oraz ryzyka, jakie niesie za sobą bycie „innym”. Serialu natomiast mam nadzieję, że nie trzeba specjalnie przedstawiać, ponieważ chodzi o Sense8 sióstr Wachowskich, to pierwsza tak otwarcie queernormatywna narracja w formie serialowej, którą widziałam w życiu, i która za każdym obejrzeniem zachwyca mnie coraz bardziej.
Artur: Z rzeczy wydanych po polsku: Podwójne życie Pat Jo Walton to historia kobiety, która pamięta różne wersje swojego życia. Intymna, obyczajowa powieść o tym, co to znaczy być sobą.
Z rzeczy niewydanych po polsku: Sex Death Revolution Magdalene Visaggio to historia kobiety, która pamięta różne wersje swojego życia. Magiczna, metaforyczna powieść graficzna o tym, co to znaczy być sobą.
Wspomniałem też wcześniej o serialach Russella T Daviesa i myślę, że zdecydowanie warto się z nimi zapoznać, bo pełno w nich otwartej, bezkompromisowej queerowości, a do tego są po prostu świetnie napisane.
An: Z mojej strony będą dwa komiksy, które bardzo przejechały mi po mózgu. Po pierwsze, wspomniane przez Artura Sex Death Revolution, komiks, który choć opiera się na doświadczeniu transpłciowej bohaterki, przemawia do cispłciowej mnie na wielu różnych poziomach. Uwielbiam urban fantasy i opowieści o magii funkcjonującej we współczesnym świecie, a ten komiks nie tylko buduje bardzo ciekawy obraz społeczności współczesnych wiedźm i czarodziejów oraz używanych przez nich systemów magicznych, ale też w interesujący sposób posługuje się symboliką i tego wszystkiego używa do opowiedzenia prywatnej historii opartej o indywidualne doświadczenie. Fakt, że protagonistka komiksu jest queerowa, dodaje tylko wykorzystywanym w komiksie symbolom i elementom narracyjnym nowego znaczenia, którego nie można by osiągnąć z cispłciowym protagonistą.
Drugi to More than Meets the Eye i jego sequel, Lost Light, należące do franczyzy Transformers. Scenarzysta James Roberts wykreował historię, która sprawiła, że zakochałam się w wielkich robotach z kosmosu – ponieważ użył tych robotów do poprowadzenia wątków społecznych (dystopia, opresyjne społeczeństwo, rewolucja, konsekwencje wojny) i osobistych. Dodatkowo wprowadził do franczyzy otwarcie napisane wątki queerowe, wykreował społeczeństwo, które można nazwać homonormatywnym. I jakkolwiek może to dziwnie brzmieć, to działa. Komiks wychodzi obecnie w ramach kioskowej kolekcji, ale z tego co słyszałam tłumaczenie nie jest najlepsze.
Ginny N.: Poza tekstami o których już wspomnieliśmy w trakcie naszej dyskusji, polecimy komiks Noelle Stevenson Nimona, która może z mniejszym rozmachem niż wspomniana She-Ra tego samego autora, ale także jest głęboko queernormatywną narracją. Opowiada o instytucjach niszczących queerowe relacje i o sile queerowej miłości, która pomaga te instytucje zwalczyć a na ich gruzach zbudować lepszy, przyjaźniejszy świat. Warto też sięgnąć po powieść Terry’ego Pratchetta Równoumagicznienie, w której narracja opowiada o wymykaniu się z płciowych klisz. Narrację tę można odczytywać tak na poziomie płci, jak i orientacji głównej bohaterki. I, zostając przy Pratchettcie, Potworny regiment, w którym grupka młodych dziewcząt przebiera się za chłopców, by – każda w innym celu, zwykle wcale niezwiązanym z patriotyczną potrzebą walki o swój kraj – wcielić się do wojska.
Zuzanna „Pryvian” Śliwa: Studentka, prelegentka na konwentach i aspirująca celtolożka. Pasjonatka języków obcych (szczególnie celtyckich), dobrej literatury i muzyki. Trzy największe miłości jej życia – i zarazem największe inspiracje pisarskie – to folklor Wysp Brytyjskich, legendy arturiańskie oraz łyżwiarstwo figurowe.
Artur Nowrot: Redaktor, tłumacz, krytyk, prozaik. Współpracuje z portalem Popmoderna. Publikował w Wizjach, Kontencie oraz antologiach Dzieje się i Tęczowe i fantastyczne. Zawodowo chodzi po dachach i próbuje to łączyć z działalnością twórczą. Czyta fantastykę, wiersze i komiksy. Prowadzi fanpejdż Artur Nowrot: literatura.
Ginny N.: Autorzy, eseiści, redaktorzy. Współtworzą portal Whosome, redagują absurdystyczny zin Mlem!, a kiedy mają trochę czasu, zajmują się korektą. Znajdziecie ich na Twitterze (@ripplesofcosmos) oraz Facebooku (@ginnynawrocka).
Anna „An-Nah” Łagan: Z wykształcenia religioznawczyni, z zawodu korpomysza. Publikowała między innymi w Nowej Fantastyce, Science Fiction Fantasy i Horror, Fantomie i antologii Skafander i Melonik. Lubi pisać o queerowych osobach, robotach i rewolucji. Herbaciana snobka i matka trzech kotów. @iamnamedsilence na Twitterze, Archive Of Our Own oraz Wattpadzie, na Facebooku fanpage Anna „An-Nah” Łagan.
Wspólny profil redakcji Whosome.pl. Podpisujemy nim zbiorcze teksty, tłumaczenia, analizy i dyskusje.